Na budowie odcinków drogi S5 koło Bydgoszczy niewiele się dzieje. Odpowiedzialna za prace firma Impresa Pizzarotti może zostać wkrótce wyrzucona z placu robót.
DGP
Na budowach tras szybkiego ruchu realizowanych przez dwie włoskie firmy – Impresa Pizzarotti i Salini trwają intensywne kontrole prowadzonych robót. 15 kwietnia minął termin ultimatum, które miesiąc wcześniej postawiła tym przedsiębiorstwom Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Uznała, że jeśli nie przyśpieszą prac, wypowie im umowy. – Kontrole prowadzą inżynierowie kontraktów – mówi Jan Krynicki, rzecznik GDDKiA. Zaznacza, że nie zakończą się wcześniej niż w przyszłym tygodniu, bo na wypadek ewentualnego wypowiedzenia umowy i sporu sądowego drogowcy muszą mieć dokładnie udokumentowany stan robót.
Jak się dowiedzieliśmy, najgorzej wygląda sytuacja z inwestycjami realizowanymi przez firmę Impresa Pizzarotti, która buduje trzy odcinki trasy ekspresowej S5 w województwie kujawsko-pomorskim. Mają być one częścią ważnej drogi szybkiego ruchu z Poznania przez Bydgoszcz do Grudziądza i połączenia z autostradą A1. Dzięki temu szybciej będzie można dojechać z Trójmiasta do Wielkopolski.
Na fragmentach trasy S5 realizowanych przez Włochów wciąż nie widać ciężkiego sprzętu. Każdego dnia pojawia się tam najwyżej garstka robotników. – Z mobilizacją robót na odcinkach firmy Pizzarotti jest rzeczywiście kiepsko. Dla porównania na sąsiednim fragmencie trasy S5, który buduje firma Intercor, pracuje nawet pięć razy więcej ludzi – zaznacza Jan Krynicki.
Najgorzej jest z dwoma odcinkami S5 bliżej Grudziądza. Choć zgodnie z umową ich budowa powinna się zakończyć pod koniec tego roku, to rzeczowe zaawansowanie robót ledwie przekroczyło 20 proc.
Jest zatem duże prawdopodobieństwo, że GDDKiA wyrzuci włoską firmę z budowy trasy S5. Na ostateczną decyzję zapewne poczekamy jeszcze przynajmniej kilkanaście dni. Według przedstawicieli GDDKiA na wszelki wypadek trwają już przygotowania do wyboru nowego wykonawcy. Drogowcy analizują różne prawne możliwości, by wyłonić go jak najszybciej. W praktyce trwa to przynajmniej kilka miesięcy, bo wcześniej trzeba m.in. wykonać inwentaryzację robót.
Tymczasem Impresa Pizzarotti tłumaczy spowolnienia drastycznym wzrostem cen materiałów i robocizny w ostatnich miesiącach. Z tego tytułu zażądała dodatkowo od GDDKiA aż 766 mln zł. Drogowcy odpowiadają, że to dość ogólnikowe żądania. Dodają, że nie ma możliwości prawnej, by waloryzować kontrakty podpisane w poprzednich latach.
Większe szanse na utrzymanie się na placach robót ma inna włoska firma – Salini. Realizuje kilka kluczowych kontraktów: 20-kilometrowy odcinek autostrady A1 koło Częstochowy, 15-kilometrowy fragment trasy S3 koło Lubina (to część ekspresówki prowadzącej wzdłuż zachodniej granicy Polski), 21-kilometrowy odcinek trasy S7 z Chęcin do Jędrzejowa (jest już przejezdny, ale trzeba jeszcze skończyć prace wzdłuż arterii i oddać ostatni węzeł) i 6-kilometrowy odcinek zakopianki w pobliżu Rabki. Wiadomo, że po przerwie Włosi wrócili do budowy autostrady A1. – To może jeszcze nie jest zadowalające tempo prac, ale jest postęp – mówi Marek Prusak z katowickiego oddziału GDDKiA. Nikłe są jednak szanse na to, że ten odcinek A1 uda się zakończyć do końca 2019 r. W efekcie niewielki pożytek będzie z trzech innych fragmentów trasy między Częstochową a Pyrzowicami, które mają być oddane w drugiej połowie roku.
Salini kontynuuje też budowę zakopianki i trasy S7 koło Chęcin. Według Jana Krynickiego z centrali GDDKiA całkowity zastój widać tylko na budowanej przez firmę Salini trasie S3 koło Lubina. Zaznacza jednak, że na pozostałych inwestycjach realizowanych przez firmę tempo prac wiąż jest bardzo dalekie do zadowalającego.
Widać jednak, że ta włoska firma stara się prowadzić dialog z drogowcami. Zgodziła się, by w przypadku prowadzonych przez nią kontraktów GDDKiA tymczasowo płaciła za roboty bezpośrednio podwykonawcom.
Najwyraźniej drogowcy nie chcą też zadzierać ze zbyt dużą liczbą firm. Sytuację na polskim rynku dodatkowo komplikuje zapowiedź przejęcia przez Salini większości udziałów innej włoskiej firmy, która realizuje u nas kilka kluczowych kontraktów. To Astaldi, która buduje m.in. południową obwodnicę Warszawy czy inny ważny odcinek zakopianki z dwu kilometrowym tunelem. Po inwestycjach w Wenezueli ten włoski koncern budowlany wpadł w kłopoty finansowe. W Polsce firma zrezygnowała z przebudowy części linii kolejowej z Warszawy do Lublina, ale zarzeka się, że chce kontynuować kontrakty drogowe. Niecałe dwa miesiące temu oburzyła się, że GDDKiA też zaliczyła ją do grona włoskich firm, które sprawiają duże problemy na budowach. Teraz drogowcy przyznają, że Astaldi kontynuuje swoje inwestycje. Budowa tunelu na zakopiance też jednak złapała spore opóźnienie, ale według wykonawcy doprowadziły do tego głównie trudne warunki geologiczne.
Do ostatecznego przejęcia Astaldi przez Salini dojdzie najpewniej dopiero za dwa lata. Jak się dowiedzieliśmy, w Polsce firma będzie działać pod dotychczasową nazwą. Włosi zdecydowali się na ten krok w tych krajach, gdzie Astaldi radziło sobie nieźle.
Tymczasem Salini też zgłosiło się do GDDKiA z roszczeniem z tytułu wzrostu cen materiałów. Chcą 449 mln zł. Drogowcy nie uznają tych żądań.
Wcześniej GDDKiA do grona firm, które stwarzają problemy, zaliczała kolejną włoską firmę – Toto Costruzioni, która buduje trasę S5 koło Poznania i fragment drogi S61 (Via Baltica). Drogowcy przyznają, że ta pierwsza inwestycja ma duże opóźnienie, ale dodają, że mimo wszystko prace posuwają się do przodu.
Włoskie firmy skarżą się na wzrost cen materiałów i robocizny