Jeszcze w tym roku premier ma podpisać projekt rozporządzenia w sprawie zasad ustalania przez kierowników niektórych urzędów rozkładu czasu pracy w tygodniu oraz jego wymiaru w poszczególnych dniach tygodnia (numer projektu 15). Chodzi o uelastycznienie godzin pracy niektórych urzędów.
Praca zmianowa w urzędach
Projekt zakłada, że kierownik będzie ustalać czas pracy urzędu w taki sposób, aby toczyła się ona nieprzerwanie po 8 godzin od poniedziałku do piątku. Urzędnicy rozpoczną pracę o 7 rano w najwcześniejszym wariancie (i będą pracować do 15), a w najpóźniejszym – o 10. W placówkach obsługujących interesantów urząd co najmniej raz w tygodniu będzie musiał być otwarty od 8 do 18. Do zapewnienia harmonijnej pracy będzie mógł wprowadzić pracę zmianową.
– Obawiam się, że nowe regulacje niewiele poprawią sytuację urzędników. Uelastycznią ich czas pracy. Zobaczymy, jak to zadziała w praktyce i czy kierownicy urzędów nie będą nadużywać tej elastyczności – ocenia dr hab. Grzegorz Makowski z Fundacji im. Stefana Batorego i Szkoły Głównej Handlowej.
Wskazuje też, że główne bolączki administracji publicznej leżą gdzie indziej. W jego ocenie wciąż panuje w nich „dość konserwatywna kultura organizacyjna”. Ponadto jej największym problemem pozostają niskie wynagrodzenia. Według GUS w 2023 r. przeciętna pensja w administracji publicznej wyniosła 8376,11 zł brutto, podczas gdy w całej gospodarce narodowej – 7155,48 zł. Jednak według serwisu Wynagrodzenia.pl mediana (czyli połowa zatrudnionych na danym stanowisku zarabia więcej, a połowa mniej) wynagrodzeń na stanowisku referenta administracji publicznej wynosi 4600 zł brutto, a specjalisty – 6010 zł brutto. Są to dwa najczęściej piastowane stanowiska wśród urzędników. (Wyliczenia serwisu bazują na danych ankietowych pozyskanych od zatrudnionych na tych stanowiskach).
Brakuje rąk do pracy
Osobną kwestią są problemy z obsadzaniem wakatów w urzędach. W DGP (nr 162/2024) podawaliśmy, że nawet 50 proc. rekrutacji na stanowiska urzędnicze pozostaje nierozstrzygnięta. Brakuje w nich kandydatów, a jeśli już się jakiś pojawi, to często nie ma odpowiednich kwalifikacji. W znalezieniu pracowników nie pomogły też 20-proc. podwyżki dla administracji rządowej z początku roku.
– Dodam, że wbrew niektórym głosom nie jest też tak, że Polska ma zbyt dużo urzędników. Raczej mamy kłopot z niewłaściwą alokacją zasobów, ze złym zarządzaniem i z niespójnym prawem. Służba cywilna wymaga kompleksowej reformy. A to, o czym rozmawiamy, to jest jakiś detal – mówi nasz rozmówca. – Mamy kilka ustaw, w tym ustawę z 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych, która już dawno powinna trafić do śmietnika. Uregulowania w tym sektorze są chaotyczne i tym powinien się zająć rząd w pierwszej kolejności – zauważa ekspert.
Zmiany trybu pracy obejmą zatrudnionych m.in. w urzędach administracji rządowej, Biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, Prokuratorii Generalnej RP, Instytucie Pamięci Narodowej, regionalnych izb obrachunkowych i państwowej komisji ds. przeciwdziałania pedofilii. Choć dotyczą głównie urzędników korpusu służby cywilnej, to w jednostkach pracują też urzędnicy państwowi i inni pracownicy. Dlatego też projekt ma ujednolicać przepisy dla nich wszystkich w takim zakresie, jak: wprowadzenie jednolitych zasad wyznaczania dnia wolnego oraz soboty, w którą zostanie odpracowany dzień wolny.
– W korpusie służby cywilnej jest mniej więcej 120 tys. urzędników – mówi ekspert. Dla porównania według danych GUS na koniec 2022 r. w całej administracji publicznej było zatrudnionych niemal 441 tys. osób. Służba cywilna to zresztą specyficzny rodzaj urzędników.
– To przede wszystkim osoby zatrudnione w ministerstwach, ale też w administracji w terenie, np. w urzędach wojewódzkich – tłumaczy Makowski. Z tą grupą urzędników przeciętny obywatel nie ma raczej zbyt często do czynienia. Najczęściej bowiem do urzędów wybieramy się np. wyrobić dowód, tablice rejestracyjne, po pozwolenie na budowę. Za te kwestie odpowiada administracja samorządowa. ©℗