Spółka w tym roku przewiozła tylko 2 mln pasażerów. Nie wróci do dobrych wyników bez wznowienia połączeń do USA i Azji
Spółka w tym roku przewiozła tylko 2 mln pasażerów. Nie wróci do dobrych wyników bez wznowienia połączeń do USA i Azji
– Rok 2021 to dla branży lotniczej wciąż czas ogromnego kryzysu. Tegoroczny ruch międzynarodowy nadal jest na poziomie zaledwie jednej czwartej sprzed pandemii – stwierdził Sebastian Mikosz, wiceprezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) w czasie Kongresu Rynku Lotniczego. Wprawdzie w samej Europie czy na niektórych rynkach krajowych, np. w Chinach czy w USA, widać spore odbicie, to nadal na bardzo niskim poziomie jest zwłaszcza ruch długodystansowy – do Ameryki Północnej czy do Azji. – Przed pandemią COVID-19 było ok. 1300 lotów nad Atlantykiem dziennie. Teraz jest ich poniżej 100 – przyznał Mikosz. Z powodu obowiązujących nadal restrykcji mniej więcej na poziomie 10 proc. dawnych wyników realizowany jest ruch ze Starego Kontynentu do krajów dalekowschodnich. To właśnie ograniczenia na długich trasach mocno uderzają w LOT, który w ostatnich latach strategię oparł w dużej mierze na rozwoju siatki połączeń do USA czy na Daleki Wschód. Według najnowszych danych od stycznia do końca sierpnia z usług przewoźnika skorzystało ok. 2 mln osób. Spółka pod tym względem może nawet nie osiągnąć zeszłorocznego wyniku, kiedy to obsłużono 3,1 mln pasażerów. Wciąż będzie też bardzo daleko do rezultatu z 2019 r., w którym LOT-em poleciało 10,5 mln osób.
– Dla nas kluczowe jest teraz otwarcie rynku w Stanach Zjednoczonych czy dalekiej Azji. Dla podróżnych z Polski wciąż niemożliwe jest podróżowanie do USA, Korei Południowej, Japonii, Chin czy Indii – mówi wiceprezes LOT-u Michał Fijoł. Przewoźnik teraz wprawdzie lata do większości tych krajów, ale rejsów jest znacznie mniej niż dawniej. Między Stanami Zjednoczonymi i Polską mogą latać osoby z paszportem USA. Fijoł przyznaje, że w wakacje przyleciało do nas sporo Polaków z amerykańskim obywatelstwem. Jednak po zniesieniu wiz przewoźnik liczył w dużej mierze na turystów i biznesmenów z Polski. Ze zniecierpliwieniem czeka, aż administracja prezydenta Joego Bidena w końcu zezwoli Europejczykom na przyloty do USA. – Wiosną pojawiły się sygnały, że ten kraj otworzy się w lipcu. Później zapowiadano, że administracja amerykańska ogłosi konkretną datę 6 września. Nie doszło do tego – mówi Michał Fijoł.
Na trasach do Azji, np. do Chin czy do Indii, LOT w dużej mierze ratuje się rejsami w formule all-cargo, co oznacza, że towary przewożone są nie tylko w lukach bagażowych, ale także w części pasażerskiej. Ze znacznie zmniejszoną częstotliwością odbywają się też wybrane rejsy azjatyckie z pasażerami. Z Seulu do Warszawy mogą np. przylatywać Koreańczycy. – Korea Południowa ostatnio przyspieszyła ze szczepieniami, a to daje nadzieję na szybsze otwarcie tego kraju dla podróżnych – przyznaje Fijoł. LOT liczy też, że nasz rząd zezwoli na podróże w określonych relacjach, np. z Indii. Na ten ostatni kraj zaczynają się otwierać niektóre europejskie kraje, które zaakceptowały już indyjską szczepionkę. LOT przy okazji otwarcia pod koniec września połączenia z Warszawy do Dubaju chce też rozmawiać z przedstawicielami naszego rządu o przywróceniu możliwości latania do Polski obywatelom kolejnych krajów Bliskiego Wschodu. – Nie może sobie pozwolić na to, żeby z jednej strony zachęcać obywateli tych państw do inwestowania w Polsce, a z drugiej strony odmawiać im wjazdu – dodaje Fijoł.
Przy ograniczeniach na wielu trasach nasz narodowy przewoźnik kontynuuje rozpoczęte w zeszłym roku rozwijanie połączeń turystycznych. W ramach akcji „LOT na wakacje” uruchomił 100 połączeń na południe Europy m.in. do Hiszpanii, Chorwacji czy Bułgarii. Z rejsów na tych trasach skorzystało 340 tys. podróżnych. Do tego dochodzą całoroczne, długodystansowe połączenia do cieplejszych regionów, np. na Dominikanę, do Meksyku, na Kubę czy Zanzibar, które są organizowane wspólnie z touroperatorami. LOT liczy, że w tym roku prawie milion obsłużonych podróżnych to będą turyści.
Dzięki długodystansowym lotom czarterowym są szanse na lepsze zagospodarowanie dreamlinerów, czyli boeingów 787, które nie mogą latać na trasach regularnych. Spółka ma ich teraz 15, a ich stopień wykorzystania nie jest duży. Przez pandemię nasz narodowy przewoźnik nie odebrał dwóch kolejnych takich maszyn. Choć pomalowano je w barwy LOT-u, to jak pisał branżowy portal Pasażer.com, od dłuższego czasu stoją zaparkowane na pustyni Mojave w Kalifornii.
LOT zrezygnował też z odbioru siedmiu zamówionych boeingów 737 MAX. Z kolei w przypadku pięciu odebranych wcześniej takich maszyn prowadzi spór z producentem. Wciąż nie udało się wywalczyć odszkodowania za dwa lata uziemienia samolotów. LOT walczy o kilkadziesiąt milionów złotych.
Biuro prasowe spółki zapowiada: „W przypadku braku osiągnięcia satysfakcjonującego rozwiązania w czasie negocjacji nie wykluczamy podjęcia kroków prawnych, ze ścieżką sądową włącznie”. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama