W tej grze większość kart jest rozdana. Mniej więcej wiadomo kto wygra wyścig do foteli prezydenckich w dużych miastach, ale jest kilka niewiadomych.
Najciekawiej wygląda sytuacja w Krakowie – tam po 22 latach kończy urzędowanie prezydent Jacek Majchrowski. O schedę po nim walczy siedmiu kandydatów. W środę ze startu zrezygnowało dwóch kandydatów: były rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Stanisław Mazur oraz jeden z wiceprezydentów miasta, Jerzy Muzyk. Mazur poparł kandydata KO, posła Aleksandra Miszalskiego, a Muzyk - innego dotychczasowego zastępcę Majchrowskiego, Andrzeja Kuliga.
Z sondaży wynika, że w Krakowie dojdzie do drugiej tury wyborów, do której największe szanse przejścia ma Łukasz Gibała, były poseł Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota, prywatnie siostrzeniec b. wicepremiera Jarosława Gowina.
Oprócz Gibały, który o prezydenturę w stolicy Małopolski ubiega się już po raz trzeci, w wyborczej dogrywce mogą się znaleźć także: Aleksander Miszalski, były wojewoda małopolski Łukasz Kmita z PiS, a także wiceprezydent Kulig, popierany przez Jacka Majchrowskiego i PSL. Pozostali kandydaci na prezydenta Krakowa, m.in. Rafał Komarewicz z Polski 2050 czy Konrad Berkowicz z Konfederacji raczej nie będą liczyli się w wyborczym wyścigu.
„Wynik jest wciąż kwestią otwartą, ze względu na to, że w Krakowie nie doszło do porozumienia sił tworzących koalicję 15 października” – podkreśla w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” związany z Krakowem wiceminister sportu Ireneusz Raś.
We wtorek Miszalski zamieścił w mediach społecznościowych zamówiony przez sztab wyborczy sondaż, według którego ma już tylko trzy punkty procentowe straty do Gibały (26 proc. do 23 proc.). Na trzecim miejscu znalazł się kandydat PiS z poparciem 19 proc., a na kolejnych, ex equo: Andrzej Kulig i Stanisław Mazur, były rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
W sondaż ten nie wierzy Łukasz Kmita. „Miszalski dramatycznie boi się o swój wynik, nawet ściągnął na pomoc do Krakowa Donalda Tuska” – ironizuje w rozmowie z nami poseł PiS i dodaje, że z badań jego formacji wynika, iż to on ma większe szanse znaleźć się w dogrywce wyborczej.
Na wczorajsze popołudnie zaplanowane było wspólne otwarte spotkanie szefa rządu i lidera PO z kandydatem Koalicji Obywatelskiej. W czwartek z kolei do Krakowa ma przyjechać dwoje byłych premierów z PiS: Beata Szydło i Mateusz Morawiecki, by na ostatniej prostej wesprzeć kampanię Łukasza Kmity.
Interesująco wygląda także rywalizacja o wrocławski magistrat. Tam wprawdzie faworytem jest obecnie urzędujący Jacek Sutryk – zwłaszcza po tym jak otrzymał poparcie od samego Donalda Tuska – ale szybko jego sytuacja zaczęła się komplikować.
Najpierw poprzedni, sprawujący 16 lat urząd prezydenta Wrocławia Rafał Dutkiewicz, który w 2018 roku rekomendował głosowanie na swojego urzędnika Sutryka, dwa dni temu na specjalnej konwencji, radykalnie to poparcie wycofał i poparł kandydatkę Trzeciej Drogi Izabelę Bodnar. Co więcej, w wywiadzie dla Money.pl powiedział: „Jestem winien wrocławianom duże przeprosiny. Bardzo serdecznie przepraszam za Jacka Sutryka. Pięć lat wystarczy. Basta. Król jest absolutnie nagi”.
Oprócz Dutkiewicza Izabelę Bodnar poparł także Stanisław Huskowski, poprzednik na fotelu prezydenta. Zaś Bogdan Zdrojewski, pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Wrocławia, bardzo krytycznie ocenia to, co prezentuje Sutryk. Jego kadencję nazwał „rozczarowującą”. Dodatkowo sytuacji nie uławia publikacja Newsweeka o tym, że pozostawał w bliskiej zażyłości z aresztowanym niedawno rektorem Colegium Humanum.
Co gorsza dla obecnego prezydenta Wrocławia, w mieście głośno spekuluje się, że swój dyplom MBA otrzymał bez uczestnictwa w jakichkolwiek zajęciach i była to swoista rekompensata za skierowanie na ten sam kurs MBA wielu urzędników miejskich, co opłacono z kasy miasta. Słychać również plotki, że prezydent Sutryk nie posiada dowodu na opłacenie swojego kursu, co- jak i cała ta sytuacja – wzbudza zainteresowanie odpowiednich służb.
