Skrócenie czasu pracy z pięciu do czterech dni wydaje się kwestią czasu. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na razie zaproponowało pilotażowy program, który zakłada skrócenie czasu pracy bez redukcji wynagrodzenia. Celem pilotażu ma być sprawdzenie tego rozwiązania dla różnych grup pracodawców.

Niektóre instytucje publiczne nie czekały na ruch resortu pracy. Do tej grupy zalicza się coraz więcej samorządów, w tym Szczecinek, Włocławek, Leszno, Ostrzeszów, Świebodzice. W tych miastach urzędnicy samorządowi już mogą się cieszyć krótszym czasem pracy. Przykładowo w Szczecinku od 1 lipca br. urząd miasta skrócił im tydzień pracy do czterech dni. Z kolei w urzędzie miasta w Lesznie od 1 lipca ub.r. tygodniowy czas pracy zmniejszył się do 35 godzin, dzięki czemu urzędnicy każdego dnia kończą pracę o godzinę wcześniej. Podobne rozwiązanie wprowadził urząd miasta we Włocławku od 1 września 2024 r.

Z takiego rozwiązania chcą też skorzystać członkowie korpusu służby cywilnej, którzy zajmują się obsługą administracji rządowej. Okazuje się, że na przeszkodzie stoją przepisy i negatywne stanowisko Anity Noskowskiej-Piątkowskiej, szefowej służby cywilnej.

Zdaniem ekspertów wykluczenie części urzędów z możliwości skróconego tygodniowego czasu pracy tylko dlatego, że należą do innego korpusu urzędniczego, jest dyskryminujące.

Podzielone stanowiska

Jeszcze przed zakończeniem naboru do pilotażowego programu „Skrócony czas pracy – to się dzieje” prowadzonego przez MRPiPS organizacje związkowe działające w służbie cywilnej zwróciły się z pytaniami do szefowej służby cywilnej. W piśmie zaznaczyli, że program ma na celu wypracowanie i przetestowanie modeli skróconego czasu pracy oraz ocenę ich wpływu m.in. na zatrudnienie, produktywność, zdrowie pracowników, a także organizację pracy oraz work–life balance osób zatrudnionych. Związkowcy zwrócili uwagę, że nabór jest otwarty również dla jednostek sektora publicznego (w tym urzędów administracji rządowej). Poprosili o przedstawienie stanowiska w kwestii ewentualnego przystąpienia do tego pilotażu przez urzędy administracji rządowej i centralnej.

– Biorąc pod uwagę warunki pilotażu, można śmiało stwierdzić, że członkowie korpusu służby cywilnej i ich pracodawcy spełniają wszystkie kryteria uprawniające do wzięcia udziału w pilotażu – mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt katedry prawa samorządu terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Stanowisko szefowej służby cywilnej jest jednak negatywne.

DGP dotarł do stanowiska Anity Noskowskiej-Piątkowskiej, które zostało sporządzone zaledwie na trzy dni przed rozpoczęciem pilotażu. Urzędnicy departamentu służby cywilnej w kancelarii premiera bardzo się natrudzili, aby przywołać odpowiednie przepisy, które rzekomo mają stać na przeszkodzie udziałowi w pilotażu, a co więcej wykluczają je z wdrożenia takiego rozwiązania w tych urzędach na stałe.

Szefowa służby cywilnej próbowała przekonać związkowców, że z postanowień umowy dotyczącej pilotażu wynika, że dofinansowanie kosztów jego realizacji następuje w formie dotacji celowej. Z kolei urzędy administracji rządowej są państwowymi jednostkami budżetowymi. Na mocy art. 11 ust. 1 ustawy o finansach publicznych (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 1530 ze zm.) jednostkami budżetowymi są jednostki organizacyjne sektora finansów publicznych nieposiadające osobowości prawnej, które pokrywają swoje wydatki bezpośrednio z budżetu, a pobrane dochody odprowadzają na rachunek odpowiednio dochodów budżetu państwa albo budżetu jednostki samorządu terytorialnego. W ocenie szefowej służby cywilnej przepis ten wyklucza udzielenie jednostce budżetowej dotacji celowej. W konsekwencji urzędy administracji rządowej nie mogą uczestniczyć w pilotażu.

