Nie dość że zamiast 100 mln zł miesięcznie fotoradary w Polsce zarabiają niespełna 7 proc. tej sumy to jeszcze są niezwykle drogie.
Od początku roku do wczoraj fotoradary rozstawione na polskich drogach zarobiły niecałe 7 mln zł – dowiedział się DGP. Tymczasem minister finansów założył, że w tym roku zbierze z fotomandatów ponad 1,2 mld zł. Oznacza to, że miesięcznie z tego tytułu powinno spływać około 100 mln zł. Zdaniem ekspertów nie ma już żadnych szans na realizację tego planu. I to pomimo rekordowych nakładów na rozbudowę sieci fotoradarów i jej obsługę.
Poważne problemy z tego powodu może mieć przede wszystkim Generalna Inspekcja Transportu Drogowego, która w lipcu ub.r. przejęła od GDDKiA oraz policji sieć fotoradarów i obiecała podnieść ich wydajność. M.in. w tym celu jej budżet na ten rok zwiększono aż ośmiokrotnie, o czym osobiście zdecydować miał minister finansów Jacek Rostowski.
Dziś może żałować. Z aktualnych danych resortu wynika, że w styczniu i lutym fotoradary zarobiły – mówiąc dyplomatycznie – skromne 2 mln zł. Z kolei sama GITD wyliczyła dla DGP, że od początku br. do wczoraj nałożyła na kierowców, którym fotoradar zrobił zdjęcia, mandaty opiewające na sumę 6,7 mln zł.
Inspekcja tłumaczy, że dotychczasowe wpływy są na niskim poziomie, ponieważ system nie działa jeszcze optymalnie i wciąż jest w budowie. Dodaje, że kolejne etapy rozbudowy są zgodne z przyjętym harmonogramem prac. Zdaniem inspektorów wpływy z fotoradarów w rzeczywistości są dużo większe, bo spora część mandatów nie została jeszcze wysłana kierowcom, ponieważ są oni identyfikowani na podstawie zrobionych zdjęć.
Ale Ministerstwo Finansów nie podziela optymizmu GITD.
– Kwota 1,2 mld w budżecie państwa to znacząca pozycja. Trzeba będzie nagle poszukiwać oszczędności – mówi jeden z naszych rozmówców z resortu.

Piękne horyzonty dla fotoradarów

Zamiast kieszenie kierowców drenują państwowy budżet. Na 800 masztach w Polsce wisi 70 fotoradarów

Lipiec 2011: Generalna Inspekcja Transportu Drogowego przejmuje nadzór nad siecią fotoradarów obsługiwanych dotąd przez GDDKiA i policję. Zapowiada jej rozbudowę i poprawę ściągalności mandatów. Minister finansów jest hojny – budżet GITD na 2012 r. to 150 mln zł, gdy rok wcześniej było to 20 mln zł. Inspekcja zatrudnia 400 pracowników, którzy mają czuwać nad fotoradarami.

I klapa: po niecałych czterech miesiącach tego roku fotoradary zrobiły zdjęcia warte 6,7 mln zł. A to wartość wystawionych mandatów, a nie tych już wyegzekwowanych. Założenia resortu finansów mówiły o sumach pięćdziesięciokrotnie wyższych, choć w skali całego roku. Ale GITD zapewnia, że tak miało być. – Od początku roku fotoradary wykonały 205 tys. zdjęć kierowców łamiących przepisy. Przyjmując średnią wysokość mandatu 260 zł, należy zauważyć, że w trakcie obróbki są docelowe mandaty na kwotę ponad 50 mln zł – tłumaczy rzecznik inspekcji Alvin Gajadhur. Ale nawet jeśli przyjmiemy tak „imponujące” wpływy, to i tak są dalekie od zakładanego na koniec roku zysku na poziomie 1,2 mld zł.

Sytuację poprawić mają stawiane nowe maszty z radarami. Do końca maja ma zostać rozstrzygnięty przetarg na zakup 300 nowych urządzeń, zaczną działać dopiero w lipcu. Dziś fotoradarowa flota GITD składa się ze straszaków – na 800 masztach do zawieszania radarów jest tylko 70 urządzeń. Ale wśród tych, które latem je uzupełnią, mają znaleźć się superradary podobne do tych, które warszawska straż miejska zamontowała na skrzyżowaniu ulic Sobieskiego i Witosa. Są w stanie wychwycić naraz kilka pojazdów przekraczających prędkość i przejeżdżających na czerwonym świetle. Stołeczna supermaszyna w miesiąc zarobiła milion złotych.

GITD dąży do tego, by zmienić sposób egzekwowania mandatów. Obecnie postępowanie w sprawach zdjęć z fotoradarów toczy się w trybie wykroczeniowym. – Jest długotrwałe i niedostosowane do zakładającego wysoki poziom automatyzacji systemu nadzoru – twierdzi Gajadhur. Dodaje, że podjęto działania zmierzające do zmiany przepisów prawa i przejścia na tryb postępowania administracyjnego i odpowiedzialności właściciela pojazdu, tak jak jest to np. w Austrii, we Francji, w Holandii czy we Włoszech.