Od jakiegoś czasu nie oglądamy z żoną tradycyjnej telewizji, za to korzystamy z serwisów oferujących wideo na żądanie. Ale zanim zdecydujemy się odpalić jakiś film czy serial, najpierw sprawdzamy, jak został oceniony przez tych, którzy widzieli go przed nami – wpisujemy tytuł w serwisie Filmweb i jeżeli dzieło ma poniżej 7 (w skali 10-stopniowej), to nawet nie zawracamy sobie nim głowy. Gdy powyżej – bez namysłu wciskamy „play”.
Problem polega na tym, że o ile w przypadku pełnometrażowych produkcji ta metoda sprawdza się doskonale, o tyle w odniesieniu do seriali zawodzi na całej linii. Skuszeni oceną 8,9 zaczęliśmy od „Gry o tron”. Ja zasnąłem kamiennym snem po 10 min pierwszego odcinka, a żona obejrzała całą pierwszą serię w jedną noc. W przypadku „Breaking Bad” (ocena 8,8) było odwrotnie: ja pochłaniałem odcinek za odcinkiem, żona tylko się modliła, żebym pewnego dnia nie przytargał do domu zestawu małego chemika.
Teraz jednak to ja się zastanawiam, gdzie powinienem oddać ją. Bo nie dalej jak wczoraj włączyła „Wielkie Kłamstewka” – i obejrzała trzy odcinki. Oraz zapowiedziała, że dzisiejszy i jutrzejszy wieczór będą wyglądały tak samo. Czyli, że mniej więcej na trzy godziny będę musiał wynosić się z sypialni, bo fabuła tego czegoś przyprawia mnie o astmę. Sprowadza się do tego, że kilka bogatych pań pije wino, następnie obrzuca się inwektywami, później straszy prawnikami, a następnego ranka jak gdyby nigdy nic zaprowadza swoje dzieci do tej samej szkoły. Podobno dojdzie tu też do jakiegoś morderstwa. Zapowiedziane zostało w pierwszej minucie pierwszego odcinka, ale ma się wydarzyć dopiero w ostatnim.
Więc całkiem serio to jestem zdania, że każdy filmowy tytuł powinien mieć dwie oceny: jedną wystawianą przez facetów, drugą – przez kobiety. Wówczas dokonanie właściwego wyboru byłoby znacznie prostsze. Na podobnej zasadzie powinno się oceniać samochody, z tą różnicą, że robić to powinni nie panowie i panie, lecz fani danej marki i zwyczajni kierowcy, którym jest ona obojętna. Zdziwilibyście się, jak diametralnie różne opinie mieliby o aucie. Przekonałem się o tym przy okazji testu najnowszego BMW serii 5.
Pozostało
62%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama