Kraków jest pierwszym miastem, które zdecydowało się wprowadzić radykalne ograniczenia dla ruchu samochodowego w wybranych dzielnicach i zamknąć je dla pojazdów spalinowych. Od 4 stycznia na krakowskim Kazimierzu będzie działać tzw. strefa czystego transportu – zdecydowali radni stolicy Małopolski.
Po burzliwych dyskusjach nad ostatecznym kształtem nowego prawa miejscowego, samorząd zdecydował się wprowadzić strefę niejako na próbę, na najbliższe pół roku. W tym czasie wjazd autem, które nie jest elektryczne albo zasilane gazem CNG, będzie zabroniony.
Wyjątkiem będą mieszkańcy zameldowani na terenie Kazimierza i taksówkarze (na obszarze objętym strefą zarejestrowanych jest ok. 400 pojazdów.) Dostaną oni specjalnie identyfikatory.
Do 2025 r. na taryfę ulgową będą mogli liczyć też przedsiębiorcy, którzy zarejestrowali swoją działalność właśnie na wyłączonym z ruchu terenie. Z danych urzędu miasta wynika, że mowa jest o kilkudziesięciu podmiotach. Ta prolongata ma dać użytkownikom mniej ekologicznych pojazdów czas na ich stopniową wymianę i dostosowanie się do nowych norm. Kierowcy diesli będą mogli wjechać do strefy wyłącznie w wyznaczonych godzinach dostaw towarów – zakładają nowe regulacje.
Radni liczą na spadek liczby samochodów na terenie strefy o połowę, a co za tym idzie, mniejsze korki, niższą emisję spalin w centrum miasta i płynniejszy ruch.
Jednak nie wszyscy podchodzą do stref z entuzjazmem. Część radnych wskazywała, że lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzić tzw. Śródmiejską Strefę Płatnego Parkowania (rozwiązanie to umożliwia ostatnia nowelizacja ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym) i zróżnicować stawki opłat za parkowanie, przy jednoczesnym zagwarantowaniu, że 65 proc. wpływów z tego tytułu byłoby przeznaczane na rozwój transportu miejskiego. Byłoby to mniej restrykcyjne, ale i powszechniejsze rozwiązanie.
Pomysł stref czystego transportu krytykowała też Najwyższa Izba Kontroli. Przekonywała, że wymogi stawiane strefom (przewidziane w ustawie o elektromobilności i paliwach alternatywnych) są zbyt restrykcyjne i wykluczają zbyt wielu kierowców, by uznać je za efektywne narzędzie zarządzania ruchem.