Plany zagospodarowania przestrzennego obejmują 30 proc. kraju. Na pozostałej części inwestycje powstają na podstawie decyzji o warunkach zabudowy.
Eksperci nie mają wątpliwości, że w Polsce stopień zaawansowania prac planistycznych jest wciąż niezadowalający. Potwierdzają to najnowsze wyniki prac Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Okazuje się, że pod koniec 2013 r. w Polsce było 43,6 tys. planów dla 28,6 proc. powierzchni kraju. Niestety, jak wskazują eksperci, od tamtego czasu niewiele się zmieniło, zwłaszcza na prowincji. Co więcej, proces uchwalania nowych planów wciąż jest chaotyczny.
Winne są gminy
Niestety, choć na chaotycznych planach traci najbardziej samorząd, to zarazem sam sobie jest winny. – Obserwowany chaos przestrzenny i funkcjonalny jest wynikiem słabości systemu planowania i nadmiernego liberalizmu w obszarze gospodarowania. Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego są nazbyt często opracowywane dla terenów wolnych od zabudowy, co stymuluje nadmierny rozwój obszarów zurbanizowanych i generuje nadmierne koszty wynikające z nałożonego na gminy obowiązku zapewnienia realizacji infrastruktury w zaplanowanych przez gminę obszarach funkcjonalnych – tłumaczy Grzegorz Adam Buczek, urbanista, wykładowca Politechniki Warszawskiej. – Co gorsze, z kolei podziały gruntów rolnych na działki budowlane następują wyprzedzająco przed opracowaniem projektów urbanistycznych. Nie stosuje się przy tym scaleń i wtórnych podziałów. W wyniku tego powstają ułomne i przypadkowe kształty działek i budowanej na nich architektury – dodaje Grzegorz Adam Buczek.
Zdaniem naukowców na tym tle zdecydowanie lepsza sytuacja występuje w największych miastach, w których w ostatnich latach nastąpiło przyśpieszenie prac planistycznych. Niestety, efekty tych działań w stosunku do zapotrzebowania nadal są niezadowalające. Tylko nieliczne większe miasta i ich strefy podmiejskie mają wskaźnik pokrycia planistycznego powyżej 50 proc. Najgorsza sytuacja występuje tradycyjnie w województwie kujawsko-pomorskim, lubuskim i podkarpackim. Od trzech lat przyrost powierzchni pokrytej planami zmienia się tam w granicach 1 punktu procentowego rocznie. Podobnie jak w studiach gminnych, również w planach miejscowych przeznacza się zbyt duże ilości terenów pod zabudowę mieszkaniową.
– Z naszych analiz wynika, że plany miejscowe są zdecydowanie niewystarczające dla porządkowania stosunków przestrzenno-własnościowych i społeczno-gospodarczych w gminach. Są na ogół rozdrobnione i mają nieefektywną strukturę przeznaczenia terenów, zwłaszcza pod zabudowę mieszkaniową. W planach miejscowych mamy w tej chwili do czynienia z olbrzymią nadpodażą gruntów budowlanych, gdyż przeznaczono w nich tereny, na których może zamieszkać co najmniej 60 mln mieszkańców – wyjaśnia DGP prof. Przemysław Śleszyński, kierownik Zakładu Geografii Miast i Ludności Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN.
Bańka spekulacyjna
Dodaje, że ta olbrzymia nadpodaż doprowadziła do swego rodzaju bańki spekulacyjnej, bo gdyby nagle wszyscy właściciele chcieli sprzedać swoje niezabudowane grunty, nie znalazłby się na nie nabywca i ceny bardzo by spadły. Ponadto skutkiem braku planów miejscowych dla całej powierzchni kraju jest budowanie na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. W samych strefach podmiejskich można tak wznieść budynki, w których zamieszka 18 mln osób.
– Wskutek tych uwarunkowań pogłębia się chaos przestrzenny, a gminy tracą dziesiątki miliardów złotych rocznie na wyższe koszty infrastruktury, gdyż zabudowa się wciąż rozprasza i wymaga dłuższej sieci dróg, kanalizacji itp. Wyjściem z tego powinna być radykalna zmiana prawa przestrzennego, zobowiązująca do przeznaczania terenów pod zabudowę na podstawie realnych potrzeb, a zwłaszcza prognoz demograficzno-migracyjnych – dodaje prof. Przemysław Śleszyński.
43,6 tys. to ogólna liczba obowiązujących planów miejscowych w Polsce. Z czego 4,9 tys. dotyczy miast na prawach powiatu
9 mln ha jest objętych miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego