Prezes Kolei Śląskich Marek Worach poinformował, że przyczyną poniedziałkowych utrudnień w kursowaniu pociągów był błąd naczelnika dyspozytury taborowej i fakt, że opuścił on stanowisko pracy.
Jak poinformował podczas briefingu prasowego w Katowicach prezes Worach, naczelnik dyspozytury taborowej nie zastosował się do ustaleń z zakończonej o północy narady. Zamiast przesłać trzy składy z jednego miejsca w drugie, przesłał kilkanaście. Maszyniści mają uprawnienia do kierowania określonego typu taboru. W efekcie tego błędu drużyna, która przychodziła rano do pracy nie zastawała swojego składu, a innym nie mogła jechać, bo nie miała uprawnień.
Pracownik, który popełnił tak poważny w skutkach błąd, opuścił później swoje stanowisko pracy. Prezes Kolei Śląskich zapewnił, że był on trzeźwy. Nie wiadomo na razie, czy straci pracę, trwają konsultacje z prawnikami.
"Chcielibyśmy przeprosić pasażerów za niedogodności (...) To była sytuacja, której nie można było przewidzieć, inaczej opracowalibyśmy wariant awaryjny. Poszły obiegi i składy o pewnych parametrach i nie dało się na takich zasadach zrealizować przewozów" - powiedział Worach.
Dodał, że na poniedziałkowe utrudnienia wpływ miała także pogoda - np. dwa pojazdy zamarzły w Tychach i Sosnowcu. O godz. 15.20 na szlaku Kędzierzyn-Koźle - Gliwice pociąg Kolei Śląskich złamał pantograf z powodu obniżonej sieci trakcyjnej. Problemy pojawiły się też na styku województw po zmianie rozkładu jazdy, np. w Raciborzu, gdzie ludzie nie zmieścili się do jednego podstawionego wagonu. Prezes zapewnił, że w najbliższym czasie skład taboru będzie dostosowany do liczby podróżnych tam, gdzie po zmianie rozkładu zmieniło się zapotrzebowanie.
"Sytuacja normalnieje, jeśli nie złapiemy już więcej problemów, to na koniec dnia powinno być to 5-6 proc. z naszych pociągów, które zostaną odwołane. Opóźnienia innych wyniosły maksymalnie 70 minut" - poinformował prezes. Zapewnił, że w najbliższych dniach Koleje powinny działać normalnie. Jest też przekonany, że spółka ma wystarczająco duży tabor do obsługi połączeń. Wątpliwość w tej sprawie wyrażał w poniedziałek prezes Urzędu Transportu Kolejowego Krzysztof Dyl.
Pasażerowie, których pociąg nie przyjechał, mogą liczyć na zwrot kosztów biletów i dochodzić roszczeń. Prezes zapewnił też, że wkrótce podróżni mogą liczyć na informację o zmianach czy opóźnieniach esemesem - informacje o tym jak się zarejestrować, by otrzymywać wiadomości mają się pojawić na stronie internetowej spółki.
Rzecznik PKP Polskie Linie Kolejowe Maciej Dutkiewicz poinformował, że PKP PLK i Grupa PKP oczekują od Kolei Śląskich dokładnej informacji na temat planu pracy przewozowej związanej z pociągami, które nie wyjechały na tory. Przypomniał, że PKP Intercity zdecydowało się w poniedziałek na honorowanie biletów Kolei Śląskich w pociągach na tych samych relacjach, a PLK dysponuje sześcioma lokomotywami, gotowymi wyruszyć w trasę w razie problemów - w poniedziałek taka lokomotywa była użyta dla zepsutego pociągu Kolei Śląskich.
W niedzielę należąca do samorządu województwa spółka Koleje Śląskie przejęła obsługę połączeń w regionie od Przewozów Regionalnych, wcześniej obsługiwała tylko część tras. Zmiana ta zbiegła się z wprowadzeniem w całym kraju nowego rozkładu jazdy pociągów.