Tylko w tym roku na konta Ryanaira marszałek województwa podkarpackiego przeleje 11,6 mln zł – wynika z sondy DGP w samorządach. Od 2007 r. Ryanair, WizzAir i LOT otrzymały od samorządów ponad 48 mln zł.
Ile samorządy płacą liniom lotniczym / DGP
Dla Irlandczyków hojny jest też region kujawsko-pomorski. W tym roku przewoźnik otrzyma 1,5 mln zł z budżetu bydgoskiego magistratu, a z kasy marszałka województwa około 2,8 mln zł. Tegoroczne wydatki samorządowe na irlandzką tanią linię to nic nowego. W obydwu regionach dofinansowanie przewoźnika trwa nieprzerwanie już od 2007 r. W sumie na konta Irlandczyków z kasy marszałka podkarpackiego przelano w tym czasie 19,1 mln zł, co stanowi aż połowę wszystkich pieniędzy wydanych na promocję województwa. Bydgoszcz przeznaczyła na dofinansowanie dla Ryanaira 11,3 mln zł (około 16 proc. budżetu promocyjnego).
Samorządowcy Podkarpacia i Kujaw płacący Ryanairowi nie są wyjątkiem. Za latanie do zlokalizowanych na swoim terenie portów lotniczych płacili albo wciąż płacą marszałkowie województw: małopolskiego, zachodniopomorskiego i pomorskiego. Kwoty, jakie trafiły do linii, mogą być znacznie wyższe, bo samorządy nie zawsze przelewają pieniądze bezpośrednio na ich konta. Często robią to za pośrednictwem specjalnie w tym celu powołanych spółek lub organizacji turystycznych.
Pieniądze dostaje nie tylko Ryanair. Beneficjentami są również WizzAir oraz LOT.
Nasza narodowa linia od marszałka województwa kujawsko-pomorskiego otrzyma do końca tego roku 6,7 mln zł za utrzymywanie trasy z Warszawy do Bydgoszczy. Andrzej Kozłowski z biura prasowego LOT nie chce podać szczegółów umowy z samorządowcami, przyznaje jednak, że bez tego dofinansowania połączenia do Bydgoszczy mogłoby nie być.
Oficjalnie przedstawiciele samorządów tłumaczą, że środki przekazane liniom lotniczym mają służyć promocji. – W nowoczesny sposób możemy zaprezentować nasz region i zachęcić do jego odwiedzenia – mówi Kamil Czyż, p.o. z-ca dyrektora departamentu promocji i turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego. Twierdzi, że nie są to subwencje, ale czysto biznesowe umowy marketingowe. Tanie linie lotnicze przynoszą do regionów z małymi lotniskami pieniądze wydawane przez turystów i przedsiębiorców, którzy z nich korzystają.
Eksperci nie mają wątpliwości, że tzw. opłaty marketingowe w rzeczywistości pokrywają różnicę między kosztami przewoźnika a wpływami za bilety. Niektóre linie nie latają zresztą prawie wcale do miejsc, z którymi nie mają podpisanych umów. Nie jest to zjawisko typowo polskie. Ryanair ma takie umowy z ponad 200 regionami w Europie.
– Opłaty marketingowe są złe, bo wypaczają sens gry rynkowej – uważa Jan Pamuła, prezes Międzynarodowego Portu Lotniczego Kraków-Balice. Według niego jeżeli samorządy, które już płacą, nie wycofają się w porę z tego, zjawisko rozszerzy się na całą Polskę i z każdym rokiem będzie się nasilać. Obecnie można znaleźć jeszcze regiony, które nie płacą. Do nich należą m.in. Małopolska oraz Mazowsze, które jak do tej pory zapłaciły Ryanairowi tylko symboliczną kwotę 19,5 tys. zł.

Samorządowcy: To nie subwencje, ale umowy marketingowe

Chcemy latać jak najtaniej
W najnowszym sondażu ARC Rynek i Opinia 87 proc. respondentów przyznaje, że częściej podróżowałoby samolotem po Polsce, gdyby było więcej połączeń między miastami i gdyby bilety były tańsze. 200 zł za krajowy bilet lotniczy to cena, która przez większość internautów (65 proc.) została uznana za konkurencyjną w stosunku do innych środków transportu – wynika z sondażu. Bilet na trasie Warszawa – Wrocław i z powrotem zdaniem 48 proc. internautów powinien kosztować maksymalnie 200 zł, czyli tyle, ile kosztowały bilety upadłego OLT Express. Dodatkowe 13 proc. zaakceptowałoby też bilety o 100 zł droższe. Jedna trzecia uznała jednak, że koszt powinien być mniejszy niż 100 zł. cez