E-myto: Nawet 6 tys. zł za przejechanie 150-metrowego odcinka zapłaci kierowca, który nie doładował konta.
Ponad 12 mln zł w pięć miesięcy zarobił Krajowy Fundusz Drogowy na samych karach nałożonych na kierowców w ramach e-myta. Ale zmienia system, bo wyjątkowo rygorystyczne przepisy znalazły się pod ostrzałem przewoźników.
Kary nakładane są przez Inspekcję Transportu Drogowego na kierowców, którzy przejeżdżając pod bramownicami naliczającymi opłaty, nie mają już środków na koncie. Wszystkich regularnie wyłapują inspektorzy transportu drogowego. Pomaga im w tym operator systemu, firma Kapsch. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że dziennie operator otrzymuje ok. 20 tys. alertów z bramownic – mogą np. dotyczyć braku uiszczonej przez kierowcę opłaty czy innej niż zgłoszona przy rejestracji w systemie klasy ekologicznej pojazdu (a im wyższa, tym niższa stawka e-myta).
Kary nakładane na kierowców są bardzo dotkliwe – po 3 tys. zł za każdą bramownicę. Problem w tym, że najmniejsza odległość między jedną a drugą bramownicą na polskich drogach wynosi... 150 metrów. Jeśli więc kierowca przejedzie ten krótki odcinek bez doładowania konta, zapłaci aż 6 tys. zł mandatu. Gdzie indziej kierowca mógłby przejechać nawet kilkanaście kilometrów, narażając się na identyczny mandat.
Z danych GITD wynika, że od momentu uruchomienia systemu w lipcu br. inspektorzy miesięcznie wydawali 600 – 700 decyzji administracyjnych w stosunku do kierowców. Dopiero w listopadzie liczba ta spadła do 203 decyzji. – W listopadzie wydawanie decyzji na kierowców krajowych zostało przekazane sekcji postępowań administracyjnych w wydziale postępowań Biura ds. elektronicznego poboru opłat GITD i decyzja nie jest już wydawana przez inspektora na drodze – mówi nam Aleksandra Kobylska z GITD. Inspekcja przestraszyła się, że decyzje będą podważane sądownie. Bo niezadowoleni przewoźnicy zaczęli zalewać ją odwołaniami.
– To efekt wątpliwości dotyczącej sposobu naliczania kar. Przy takiej interpretacji ITD chce mieć pewność, że nakładając tak wysoką karę, naruszenie jest należycie udokumentowane – mówi Marek Cywiński, dyrektor Kapsch Polska. Dodaje, że w Austrii kary naliczane są nie za liczbę przejechanych odcinków (bramownic), a za interwał czasowy, w którym kierowca nie uiścił opłaty.