W razie wakacyjnych korków przed bramkami szlabany na A1 pójdą w górę i kierowcy nic nie zapłacą – zdecydował minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.



Nawet sześć kilometrów miał korek, który utworzył się na autostradzie A1 w czasie powrotów z ostatniego długiego weekendu. Setki kierowców na ponad godzinę utknęły przed bramką w miejscowości Nowa Wieś koło Torunia. By uniknąć takich kłopotów w czasie wakacji, Ministerstwo Infrastruktury po raz kolejny zdecydowało, że w czasie największych zatorów bramki będą podnoszone. Kierowcy za przejazd odcinkiem z Torunia do Gdańska nic nie zapłacą. To oszczędność prawie 30 zł. Jak informuje rzecznik resortu Szymon Huptyś, do odstąpienia od poboru opłat będzie dochodzić w przypadku powstawania korków w czasie wszystkich wakacyjnych weekendów od 22 czerwca do 2 września – dokładnie od piątku od godz. 16 do niedzieli do godz. 22 i dodatkowo 15 sierpnia od godz. 0 do 22. Szlabany będą podnoszone na pół godziny, gdy średni czas na uiszczenie opłaty w Nowej Wsi koło Torunia lub w Rusocinie przed Gdańskiem przekroczy 25 min. W przypadku dłuższych zatorów czas otwarcia bramek będzie przedłużany do 45 min. Dodatkowo przez całe wakacje opłata za przejazd samochodem osobowym czy motocyklem tym 150-km odcinkiem A1 zostanie zaokrąglona z 29 zł 90 gr do 30 zł. To ma usprawnić rozliczenia i skrócić zatory.
To już kolejne wakacje z takimi usprawnieniami na A1. Po raz pierwszy zdecydował o nich w 2014 r. ówczesny premier Donald Tusk. Tyle że podnoszenie szlabanów wiąże się z uszczupleniem dochodów budżetowych. Zarządcą tego odcinka jest prywatny koncesjonariusz, firma GTC. Pobiera ona od Skarbu Państwa opłatę za dostępność, która nie zmniejsza się w czasie otwarcia szlabanów.
Spadają za to wpływy za przejazd, które koncesjonariusz przekazuje do państwowej kasy. Jak informuje Szymon Huptyś, szacunkowa kwota niepobranych opłat w czasie otwarcia bramek w 2017 r. wyniosła łącznie 3 mln 525 tys. Tę stratę rząd nieznacznie zrekompensował sobie zaokrągleniem stawki opłaty za przejazd do 30 zł. To przyniosło ok. 135 tys. zł.
Co jakiś czas bramki otwierane są także na płatnych odcinkach zarządzanych przez GDDKiA, na A2 ze Strykowa do Konina i na A4 z Wrocławia do Gliwic. Dochodzi do tego w sytuacjach zagrażających bezpieczeństwu.
Podnoszenie szlabanów na autostradzie w czasie korków to jednak prowizoryczne rozwiązanie. Przypomnijmy, że już w 2014 r. ówczesna minister infrastruktury Elżbieta Bieńkowska liczyła, że rok później problem zniknie dzięki wprowadzeniu elektronicznego poboru opłat. Mówiło się, że takie rozwiązanie mogłoby działać nie tylko na odcinkach zarządzanych przez GDDKiA, ale także na tych, którymi zawiadują koncesjonariusze.
Potem okazją do wprowadzenia tego pomysłu miała być zmiana operatora systemu viaToll. Jesienią tego roku kończy się umowa z firmą Kapsch. Kilka miesięcy temu Ministerstwo Infrastruktury nieoczekiwanie ogłosiło, że przetarg na kolejnego operatora systemu poboru opłat jest anulowany. Od jesieni systemem viaToll ma opiekować się państwowa Inspekcja Transportu Drogowego. W resorcie infrastruktury przyznają, że teraz priorytetem jest sprawne przejęcie systemu viaToll. – Kiedy przejdzie on pod skrzydła Inspekcji Transportu Drogowego, będzie można myśleć o kolejnych krokach, czyli np. o wprowadzeniu elektronicznego poboru opłat dla samochodów osobowych – mówi Szymon Huptyś.
Profesor Wojciech Suchorzewski z Politechniki Warszawskiej ocenia, że lepszym, doraźnym rozwiązaniem niż otwieranie bramek byłoby ustalanie takiej wysokości opłat, które uwzględniałyby cenową elastyczność popytu. Jeśli ruch by rósł, opłaty byłyby podnoszone, co zniechęcałoby część kierowców do jazdy autostradą. – Mniej więcej tak to działa na jednym z odcinków autostrad w Los Angeles – mówi prof. Suchorzewski.
Dodaje też, że rząd powinien się skupić na sprawnym wprowadzeniu docelowego rozwiązania, czyli na montażu elektronicznego systemu poboru opłat, który wyeliminowałby szlabany.
Podnoszenie szlabanów to prowizoryczne rozwiązanie