Wspólna Polityka Transportowa jest istotną składową rynku wewnętrznego Unii, w którym ma być zapewniony swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału. Niestety działania podejmowane przez państwa Europy Zachodniej coraz częściej utwierdzają nas w przekonaniu, że te zasady – na których przecież Unia się opiera – to tylko puste frazesy.
Mówienie o europejskiej wspólnocie i swobodach będących jej podstawą coraz mniej pasuje do realiów, w których dziewięciu ministrów z Europy Zachodniej zaczyna prowadzić własną politykę transportową bez zważania na „nowych” członków UE. W podpisanej przez nich deklaracji zwanej Sojuszem drogowym pojawia się zobowiązanie, by wszystkie państwa-sygnatariusze wprowadziły: kary za spanie w pojeździe, gdy odbierane są w ten sposób odpoczynki tygodniowe (tzw. weekendowe), a także rozwiązania dążące do tego, by były one odbierane w domu. I choć trudno sobie wyobrazić, by kierowcy musieli wracać na odpoczynek tysiące kilometrów, to wcale nie jest wykluczone, że ich zamiary zostaną przekute w przepisy. Zachętą do wdrożenia sankcji może być dla nich niedawna opinia rzecznika generalnego TSUE, który jednoznacznie stwierdza, że odpoczynki tygodniowe w pojeździe są zabronione.
Przy czym zagadką jest, w jaki sposób miałby być osiągnięty efekt odbywania ich przez kierowcę w domu. Dokument mówi tu ogólnikowo o „ułatwianiu” i „promowaniu nowych praktyk na szczeblu krajowym i europejskim” – ale jak inaczej doprowadzić do tego bez wyraźnego nakazu i obowiązku poniesienia kosztów przez firmę zatrudniającą kierowcę? Istnieje duża obawa, że jeśli ten polityczny dokument przełoży się na przepisy, będą one – podobnie jak niemieckie i francuskie regulacje płacy minimalnej MiLoG i Loi Macron – uznane za niezgodne z traktatem o funkcjonowaniu UE. Co jednak nie znaczy, że nie będą stosowane.