PKP sprzedaje bilety na pociągi, w których nie ma już miejsc siedzących. Efekt: pasażerowie stoją na korytarzu. UTK chce walczyć z takimi praktykami. Tyle że może to być walka z wiatrakami
PKP sprzedaje bilety na pociągi, w których nie ma już miejsc siedzących. Efekt: pasażerowie stoją na korytarzu. UTK chce walczyć z takimi praktykami. Tyle że może to być walka z wiatrakami
Urząd Transportu Kolejowego zabiera się za przewoźników prowadzących nielimitowaną sprzedaż biletów. W efekcie w czasie szczytów przewozowych zdarza się jeździć nam wesołymi pociągami, do których wsiada się oknem, a podróżuje nieraz w toalecie. Wielu pasażerom nie przyjdzie do głowy, żeby się skarżyć na takie warunki, bo albo nie wiedzą, że można, albo już do nich przywykli. Tymczasem można i trzeba. I ludzie czynią tak coraz częściej.
– W tym roku wpłynęło 85 skarg na przepełnienie pociągów – wylicza Katarzyna Kucharek, rzeczniczka UTK. Dotyczyły m.in. PKP Intercity i Przewozów Regionalnych. Dla porównania: w 2013 r. skarg było 19.
Urząd ma świadomość, że liczba skarg nie oddaje skali zjawiska, i zapowiada kontrole, które mają wyegzekwować bezpieczne wożenie pasażerów. – Jeśli producent taboru nie przewidział w pojeździe miejsc stojących, to liczba biletów sprzedawanych na dane połączenie powinna być limitowana wyłącznie do miejsc siedzących – twierdzi Katarzyna Kucharek.
Za naruszenie przepisów UTK może nałożyć karę w wysokości 2 proc. ubiegłorocznych przychodów. Procedura jest jednak uciążliwa, bo przewoźnik może się odwoływać do sądów: ochrony konkurencji i konsumentów oraz administracyjnego. Regulator przyznaje, że dziś nie ma jednoznacznego przepisu, który zakazywałby sprzedaży biletów w sytuacji, kiedy nie ma już wolnych miejsc. O taką inicjatywę legislacyjną urząd dopiero zabiega. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju nie wyklucza poparcia: „Inicjatywy zorientowane na prawa pasażera będziemy popierać, przy czym każda z nich musi być odpowiednio przeanalizowana zarówno pod kątem możliwości finansowych, jak i zastosowania w praktyce” – takie stanowisko otrzymaliśmy wczoraj z resortu.
Przewoźnikom pomysł się nie podoba, bo w ich interesie jest sprzedawanie jak największej liczby biletów. – Nie planujemy wprowadzać obowiązku rezerwowania w naszych pociągach dalekobieżnych i średniego zasięgu InterRegio i RegioEkspres – odpowiada Michał Stilger z Przewozów Regionalnych. Ten największy przewoźnik w Polsce zastrzega, że stara się – przez zarządzanie taborem – dostosowywać wielkość podaży miejsc siedzących do zainteresowania ofertą w konkretnych terminach. I podkreśla, że nie dysponuje nieograniczoną liczbą pojazdów. – Pasażer może sam zdecydować, czy chce odbyć podróż, choć nie ma miejsc siedzących. Często jest tak, że już na kolejnej stacji część podróżnych wysiada, zwalniając miejsca – tłumaczy Michał Stilger.
Trzeba też uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Na przykład PKP Intercity na 650 zł (plus cena biletu) ustaliło opłatę za wystawienie biletu na pokładzie pendolino. PKP tłumaczą to względami bezpieczeństwa. „Ten pociąg jest jak samolot”, stwierdził prezes PKP Jakub Karnowski w Polsat News, tłumacząc, że nie może w nim być miejsc stojących.
Pierwsze ofiary „zasady 650 zł” już są. – Każdy pasażer, na którego nałożono karę, może się od niej odwołać w ramach reklamacji – twierdzi Zuzanna Szopowska z PKP Intercity.
UTK twierdzi, że zgodził się na ograniczenie sprzedaży miejsc w pendolino, ale w decyzji nie ma słowa o zakazie sprzedaży w pociągu, jeśli są miejsca.
Eksperci sięgają po przykłady: w pociągach TGV, które jeżdżą nawet 300 km/h, można kupić bilet na pokładzie. W relacjach do 100 km usługa ta kosztuje 4 euro, na dłuższych trasach – 10 euro. To ponad 15 razy mniej niż u nas. Specjaliści apelują o zmianę stawki, która zniechęca do kolei i jest korupcjogenna.
– Obsługa pociągów powinna odmawiać sprzedaży biletu dopiero wtedy, kiedy wszystkie miejsca są zajęte. Ta kwestia była poruszana podczas specjalnej komisji do spraw pendolino z udziałem PKP. Ale jak grochem o ścianę – powiedział wczoraj DGP poseł Krzysztof Tchórzewski, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury.
Techniczne możliwości są. – Już dziś załogi naszych wszystkich pociągów mają bieżący podgląd w system sprzedaży dzięki zastosowaniu terminali mobilnych i tabletów – przyznaje Zuzanna Szopowska. Promowany jest jednak inny model. Dla podróżnych chcących kupić bilet na pendolino w ostatniej chwili wydzielono specjalne kasy. – Działają na wszystkich dużych dworcach, gdzie kursują te pociągi. Kasa jest oznaczona i otwierana na 30 minut przed każdym odjazdem.
OPINIA
Przewoźnicy dalekobieżni starają się walczyć z przepełnieniem pociągów. Działaniem w dobrym kierunku było np. wprowadzenie PKP Intercity obowiązkowych miejscówek także w drugiej klasie TLK. Poprawy wymaga jednak zarządzanie taborem. Jeśli liczba miejsc objętych rezerwacją zbliża się do 100 proc., przewoźnicy powinni wydłużać pociągi albo wypuszczać dodatkowe składy. Jeśli tak się nie zawsze dzieje, to znak, że system działa źle. Przyczyna może być taka, że taki pociąg wymaga indywidualnego rozkładu, a związku z tym jest rozliczany przez PKP PLK według wyższych stawek za dostęp do torów.
Z przepełnieniem pociągów można walczyć bez wyłączania sprzedaży biletów na pokładzie. Z pomysłu opłaty 650 zł za wystawienie biletu w pendolino PKP Intercity powinno się jak najszybciej wycofać. Obsługa pociągu ma dane o wykupionych miejscach. Na ich podstawie można by wpuszczać pasażerów, którzy nie zdążyli kupić biletu i chcą to zrobić w pociągu. Skoro spółka straciła w ciągu pięciu lat w sumie 25 mln pasażerów, to powinna teraz intensywnie zabiegać o klientów, a nie ryzykować, że ich zniechęci nieżyciowymi regulacjami.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama