Buzz i Wizz Air odbierają od producentów samoloty, które będą im pomagać w uruchamianiu nowych połączeń i oszczędzaniu na paliwie

Na lotnisku w Modlinie wyląduje dziś pierwszy boeing 737 MAX w barwach linii Buzz – m.in. z wielką pszczołą na stateczniku. Maszyna za kilka dni zacznie latać z pasażerami. Tym samym zaczyna się nowy etap w historii spółki córki irlandzkich linii Ryanair. Polska filia, która zaczęła działać w 2018 r. (na początku jako Ryanair Sun), stanie się bardziej rozpoznawalna dla pasażerów. Dostawy maszyn to jednak głównie nowe możliwości operacyjne oraz oszczędności. Boeing 737 MAX zabiera 197 pasażerów, czyli o ośmiu więcej niż jego poprzednik. Zużywa też mniej paliwa. Spalanie w przeliczeniu na jedno miejsce jest o 16 proc. mniejsze. Nowe maszyny mają też gwarantować mniejszą emisję hałasu i CO2.
– Do końca roku mamy otrzymać łącznie osiem nowych samolotów. Będą stacjonować w Modlinie, Krakowie, we Wrocławiu, a także w Budapeszcie i na Litwie – mówi Michał Kaczmarzyk, szef linii Buzz. Według niego powiększenie floty o maksy pozwoli nie tyko na oszczędności, lecz także na uruchomienie kolejnych połączeń. Ryanair zapowiedział sporo nowości z Polski od sezonu zimowego, czyli od przełomu października i listopada. Przykładowo z Wrocławia będą trzy nowe trasy – do Pafos na Cyprze, do włoskiej Pizy i angielskiego Bournemouth. Z Poznania uruchomione zostaną połączenia do Ammanu, Brukseli, Helsinek i Manchesteru. Szykują się też nowe trasy z Modlina (m.in. do Aarhus w Danii) i z Krakowa (do Lille).
Buzz jako podwykonawca Ryanaira staje się coraz silniejszy w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Ma już m.in. bazy w Budapeszcie, Bratysławie, Sofii, Kownie, Wilnie, a pod koniec października uruchomi kolejną – w Rydze. W najbliższym czasie chce też zatrudnić ponad 200 stewardes.
Według Mariusza Piotrowskiego z portalu Fly4free maksy oprócz rozpoznawalności pozwolą Buzzowi dzięki swoim osiągom mocniej powalczyć o klienta. – Oszczędności to kluczowe słowo w słowniku irlandzkiej linii. Także z tego powodu Buzz ma niezwykle dobre notowania w centrali w Dublinie. Znacznie niższe koszty niż w Europie Zachodniej sprawiły, że polska spółka przejmuje kolejne bazy Ryanaira w regionie. Dyscyplina kosztowa jest jej niezbędna m.in. do walki z Wizz Airem, który też mocno tnie koszty, a Buzz jest do takiej rywalizacji stworzony – zaznacza Piotrowski.
Wizz Air wyprzedza jednak Ryanaira w unowocześnianiu floty. W zeszłym roku odebrał pierwsze z zamówionych 65 airbusów A320neo, które są porównywane z maksami. Od 2019 r. użytkuje też większe airbusy A321neo. Łącznie zamówił 178 takich maszyn, które często są zestawiane z boeingami MAX 10. Wizz Air czeka też na dostawy 20 airbusów A321XLR, które będą jeszcze bardziej oszczędne, a jednocześnie obsłużą dalekie trasy (do 8,8 tys. km).
Buzz liczy, że kolejne maksy otrzyma w przyszłym roku. Łącznie cała grupa Ryanair zamówiła 210 takich maszyn, a dostawy mają potrwać do 2024 r. Dostarczanie samolotów opóźniło się o około dwa lata, co spowodowane było dwiema katastrofami tej maszyny i długim uziemieniem wszystkich maksów. Ryanair w ramach odszkodowania wynegocjował niższe ceny i jednocześnie zwiększył zamówienie. Niewykluczone jednak, że irlandzki przewoźnik niebawem postawi na Airbusa. Kilka dni temu zerwał rozmowy z Boeingiem w sprawie kolejnych dostaw – tym razem większego modelu – MAX 10.
Michał Kaczmarzyk zaznacza, że podróżni wracają do latania, co widać zwłaszcza w Polsce. – Liczba oferowanych przez nas miejsc w samolotach osiągnęła 80–90 proc. poziomu sprzed pandemii – zaznacza. Według niego zimą liczba połączeń powinna osiągnąć poziom z 2019 r., a potem dalej rosnąć. – Powrót do latania na pewno ułatwiło wprowadzenie paszportów covidowych. Jeśli nie będzie nowych restrykcji dla osób zaszczepionych, to w kolejnych miesiącach podróżni nadal będą tłumnie korzystać z usług linii lotniczych – dodaje.
Bartosz Baca, ekspert lotniczy z firmy BBSG, przyznaje, że tanie linie szybciej przyciągają podróżnych po pandemii, bo ich tempo reakcji na zmiany rynkowe zawsze było szybsze niż w przypadku tradycyjnych linii. – Mają bardziej elastyczny model biznesowy i w efekcie łatwiej przystosowują się do niespodziewanych zmian rynkowych. Jednocześnie tanie linie korzystają też na tym, że szybciej odradza się ruch turystyczny. Nie wiadomo, jaka będzie przyszłość ruchu biznesowego, który wciąż jest na niskim poziomie – dodaje.