Rząd brytyjski chce zakończenia sprzedaży aut spalinowych w 2030 r., a Kalifornia w 2035 r. Zbliża się też decyzja Komisji Europejskiej w tej sprawie.
Londyn pod koniec roku ma przedstawić nowy plan dotyczący elektromobilności. Według dziennika „The Guardian” zrobiłby to już teraz, gdyby nie rosnąca liczba przypadków COVID-19. W dokumencie data wprowadzenia zakazu sprzedaży aut spalinowych ma być przyśpieszona o 10 lat z zakładanego dotąd 2040 r. Rządowi zależy, by odbicie po pandemii nakierować od razu na ścieżkę zielonej gospodarki. Ma to być droga do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r.
Wielka Brytania podąża drogą wytyczoną przez inne rządy – europejskim liderem pozostaje Norwegia, która zapowiedziała, że sprzedaż tradycyjnych napędów zakończy już za pięć lat (w kwietniu już co 10. pojazd na tamtejszych drogach był w pełni elektryczny).
Z podobnym zamiarem nosiły się już kraje członkowskie UE. Bundesrat podjął rezolucję wzywającą, aby w Niemczech datą graniczną był 2030 r. W ubiegłym roku podobne były założenia strategii rządów Irlandii i Danii. Francja i Hiszpania założyły ograniczenie sprzedaż tylko do elektryków 10 lat później.
– To na razie deklaracje, a nie obowiązujące prawo. Zaostrzanie restrykcji jest faktem. Liczymy jednak, że rządzący zastanowią się również nad tym, jak zabezpieczyć rynek przed radykalnym spadkiem sprzedaży – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego).
Niedawno Komisja Europejska postanowiła przyspieszyć wprowadzanie restrykcji, aby w 2050 r. dość do neutralności klimatycznej. Można więc przypuszczać, że rozmowy na temat wycofania silników spalinowych ze sprzedaży wkrótce wrócą na forum unijne.
– Skoro UE utrzymuje plany dojścia do neutralności za 30 lat, to zmiany są nieuchronne i temat wkrótce wróci na agendę. Naturalną datą, którą może wskazać KE, wydaje się 2035 r. – skoro średnia długość życia samochodu w Unii to 15 lat, to akurat w tym czasie doszlibyśmy do neutralności – ocenia Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.
Ograniczanie sprzedaży nawet najnowocześniejszych aut spalinowych jest już ukryte w unijnych regulacjach: by nie przekraczać uśrednionego poziomu emisji gazów cieplarnianych producenci już muszą uzupełniać ofertę elektrykami. Od 2021 r. auta wypuszczane na rynek przez jedną firmę nie mogą przekroczyć średniego stopnia emisji 95 g/km. Do 2030 r. norma będzie zmniejszona o połowę. Koncerny poprawiają statystyki, wchodząc w sojusze z firmami produkującymi wyłącznie elektryki. W ub.r. takie porozumienie z Teslą podpisał Fiat-Chrysler Automobiles, a teraz to samo robi Volkswagen, nawiązując współpracę z chińskim SAIC Motor.
W październiku ub.r. podczas spotkania unijnych ministrów środowiska domagano się nakreślenia w przyszłości zakazu sprzedaży aut spalinowych. Z inicjatywą wyszło osiem państw członkowskich – sprawie nie nadano jednak dalszego biegu za sprawą kończącej się kadencji ówczesnej Komisji.
Podobne działania są podejmowane również poza Europą. Plan rezygnacji ze sprzedaży samochodów elektrycznych do 2035 r. ogłosił we wrześniu gubernator Kalifornii Gavin Newsom. Decyzja ta zbiegła się z trwającymi pożarami. ‒ Od zbyt wielu dziesięcioleci pozwalamy samochodom zanieczyszczać powietrze, którym oddychają nasze dzieci i rodziny. Zasługujesz na samochód, który nie wywołuje astmy u twoich dzieci. Nasze samochody nie powinny przyczyniać się do pożarów i zadymionego powietrza – argumentował.
Interesujące jest też, na jakie konkretne regulacje w tym zakresie przełoży się ubiegłotygodniowa chińska deklaracja o neutralności węglowej do 2060 r. To właśnie Państwo Środka jest dziś największym emitentem CO2, ale też największym rynkiem zbytu dla całej branży motoryzacyjnej. Przełożenie deklaracji władz w Pekinie na konkretne regulacje będzie odzwierciedleniem wiarygodności ogłoszonych założeń.