Większy zysk to dowód, że mimo skomplikowanej operacji przejęcia system działa. Ale nie odpowiedź na to, czy miało ono sens.
/>
Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD), który zarządza systemem e-myta od 3 listopada ub.r., podsumowuje jego funkcjonowanie. Z danych wynika, że w ostatnim miesiącu 2018 r. wpływy z systemu poboru opłat, przekazane do Krajowego Funduszu Drogowego, wyniosły niemal 152,6 mln zł. Dla porównania, w grudniu 2017 r. (gdy właścicielem systemu formalnie była Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, a austriacki Kapsch był operatorem) wpływy te wyniosły ok. 146,8 mln zł. Mowa więc o wzroście rzędu 6 mln zł.
Czy to dowód na to, że przejęcie systemu przez GITD i sprowadzenie Kapscha do roli podwykonawcy było dobrym pomysłem? Tego twierdzenia na obecnym etapie nie zaryzykuje nawet Inspekcja transportu drogowego. – System działa poprawnie, GITD przekazuje wpływy z tytułu poboru opłat do KFD. Jak widać z porównania wysokości środków przekazanych w grudniu 2017 r. i grudniu 2018 r., odnotowaliśmy kwotę wyższą o prawie 6 mln zł. Powody wzrostu poddamy szczegółowej analizie, pierwsza ocena sytuacji pozwala sądzić, że jednym z elementów będzie rozwijająca się gospodarka i większa liczba samochodów poruszających się po płatnych odcinkach dróg – mówi Karolina Wieczorek, rzeczniczka prasowa GITD.
Nie podaje jednak danych za listopad ub.r., kiedy to inspekcja przejęła odpowiedzialność za system. Jak słyszymy, dopiero grudzień był miesiącem obsługiwanym w pełni przez GITD.
Nasi rozmówcy, zorientowani w kulisach systemu, twierdzą, że fakt, iż viaTOLL funkcjonuje bez zarzutu (nie ziścił się też scenariusz, że w trakcie przekazywania go do GITD dojdzie do kilkudniowej przerwy w poborze opłat), wynika z tego, że to Kapsch de facto wciąż system obsługuje. – GITD scedowało sprawę na Instytut Łączności, który dobrał sobie Kapscha do współpracy. Inspekcja przejęła kontrolę opłat, a Kapsch i jego podwykonawcy wykonują niemal te same zadania, co wcześniej. Różnica jest taka, że wcześniej Kapscha obowiązywała rygorystyczna „umowa rezultatu”, a dziś tylko umowa „należytej staranności” – mówi nasze źródło.
Niewiele się zmieniło w delikatnej kwestii związanej z danymi kierowców i ich pojazdów. Gdy odbierano Kapschowi funkcję operatora systemu, sugerowano, że dane nie będą przetrzymywane już na zagranicznych serwerach, państwo będzie miało nad nimi pełną kontrolę. – To od początku była bajka. Dane są w tych samych serwerowniach co wcześniej, w dwóch lokalizacjach w Warszawie. GITD uzyskało tylko dostęp do tych danych. Wcześniej miała go GDDKiA – twierdzi nasz rozmówca.
Wiele dyskusji wzbudza też sprawa kosztów funkcjonowania systemu. Opozycja podnosi, że po jego przejęciu przez GITD koszty te wzrosły. Jak jest naprawdę? Faktycznie na ten rok przewidziano wydatki państwa w wysokości ponad 590 mln zł. To byłaby najwyższa kwota, licząc od 2012 r. (wówczas było to 980,7 mln zł). Jednak przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury podkreślają, że zazwyczaj kwota wydatkowana w danym roku budżetowym jest niższa od planowanej. W ubiegłym roku, zamiast 550 mln zł, wykorzystano niecałe 404 mln zł.
W resorcie infrastruktury słyszymy zapewnienia, że w 2021 r. viaTOLL zostanie zastąpiony przez nowy, docelowy system. Prace nad nim trwają w Instytucie Łączności. Z naszych ustaleń wynika, że na dziś w resorcie infrastruktury zaplanowano posiedzenie komitetu sterującego, podczas którego przedstawiciele instytutu zrelacjonują urzędnikom postęp prac.
Niewykluczone, że jeszcze w tym miesiącu wstępna koncepcja nowego systemu zostanie zaprezentowana publicznie. Jak nieoficjalnie mówią nam osoby ze szczebla rządowego, być może docelowe rozwiązanie będzie podobne do tego testowanego obecnie na płatnym odcinku autostrady A1. A więc w grę wchodzi aplikacja mobilna i naliczanie opłat z wykorzystaniem systemu rozpoznawania tablic rejestracyjnych pojazdów.