Szefowa służby cywilnej poszła dalej w stanowisku, które ma raz na zawsze wybić z głowy urzędnikom pomysł pracy w skróconym czterodniowym tygodniowym czasie pracy. Powołała się tu m.in. na art. 97 ust. 1 ustawy z 21 listopada 2008 r. o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 409 ze zm.), z którego wynika, że czas pracy członków korpusu nie może przekraczać 8 godzin na dobę i średnio 40 godzin na tydzień w przyjętym okresie rozliczeniowym, nie dłuższym niż 4 miesiące. Dodatkowo wskazała, że na podstawie par. 2 ust. 1 pkt 1 zarządzenia premiera w sprawie sposobu organizacji czasu pracy urzędów dyrektor generalny urzędu ustala czas pracy urzędu, w tym rozkład czasu pracy członków korpusu, w taki sposób, aby praca w urzędzie była wykonywana od poniedziałku do piątku, nieprzerwanie przez 8 godzin każdego dnia.

– Zatem przepisy te uniemożliwiają skrócenie czasu pracy członkom korpusu służby cywilnej np. przez zmniejszenie liczby dni pracy z uwagi na to, że praca ta co do zasady powinna być świadczona w ramach 8 godzin na dobę i średnio 40 godzin na tydzień oraz musi się zmieścić w przyjętym okresie rozliczeniowym – podsumowuje swoje stanowisko Anita Noskowska– Piątkowska.

Nierówne traktowanie

– Jesteśmy wszyscy zdumieni, że szefowa służby cywilnej, która ciągle mówi o równowadze między pracą a życiem prywatnym, zablokowała nam możliwość udziału w tym pilotażu – mówi jeden ze związkowców resortowych.

Nie wszyscy związkowcy mają jednak jednolite stanowisko w tej sprawie.

– Wprowadzenie czterodniowego dnia pracy w administracji jest zwykłą utopią i pomysłem lewicowej pani minister. Z jednej strony z tego samego ugrupowania było podnoszone wielkie larum przy wprowadzaniu święta Trzech Króli, a tu nagle urzędy miałyby nie pracować cztery dni w miesiącu – mówi Robert Barabasz, szef NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.

Tak więc eksperci częściowo popierają stanowisko szefowej służby cywilnej, ale też wskazują na dyskryminację tej grupy urzędników.

– To jest służba i cała administracja państwowa powinna być wyłączona z planów wprowadzenia czterodniowego czasu pracy. Jeśli wszystkie urzędy pracowałyby nadal na dotychczasowych zasadach, to pracownicy pozostałych sektorów, w których pracodawcy zdecydowaliby się na skrócenie czasu pracy, mieliby dzięki temu lepszy dostęp do instytucji publicznych – mówi prof. Stefan Płażek.

W jego ocenie powinna istnieć symetria pomiędzy pracownikami samorządowymi i rządowymi, bo wykonują zadania, które wzajemnie się uzupełniają. Nie można więc różnicować poszczególnych urzędów np. miasta lub wojewódzkiego, wprowadzająć różne reguły.

– Nie może być tak, że jedni mają gorzej, a drudzy lepiej tylko dlatego, że są z innej grupy urzędniczej. Administracja publiczna daje urzędnikom stabilność zatrudnienia, co już ich wyróżnia na tle innych instytucji. Trzeba więc na poziomie ustawowym jednoznacznie przesądzić, że wszyscy urzędnicy nie mają prawa do czterodniowego tygodnia pracy – postuluje profesor. ©℗

Przyjazna administracja rządowa
ikona lupy />
Przyjazna administracja rządowa / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe