Pięć dreamlinerów wyłączono z latania – większość przez przedłużające się naprawy silników. Do tego przez co najmniej rok uziemione będą boeingi 737 MAX.
Liczba uziemionych dream linerów we flocie LOT-u osiągnęła rekordowy poziom. Jak informuje DGP Jakub Panek z biura prasowego przewoźnika, z powodu napraw silników nie latają cztery długodystansowe boeingi 787. Do tego w zeszłym tygodniu kolejna maszyna poleciała do Emiratów Arabskich na zaplanowany wcześniej przegląd, który potrwa kilkanaście dni. W ostatnią środę do bazy linii Etihad Airways w Emiratach Arabskich poleciała jeszcze jedna maszyna, ale jak zapewnia biuro prasowe LOT-u, po dokonaniu „czynności technicznych” wróciła do Warszawy i od poniedziałku realizuje zakładane połączenia.
Te dwa ostatnie przypadki były zaplanowane. O wiele większe kłopoty wywołuje uziemienie czterech maszyn, co spowodowane jest przedłużającą się naprawą silników Rolls-Royce Trent 1000. To globalny problem, który został ujawniony w 2018 r. i dotyczy kilkuset samolotów na całym świecie. Polega na szybszym niż zakładał producent zużywaniu się łopatek silnika. Trzeba je wymontować, a później wymienić w nich wadliwe elementy. Jeszcze w lutym tego roku przedstawiciele LOT-u liczyli, że wszystkie silniki w maszynach naszego narodowego przewoźnika zostaną sprawdzone do późnej wiosny i wtedy problem zniknie. Rolls-Royce przyznaje jednak, że operacja mocno się przedłuża. Do tego w przypadku LOT-u zwiększa się liczba uziemionych samolotów. W poprzednich miesiącach z powodu problemów z silnikami nie latały najwyżej dwa–trzy dreamlinery.
Wyłączenie części floty zmusza LOT do szukania zastępczych samolotów. Teraz nasz narodowy przewoźnik wynajmuje dwa airbusy A340 od belgijskich linii Air Belgium. 11-letnie maszyny obsługują głównie loty z Warszawy do Nowego Jorku i Toronto. Wynajęcie zastępczych maszyn w formule leasingu krótkoterminowego jest bardzo kosztowne. Przewoźnik nie zdradza konkretnych kwot, ale nieoficjalne wiadomo, że za półroczne wypożyczenie samolotu wielkości airbusa A340 w formule ACMI (razem z załogą) trzeba zapłacić przynajmniej kilka milionów złotych. Do tego czterosilnikowe airbusy spalają więcej paliwa i są też nieco wolniejsze od dreamlinerów.
LOT musiał zmienić niektóre plany. Z końca października na połowę stycznia przesunięto inaugurację lotów na drugie lotnisko w stolicy Chin – Pekin-Daxing. Według ekspertów przewoźnik musi też wstrzymywać się z uruchamianiem kolejnych długodystansowych połączeń.
– Uziemienie ponad jednej czwartej samolotów dalekiego zasięgu to dla LOT-u ogromny problem. Przewoźnik staje się jedną z linii, które są najbardziej dotknięte kłopotami z silnikami Rolls-Royce’a – mówi Dominik Sipiński, analityk ds. transportu z Polityki Insight i portalu ch-aviation. Dodaje, że dla Rolls-Royce’a obsługa LOT-u, jako stosunkowo niewielkiej linii, może nie być priorytetowa. Wciąż nie wiadomo, kiedy firma może się uporać z naprawą silników.
Na pytanie o odszkodowania przewoźnik odpowiada dość ogólnikowo. – Na bieżąco monitorujemy koszty ponoszone przez LOT i pozostajemy w stałym kontakcie z przedstawicielami firmy Rolls-Royce i Boeing – słyszymy w biurze prasowym spółki.
Bartosz Baca, ekspert lotniczy z firmy BBSG, podkreśla, że linie nie mogą sobie pozwolić na ostre starcie z producentem silników i np. zarzucić go pozwami o odszkodowania. Rynek produkcji tych elementów jest mocno ograniczony. Brytyjski Rolls-Royce to jeden z trzech najważniejszych wytwórców silników lotniczych obok amerykańskich firm General Electric i Pratt & Whitney.
Problemy z silnikami dreamlinerów nakładają się na przedłużające uziemienie średniodystansowych boeingów 737 MAX. LOT zamówił ich całkiem sporo – 15. W marcu, czyli w chwili unieruchomienia wszystkich tego typu maszyn na świecie, nasz narodowy przewoźnik miał pięć MAX-sów, a do końca tego roku ich liczba miała wzrosnąć do 12.
Boeing twierdzi, że po dwóch katastrofach wyeliminował już błędy, które doprowadziły do tragedii. Amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa nieprędko jednak dopuści samoloty do lotów. Jej przedstawiciele mówili niedawno, że stanie się to najwcześniej w lutym. Niektórzy eksperci spodziewają się, że maszyny nie będą latać przynajmniej rok, czyli do marca. Boeing zapowiedział, że najpewniej na jakiś czas zawiesi produkcję samolotów. Jakie to będzie miało konsekwencje dla naszego narodowego przewiźnika, zapewne wkrótce się przekonamy.
W tym przypadku LOT również zmuszony był do kosztownego wynajęcia kilku maszyn zastępczych. Nie może też uruchamiać zbyt dużo nowych tras. Między innymi o kilka miesięcy przesunął inaugurację kilku europejskich połączeń z Budapesztu, gdzie LOT tworzy swój drugi port przesiadkowy. Przewoźnik liczy jednak, najpóźniej przed przyszłorocznym sezonem wakacyjnym MAX-y wrócą do latania.
Te wszystkie kłopoty mogą spowolnić rozwój LOT-u, któremu w latach 2015–2018 udało się podwoić liczbę podróżnych i wyjść na plus. Prezes firmy Rafał Milczarski nie ukrywał, że przez kłopoty z boeingami w tym roku wynik finansowy będzie gorszy od zakładanego. W przypadku uziemionych MAX-ów spółka też będzie starać się o rekompensatę, ale według szefów spółki na ostateczne rozliczenia przyjdzie czas po tym, jak samoloty wrócą do latania.
Jednocześnie prezes Milczarski coraz częściej daje do zrozumienia, że przy kolejnych zakupach LOT postawi na głównego konkurenta Boeinga, czyli Airbusa. W biurze prasowym przewoźnika usłyszeliśmy, że na decyzje o wyborze maszyny jeszcze trochę poczekamy.
Kłopoty spowolnią rozwój LOT-u, który podwoił liczbę podróżnych