Listopad w całej Europie oznaczał mocne hamowanie rejestracji nowych samochodów.
Polskie dane o spadku nowych rejestracji w listopadzie o 6,3 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem ub.r. branża przyjęła… dobrze. – Biorąc pod uwagę drugą falę, wynik ten nie jest zły. Pokazuje, że po wielkim wiosennym szoku, pomimo niskiego optymizmu przyzwyczailiśmy się do nowej rzeczywistości. Trzeba jednak pamiętać, że w statystki może być wliczana spora liczba samorejestracji, której dokonują salony. To oznacza, że ruch na rynku może być mniejszy – wskazuje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
W listopadzie zarejestrowano łącznie 47,6 tys. samochodów.
Za spadki w listopadzie podobnie jak w poprzednich miesiącach odpowiada mniejszy popyt na auta osobowe. Zarejestrowano ich o ponad 8 proc. mniej niż rok wcześniej. Podobnie jak w poprzednich miesiącach, tak i teraz lepiej radzą sobie samochody dostawcze, które znowu wyszły na plus – ponad 5,9 tys. rejestracji to wynik prawie o 10 proc. lepszy niż w listopadzie ub.r. W pierwszych 11 miesiącach spadek w skali roku wynosi 17 proc.
Łącznie w całym roku spadek sprzedaży osobówek i lekkich dostawczaków wyniesie w zależności od popytu w grudniu 22–25 proc. – Pod względem sprzedaży cofnęliśmy się o 5–7 lat i trudno się łudzić, że z dnia na dzień od przyszłego roku przyjdzie odbicie. Spodziewam się, że wiele negatywnych konsekwencji zakupowych przyjdzie z opóźnieniem po wyhamowaniu pakietów pomocowych – twierdzi prezes PZPM.
Według ubiegłotygodniowych prognoz IBRM SAMAR w 2021 r. sprzedaż nowych aut osobowych urośnie o prawie 10 proc., co będzie oznaczało powrót do poziomu z 2017 r.
Obecny spadek popytu nie odbija się na masowych zwolnieniach w branży motoryzacyjnej. – Niższa o 25 proc. sprzedaż nie skutkuje redukcją zatrudnienia – obowiązki w wielu przypadkach zostają takie same. Spodziewamy się natomiast, że w chudych latach nie będzie premii i podwyżek – dodaje Jakub Faryś.
W grudniu można spodziewać się statystycznych wzrostów w całej Europie, jeśli Komisja Europejska nie zgodzi się na sprzedaż w 2021 r. tzw. końcowej partii produkcji. Chodzi o samochody, które opuściły fabryki, ale nie spełniają wchodzących od przyszłego roku zaostrzonych norm emisyjnych. Pozwolenie miałoby dotyczyć pojazdów powstałych jeszcze przed wybuchem pandemii. Jeśli takiej zgody nie będzie, auta te będą musiały być zarejestrowane jeszcze przed końcem roku. Znajdą się w statystykach, ale nie wyjadą na drogi.
Dane z Europy Zachodniej potwierdzają, że inne kraje również zdecydowanie lepiej zniosły drugi lockdown – w pierwszym dołek wynosił nawet 70–80 proc. Przyczyn oprócz oswojenia się z pandemią można upatrywać w utrzymaniu otwartych salonów czy wprowadzonych pakietach stymulujących. Najlepiej było w Niemczech i we Włoszech, czyli państwach, które utrzymały strefowy podział restrykcji związanych z pandemią. Tam spadki wyniosły kolejno 3 i 8,3 proc.
W państwach, które wprowadziły ogólnokrajowe ograniczenia, było jednak zdecydowanie gorzej. W Hiszpanii wprowadzenie stanu wyjątkowego sprawiło, że liczba rejestracji w stosunku do 2019 r. zmniejszyła się o 18,7 proc.
We Francji, w krtórej stacjonarnie możliwy był tylko odbiór auta, spadek za ubiegły miesiąc wyniósł aż 27 proc. Tamtejsza organizacja branżowa CCFA prognozuje, że całoroczny spadek wyniesie ok. 26 proc., co oznacza powrót do 1975 r. To i tak lepiej niż 30 proc. spadku zakładane w pesymistycznych szacunkach z początku pandemii.
To, że polski rezultat rejestracji w tym miesiącu jest lepszy niż na wielu rynkach Europy Zachodniej, nie przełoży się na trwałe tendencje sprzedaży. – Raz procentowo lepiej wychodzą zachodnie rynki, raz my. Nie będzie miało to trwałego przełożenia na układ sił, bo wyniki determinują decyzje administracyjne, a nie trwałe zachowania konsumentów – wskazuje Jakub Faryś.