ikona lupy />
Honda Civic 4D / Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Magazyn DGP 5.01 / Dziennik Gazeta Prawna
Gdy to czytałem, autentycznie zaczęła boleć mnie szczęka. A gdy doszedłem do ceny, to opadła na ziemię. 1300 zł! Szczoteczka w cenie laptopa. Za trzy czwarte pensji minimalnej i mniej więcej jedną trzecią średniej krajowej. Chciałbym poznać choć jednego człowieka, który zdecydował się ją kupić i zapytać, co go do tego pchnęło. Brak instynktu samozachowawczego? Chęć bycia orżniętym? Potrzeba wrzucania postępów z mycia zębów na Facebooka? A może liczy, że po śmierci jego szczęka zostanie wystawiona w Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku?
Teraz z niecierpliwością czekam na szczotkę do włosów sugerującą, jak należy się czesać, rozpoznającą, kiedy pojawia się łupież i kiedy przydałoby się mycie albo wizyta u fryzjera. Bo przecież gołym okiem nie da się tego rozpoznać. Przydałaby się też gąbka do mycia garów z czujnikiem ruchu i lokalizacji podpowiadająca, jakie ruchy i w którą stronę należy wykonywać, żeby talerz po sadzonym się domył. No i szczotka do zamiatania przypominająca, że z tamtego kąta jeszcze nie uprzątnęliśmy kurzu. Dopóki tego nie zrobimy, powinna po prostu okładać nas po głowie swoją drewnianą – a nie, przepraszam – kevlarową rączką.
Nie da się ukryć, że dzięki postępowi technologicznemu nasze życie w wielu aspektach stało się znacznie prostsze. Problem w tym, że nasza technozachłanność doprowadziła do tego, że procesory i GPS wsadzamy, do czego się da. Nawet jeżeli nie ma to najmniejszego sensu. Niedługo będą nawet w słoikach z ogórkami konserwowymi. A sądząc po cenie masła, to w nim już są. Najbardziej jednak drażni mnie to, że wielu producentów zaczęło przykładać znacznie większą uwagę do technologii kosztem jakości. Ta już zupełnie ich nie interesuje. Doskonale widać to w branży motoryzacyjnej. Na przykład w najnowszej hondzie civic.
Już sam jej wygląd sugeruje, że przyjechała z odległej przyszłości. Zdania na temat jej urody są podzielone. Jedni uważają ją za ciekawą i intrygującą, innym, gdy na nią patrzą, zbiera się na wymioty. Od nikogo jednak nie usłyszałem, że jest po prostu ładna. Jeśli chodzi o mnie, to wersja sedan nawet mi się podoba. Jest inna. Wyróżnia się z tłumu. Jednego możecie być pewni – widząc was w nowym civicu, ludzie na pewno nie uznają was za nudziarzy. Większość pomyśli raczej: „Masz jaja, chłopie, żeby jeździć czymś takim”.
Odwaga przyda się wam również, gdy wsiądziecie do środka. „Tak, dam radę patrzeć codziennie na tę feerię barw ciekłokrystalicznych zegarów! I na grafikę z Nokii 3310”. Naprawdę, gdy zerkniecie na sprzęt multimedialny, który Honda zdecydowała się zainstalować w najnowszym civicu, zaczniecie poważnie zastanawiać się, dlaczego do auta z 2017 r. włożono monitor z 1983. Wygląda okropnie. Jak doklejony. Podobnie jak elektroniczne zegary. Tak, wiem, że to znak rozpoznawczy wszystkich civiców od czasów słynnego „ufo”, ale na litość boską – do ich zaprojektowania w najnowszej wersji trzeba było zatrudnić jakiegoś wykształconego technoartystę, a nie pięciolatka z zezem! Z kolei do wykonania wnętrza trzeba było wziąć Niemców – oni wiedzą, jakich materiałów używać, by było przyjemnie, i czym je ze sobą skręcać, by wszystko trzymało się kupy. Japończycy mają z tym problem. Boczki drzwi w civicu zrobione są z dykty, a konsola środkowa jest tak twarda i w dodatku źle wyprofilowana, że po tygodniu walenia w nią prawym kolanem zacząłem kuleć. Do tego dochodzą irytujące rzeczy, jak to, że bagażnik można otworzyć tylko z wnętrza pojazdu albo z kluczyka. Na samej klapie nie ma żadnego przycisku do tego celu.
