Przemysł motoryzacyjny łączy siły z branżą IT i firmami telekomunikacyjnymi. Tak być może obroni się przed konkurencją ze strony Google’a czy Apple’a.
W informatycznej chmurze inteligentne samochody będą wymieniać się informacjami o swoim położeniu czy natężeniu ruchu. System ułatwi także tworzenie map w czasie rzeczywistym oraz prowadzenie auta. Jakie firmy podpisały dokument o współpracy? Toyota to drugi pod względem wielkości producent samochodów na świecie (ok. 10 mln egzemplarzy rocznie). Kalifornijski Intel to jeden z gigantów Doliny Krzemowej i jednocześnie największy na świecie producent procesorów i układów scalonych. Japońskie NTT jest w czołówce firm telekomunikacyjnych na świecie (w projekcie bierze też udział jego spółka córka będąca operatorem telefonii komórkowej). Również mający siedzibę w Kraju Kwitnącej Wiśni Denso to mało znany w Polsce producent komponentów samochodowych. Na liście największych firm świata „Forbesa” zajął w tym roku 233. pozycję z wyceną wartości na poziomie 33,6 mld dol. Z kolei szwedzki Ericsson jest znanym na całym świecie operatorem i dostawcą usług telekomunikacyjnych.
Sygnatariusze porozumienia oceniają, że do 2025 r. liczba danych, które wymieniają między sobą samochody, sięgnie 10 eksabajtów miesięcznie (żeby je zapisać, trzeba by niemal pół miliarda płyt Blu-ray). Trzeba więc stworzyć taki ekosystem informatyczny, który pozwoli na sprawny przepływ informacji między pojazdami.
Przewidywany wzrost wymiany informacji jest związany z rozwojem samochodów autonomicznych. To auta, które w przyszłości będą mogły podróżować bez kierowców. Takie samochody już istnieją. Trzy lata temu projekt ciężarówki przyszłości, która prowadzi się sama, zaprezentował w Hanowerze Daimler. W autach osobowych klasy premium mechanizmy, które pozwalają utrzymać stałą prędkość lub odległość od innych pojazdów, także nie są już nowością. Nie wspominając o systemach, które umożliwiają automatyczne parkowanie.
Za rozwojem autonomicznych aut nie nadąża na razie system prawny. Międzynarodowym dokumentem, który reguluje ruch drogowy, jest konwencja wiedeńska z 1968 r. Jeden z jej przepisów stanowi, że „każdy pojazd w ruchu lub zespół pojazdów w ruchu powinien mieć kierującego”. To zdanie w praktyce eliminuje z dróg samochody autonomiczne. Ale legislacja powoli się zmienia. W Stanach Zjednoczonych testy lub ograniczoną jazdę „autonomików” dopuszcza już 20 stanów (oraz Dystrykt Kolumbia). W Europie testy samochodów bez kierowcy na publicznych drogach są dozwolone m.in. w Wielkiej Brytanii i we Francji. Odpowiednie przepisy chcą wprowadzić także Niemcy.
Inicjatywa Toyoty, Intela, Denso, Ericssona i NTT nie jest pierwszą tego rodzaju. Intel jest już zaangażowany w plany współpracy w budowie autonomicznych pojazdów, jaką w czerwcu tego roku ogłosili: BMW, grupa Fiat Chrysler Automobiles, producent opon Continental i izraelski Mobileye. Jeszcze wcześniej kooperację zapowiedziały niemieckie koncerny Daimler i Bosch. Branża motoryzacyjna zwiera szyki, ponieważ po piętach depczą im nieznani dotychczas konkurenci. Szerzej o pojazdach bez kierowcy świat usłyszał za sprawą Google Car, czyli autonomicznego samochodu giganta internetowego, lidera wśród wyszukiwarek internetowych. Własne testy systemów pozwalających na autonomiczną jazdę prowadzi Apple. Chętnych jest wielu, bo przewiduje się, że w 2030 r. autonomiczne auta będą stanowić jedną czwartą rynku.
– Kierunek rozwoju jest już ustalony. Pytanie dotyczy tylko jego tempa i powstania odpowiedniej infrastruktury, która zapewni odpowiednie bezpieczeństwo – twierdzi Wojciech Drzewiecki, prezes firmy Samar monitorującej rynek motoryzacyjny.