Nie ma już godzin dostępności dla uczniów i rodziców, ale za to wracają tzw. dni otwarte i dodatkowe dyżury. W wielu szkołach uczniowie jednak wciąż poprawiają prace klasowe na lekcjach. Prawnicy przestrzegają dyrektorów przed zarzutem ograniczenia konstytucyjnego prawa do nauki

Od 1 września 2025 r. nauczyciele nie mają już obowiązku udziału w dyżurach w ramach tzw. godzin dostępności dla uczniów i nauczycieli. Co do zasady takie dyżury wynosiły godzinę tygodniowo i były poświęcane na spotkania z rodzicami, a także na konsultacje z uczniami, w tym bardzo często na poprawę prac klasowych. Nauczyciele jednak w dalszym ciągu muszą być dostępni dla rodziców poza zebraniami klasowymi. Podobnie dla uczniów. Dlatego szefowie placówek oświatowych wprowadzają inne rozwiązania albo pozostawiają dowolność w działaniu nauczycielom. Zdaniem ekspertów ze statutu szkół powinno jasno wynikać, jak obecnie powinny wyglądać konsultacje z uczniami i opiekunami prawnymi.

Bez godzin czarnkowych

Zgodnie z art. 1 ustawy z 25 lipca 2025 r. o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela (Dz.U. poz. 1189) w art. 42 pragmatyki zawodowej został uchylony ust. 2f i 2g. Przepisy te stanowiły, że w ramach zajęć i czynności nauczyciel był obowiązany do dostępności w szkole w wymiarze jednej godziny tygodniowo, a w przypadku nauczyciela zatrudnionego w wymiarze niższym niż połowa obowiązkowego wymiaru zajęć – przez jedną godzinę w ciągu dwóch tygodni. W jej trakcie, odpowiednio do potrzeb, prowadził konsultacje dla uczniów lub ich rodziców.

Teraz szefowie placówek oświatowych ustalają nowe zasady konsultacji z rodzicami i uczniami. Na forach internetowych nauczyciele przyznają, że i tak muszą być dostępni dla rodziców i uczniów w określonym czasie, np. w trakcie tzw. dni dostępności, które najczęściej ustalane są w kolejnym miesiącu po tym, w którym jest zebranie klasowe z wychowawcą.

– Rodzic może się umówić z nauczycielem w dogodnym terminie, skorzystać z dziennika elektronicznego lub dni otwartych, które poza wywiadówkami będą organizowane – potwierdza nauczycielka ze Szkoły Zachodzącego Słońca na warszawskim Bemowie.

Z kolei Jacek Daniluk, burmistrz Miasta Terespol, przyznaje, że nauczyciele w dalszym ciągu powinni być dostępni dla opiekunów prawnych w ramach np. dyżurów popołudniowych.

– Likwidując godziny dostępności, powinny zostać wprowadzone inne regulacje, które zagwarantowałyby rodzicom konsultacje z nauczycielem po godzinach pracy, a uczniom dodatkowe spotkanie z nauczycielem, aby popracować z nim nad zagadnieniem, które jest dla nich trudnością – dodaje.

Szefowie placówek przyznają, że kwestie związane ze współpracą pracowników oświatowych z rodzicami są najczęściej indywidualnie ustalane.

– Przed godzinami czarnkowymi funkcjonowały u nas tzw. dni otwarte dla rodziców. Rozważamy ich przywrócenie, a póki co opiekunowie za pośrednictwem dziennika elektronicznego powinni się umawiać z nauczycielami na konsultacje w takim czasie, aby nie kolidowało to z bieżącymi lekcjami i pełnionymi dyżurami w trakcie przerwy – mówi Jacek Rudnik, wieloletni dyrektor placówek oświatowych i członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Nie ma tu zastosowania kodeks postępowania administracyjnego, ale jeśli nauczyciel będzie zwlekał z wyznaczeniem najbliższego terminu, to rodzic może o tym mnie powiadomić. Nie wydaje mi się, aby nauczyciele po likwidacji godzin czarnkowych, z których 90 proc. osób nie korzystało, nagle wskutek braku innych przepisów utrudniali wyznaczenie niezwłocznego terminu – dodaje.

Część dyrektorów chce jednak, aby nauczyciele poza nauką byli dostępni dla rodziców i uczniów. Tym bardziej że wsparcie dla podopiecznych jest bardzo ważne.

– Wielu nauczycieli zgodziło się na zachowanie konsultacji z rodzicami i uczniami o stałej godzinie w tygodniu w ramach 40-godzinnego czasu pracy – mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej.

Sporne poprawki

W trakcie godzin czarnkowych nauczyciele prowadzili dla uczniów tzw. kółka zainteresowania lub dawali możliwość poprawiania prac klasowych. Takie praktyki były jednak krytykowane przez oświatowe związki, które przekonywały, że nie do tego służą godziny dostępności. Teraz niektórzy nauczyciele planują poprawy w trakcie lekcji.

– U nas uczniowie poprawiają prace klasowe, w tym kartkówki, w uzgodnieniu z nauczycielami na lekcji. Wtedy ci poprawiający są usadawiani z tyłu klasy – przyznaje Jacek Rudnik. – Oczywiście, jeśli znajdzie się rodzic ucznia, który będzie przeciwko takim praktykom protestował, to będziemy musieli to zmienić i zorganizować poprawy po lekcjach, ale wtedy mogłyby się pojawić roszczenia nauczycieli o wypłatę nadgodzin. Póki co są to kwestie umowne między nauczycielem a uczniem – kwituje Rudnik.

Prawnicy mają jednak wątpliwości.

– Uczeń lub jego rodzic może zarzucić szkole, że poprawianie pracy klasowej na lekcji, w której nie może w pełni uczestniczyć, jest naruszeniem prawa do nauki wynikającego z art. 70 Konstytucji – mówi Łukasz Łuczak, adwokat i ekspert prawa oświatowego. – Nawet jeśli uczeń przychodzi do innej klasy na poprawę do nauczyciela, to tu też można skutecznie podważyć brak warunków do pisania pracy klasowej, bo przecież są prowadzone zajęcia i trwają rozmowy – zaznacza.

Anna Knapik, dyrektor Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1 w Wadowicach, przyznaje, że poprawy odbywają się na lekcjach i póki nikt się temu nie sprzeciwia, nie zamierza nic zmieniać, bo nawet nie ma dodatkowych sal na te czynności.

– Poprawa powinna się odbywać w ramach siatki godzin przewidzianej na dany przedmiot. Na początku powinna być realizacja podstawy programowej, powtórzenie, praca klasowa, a następnie poprawa. Nie jestem zwolennikiem rozszerzenia liczby godzin zajęć dla uczniów, ale w ramach tych godzin powinien być czas, aby część klasy mogła na swoim przedmiocie poprawiać pracę, a pozostali utrwalać materiał w ciszy – mówi Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny, partner w kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.

Niektórzy dyrektorzy uważają, że te kwestie powinny być rozstrzygnięte na poziomie ustawowym.

– Rządzący z uwagi na kalkulacje polityczne boją się decyzji o zwiększeniu pensum dla nauczycieli. Mimo tego u nas udało się wprowadzić zasadę, że wszystkie prace klasowe mają być poprawiane po realizacji obowiązkowych zajęć przy zapewnieniu odpowiednich warunków, czyli przede wszystkim ciszy – mówi Anna Sala. – Nie jest to łatwe, ale przy współpracy z nauczycielami jest to możliwe. Dzięki temu nikt nie podważy poprawianych prac i nie zarzuci nam, że nie realizujemy konstytucyjnego prawa do nauki – dodaje.