Na szczęście sam bagażnik w sedanie imponuje pojemnością (ma prawie 520 l), a wnętrze jest przestronne. Rodziny 2+2 będą więcej niż zadowolone. Uczciwie muszę też przyznać, że fotele są bardzo wygodne, a samochód świetnie wyciszony – podczas jazdy ze stałą autostradową prędkością słychać wyłącznie lekki szum wiatru. Żaden z tych plusów nie zmienia jednak tego, że wnętrze nowego civica kompletnie mi nie odpowiada. Sprawia wrażenie, jakby Japończycy nie mieli pomysłu, jak je zaprojektować, i pieniędzy, żeby je porządnie wykonać. I nawet wiem, czemu tak jest – bo cały swój czas, środki i siły Honda poświęciła na zrobienie zawieszenia, silnika, układu kierowniczego i skrzyni biegów do nowego civica.
Wsiadając do niego i mając w pamięci doświadczenia z jazdy benzynowymi hondami z przeszłości, nie spodziewałem się absolutnie niczego dobrego. Szczerze mówiąc, to byłem przygotowany na żenujące osiągi połączone z odgłosami wiertarki udarowej dobywające się spod maski. Latami zastanawiałem się, kto kupuje te okropne silniki wolnossące, które dają oznaki życia dopiero wtedy, gdy rozkręci się je w okolice 6 tys. obrotów. Ja rozumiem, że były żywotne i bezawaryjne. Ale to tak, jakby dożyć 100 lat w zdrowiu, nie ruszając się z fotela. To po prostu nudne.
Zdaję sobie sprawę, że ludzie, dla których logo z literą „H” jest odpowiednikiem obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej, zasugerują po tym, co zaraz napiszę, że mój dom ulegnie spaleniu, ale... nowy turbodoładowany silnik 1.5 w civicu jest rewelacyjny (tak, dla fanów Hondy to wada). Pod każdym względem. Bardzo elastyczny, bardzo dynamiczny, cichy i ekonomiczny. Przepisowa jazda autostradą daje wynik na poziomie 6 litrów, w mieście można zmieścić się w 8. Świetnie jak na 182 konie i przyspieszenie do setki w około 8 sekund! Tylko czasami, np. podczas dynamicznego ruszania na mokrej nawierzchni, pojawiają się problemy z trakcją na przedniej osi.
Skrzynia biegów też jest bardzo dobra. Ta sześciobiegowa manualna. Bo opcjonalny automat bezstopniowy jest – sam nie wierzę, że to piszę – jeszcze lepszy! To pierwsza tego typu skrzynia, która nie sprawia, że silnik brzmi, jakby ktoś zamontował go bezpośrednio w waszym uchu środkowym. Działa gładko, płynnie i ze względu na charakterystykę silnika (wysoki moment obrotowy od niskich obrotów) sprawdza się z tym motorem lepiej niż manual – po prostu wygodniej i łatwiej się rusza. A dopłata wynosi bardzo rozsądne 5 tys. zł.
Wszystko to w połączeniu z mięsistym zawieszeniem i bezpośrednim układem kierowniczym sprawia, że jazda civikiem daje sporo przyjemności. Siedząc za jego kierownicą, człowiek ma poczucie, że nie prowadzi zwykłego, nudnego kompaktu z dorobionym plecakiem, tylko coś innego, lepszego, szybszego. O ile pod względem wnętrza ten samochód kompletnie mi nie odpowiada, to bardzo, bardzo, bardzo podoba mi się to, jak jeździ. I ma bardzo dobrą cenę. Duży sedan, 182 konie, porządne wyposażenie (automatyczna klimatyzacja, asystenci bezpieczeństwa łącznie z awaryjnym hamowaniem i asystentem pasa ruchu, podgrzewane fotele, światła LED etc.) za 90 tys. zł. To po prostu bardzo dobrze wydane pieniądze. W przeciwieństwie do zaawansowanej sonicznej szczoteczki do zębów, która w rzeczywistości jest do sami wiecie czego.