Jakby tego było mało, oświadczenie Donalda Tuska o poparciu dla Sutryka wywołało konsternację w szeregach wrocławskiej PO. Wszak Sutryk, formalnie jest kandydatem komitetu o nazwie „Sutryk, Samorządowcy i Lewica”, a o zgodę szefa PO na start w tych wyborach zabiegał lokalny lider Platformy – poseł Michał Jaros. Decyzja o niewystawieniu własnego kandydata na prezydenta Wrocławia i poparciu kandydata zgłoszonego przez komitet z udziałem Nowej Lewicy wywołała wręcz bunt wśród lokalnych działaczy KO. Na przykład Zieloni ogłosili, że nie popierają kandydatury Jacka Sutryka, co czyni jego sytuację jeszcze bardziej skomplikowaną.
Konkurentka Sutryka – posłanka klubu Trzeciej Drogi, także nie ma komfortowej sytuacji, albowiem jej mąż, przedsiębiorca z branży śmieciowej ma postawione 29 zarzutów przez śląską prokuraturę, która badała interesy śmieciowe na Dolnym Śląsku.
Inni kandydaci, zwłaszcza Łukasz Kasztelowicz z PiS – szerzej nie znany były prezes funduszu ochrony środowiska - są tylko tłem dla rywalizacji Sutryk – Bodnar. We Wrocławiu spekuluje się, że jeszcze w pierwszej turze kandydat Bezpartyjnych Samorządowców – Jerzy Michalak, którego notowania oscylują w okolicach 7-9 procent, wezwie do głosowania na Izabelę Bodnar.
Bardziej klarowna wydaje się być sytuacja w Warszawie. Tam, jak można usłyszeć od polityków różnych ugrupowań, prawdopodobnie już w pierwszej turze wygra obecny prezydent Rafał Trzaskowski. „Obstawiam, że Rafał może zdobyć nawet 60 procent głosów” – mówi „DGP” jeden z czołowych stołecznych polityków PO. Według niego, rezultat wyborczy dotychczasowego włodarza na pewno nie będzie odbiegał od tego, który miał w wyborach w 2018 roku (56,6 proc.).
Tydzień temu przy okazji stołecznej debaty prezydenckiej TVP opublikowała sondaż, który wskazywał na możliwą drugą turę w stolicy. Na Trzaskowskiego miało, zgodnie z badaniem pracowni IRCenter dla TVP3, chcieć głosować 48 proc. warszawiaków. Na drugim miejscu znalazła się kandydatka Lewicy Magdalena Biejat (13 proc.), a na trzecim – kandydat PiS Tobiasz Bocheński (9 proc.).
Sam Trzaskowski uważa jednak, iż przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości jest w stanie uzyskać znacznie lepszy wynik, iż 9 proc. „PiS ma mniej więcej 20-30 proc. elektorat (…), ostatnich wyborach, parlamentarnych, przy olbrzymiej frekwencji i chęci pogonienia PiS, było 22 proc.” – wskazał Trzaskowski we wtorkowej rozmowie na antenie radia RMF FM.
Jeśli chodzi o miasta wojewódzkie ciekawie może być także w Kielcach i Olsztynie. W pierwszym z tych miast z ubiegania się o reelekcję zrezygnował dotychczasowy prezydent Bogdan Wenta, wieloletni selekcjoner reprezentacji Polski i piłce ręcznej. O to, by zająć jego miejsce w kieleckim magistracie walczy siedmioro kandydatów. Na przejście do drugiej tury, jak pokazują sondaże – ma dwoje z nich, miejscy radni: Agata Wojda z KO i Marcin Stępniewski z PiS.
W Olsztynie po raz kolejny chce kandydować były prezydent tego miasta Czesław Małkowski, w przeszłości oskarżony o molestowanie i gwałt. W 2019 roku sąd ostatecznie oczyścił samorządowca z zarzutów. W tegorocznych wyborach Małkowski zmierzy się m.in. z przewodniczącym rady miasta Olsztyna Robertem Szewczykiem z KO, byłym szefem tej rady Grzegorzem Smolińskim z PiS, a także wybitnym polskim siatkarzem, mistrzem świata z 2014 roku Marcinem Możdżonkiem. „Według różnych badań, które mamy, zdecydowanym faworytem jest nasz kandydat, Robert Szewczyk, choć pewnie dojdzie do drugiej tury, do której przejdzie też pan Małkowski” – mówi nam polityk z warmińsko-mazurskiej PO.
W większości pozostałych dużych miast wybory mogą skończyć się na jednej turze i dać zwycięstwo obecnym włodarzom. Tak zapewne stanie się w Łodzi (faworytką jest obecna prezydent Hanna Zdanowska), Gdańsku (Aleksandra Dulkiewicz), Gdyni (Wojciech Szczurek), Szczecinie (Piotr Krzystek), Bydgoszczy (Rafał Bruski), Poznaniu (Jacek Jaśkowiak), Białymstoku (Tadeusz Truskolaski), Lublinie (Krzysztof Żuk), Rzeszowie (Konrad Fijołek) oraz Katowicach (Marcin Krupa). Pewny zwycięstwa, choć nie wiadomo czy już w pierwszej turze, może być także dotychczasowy prezydent Torunia Michał Zaleski.