W przyszłym roku o 12,2 mld zł więcej subwencji oświatowej trafi do samorządów. Niestety nie przełoży się to bezpośrednio na jakość kształcenia i warunki nauki w postaci dodatkowych zajęć czy mniej licznych klas.

W 2004 r. subwencja oświatowa, która z budżetu trafiała do samorządów, wynosiła 25,1 mld zł. W przyszłym roku będzie to już ponad trzykrotnie wyższa kwota (patrz: infografika). W tym samym czasie liczba uczniów zmalała o ponad milion. Co więcej, zamknięto kilka tysięcy szkół i przedszkoli. Wydawałoby się, że pieniądze ekstra zapowiedziane w przyszłym roku dla samorządowych placówek oświatowych przyczynią się do lepszej jakości nauczania. Na przykład dzięki dodatkowym zajęciom wyrównawczym i zajęciom dla zdolnych uczniów, a także mniej licznym klasom. Nic bardziej mylnego. Mimo dosypywania przez lata pieniędzy do gminnych budżetów te fundusze nie przekładają się na jakość edukacji w szkołach. Zdaniem ekspertów również w przyszłym roku zwiększenie subwencji niewiele zmieni, jeśli za tymi zmianami nie pójdzie reforma systemu finansowania oświaty.

Podział pieniędzy

W przyszłym roku subwencja oświatowa ma wynieść 76,6 mld zł. Jedną z głównych zmian uwzględnionych w subwencji będzie podwyższenie wynagrodzeń nauczycieli o 12,3 proc. od 1 stycznia 2024 r. Szczegóły podziału tych środków będą znane dopiero pod koniec roku. Wszystko wskazuje jednak na to, że będą one podobne do dotychczasowych. W rezultacie w przyszłym roku m.in. zwiększy się wartość wagi uwzględniającej zamożność szkół i ich wielkość. Drugi rok z rzędu będzie obowiązywał wskaźnik zmniejszającej lub zwiększającej się liczby uczniów w szkołach podstawowych, liceach czy technikach. Co więcej, od 1 września 2024 r. w szkołach i przedszkolach trzeba zatrudnić docelową liczbę nauczycieli specjalistów, w tym pedagogów, pedagogów specjalnych, psychologów, logopedów lub terapeutów pedagogicznych.

Mimo że kwota na oświatę będzie wyższa niż w poprzednich latach, to pieniądze, które trafią do samorządów, mogą teoretycznie zostać wydane na budowę dróg czy chodników. Powód? Samorządy, inaczej niż w przypadku dotacji, nie muszą się rozliczać z każdej złotówki przekazanej w formie subwencji. Lokalni włodarze oficjalnie zapewniają jednak, że wszystkie pieniądze otrzymane na edukację na nią trafiają.

– Przyszłoroczna subwencja będzie wyższa od planowanej podwyżki wynagrodzeń dla nauczycieli. Trzeba jednak mieć na względzie, że od września 2024 r. trzeba będzie zatrudnić w szkołach więcej specjalistów, a na to też są potrzebne pieniądze – mówi Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej w Ministerstwie Edukacji Narodowej.

Jego zdaniem przekazane środki raczej jednak nie sprawią, że samorządy nagle będą tworzyć mniej liczne oddziały dla uczniów i organizować więcej płatnych pozalekcyjnych zajęć lub zwiększać dodatek motywacyjny dla nauczycieli.

Samorządy przyznają, że nawet jeśli pieniędzy z subwencji docelowo będzie więcej, niż przewidywały lokalne budżety gmin, to zbyt wiele dla uczniów i nauczycieli się nie zmieni.

– Przez ostatnie lata przy podwyżkach dla nauczycieli i pracowników administracyjnych oraz obsługi wypłacana nam subwencja oświatowa była zaniżana i nie pokrywała w całości wszystkich wydatków związanych z ustalanymi przez rząd podwyżkami. Tym razem może będzie inaczej, ale nie liczymy na to, że będzie jakaś nadwyżka – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – Nie spodziewałbym się, że nagle w szkołach pojawią się z tego tytułu dodatkowe zajęcia lub wyższe dodatki dla nauczycieli, a także mniej liczne klasy – dodaje.

W szkołach bez zmian

Szefowie placówek również nie łudzą się, że wyższa subwencja oświatowa przyczyni się do zwiększenia w planie finansowym środków na dodatkowe zajęcia lub zmniejszenie oddziałów.

– Powinniśmy się cieszyć, że subwencja w przyszłym roku tak wzrośnie. Niestety my tego nie odczujemy. Budżet szkoły na kolejny rok będzie okrojony, jak zawsze, na minimum. Na dodatkowe zajęcia mieliśmy pół godziny, a obecnie jedną czwartą godziny na oddział tygodniowo. Wyższa subwencja tego nie zmieni – potwierdza Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej. – Trzeba zmienić system finansowania oświaty, bo obecny się wyczerpał, ale musi to być połączone z odchudzeniem podstawy programowej i liczebnością oddziałów. U nas mamy klasy po 30 uczniów, bo nasza placówka cieszy się popularnością, a w szkołach np. podstawowych, w których dzieci jest ośmioro lub nieco więcej, podział subwencji jest wyższy. Dlaczego mamy ponosić negatywne skutki finansowe tego, że u nas chce się uczyć więcej dzieci, niż zakładaliśmy? – wylicza Anna Sala.

Podobne spostrzeżenia mają szefowie innych placówek oświatowych.

– Subwencja oświatowa nigdy nie pokrywa kosztów prowadzenia szkoły. W tym roku nasza gmina musiała dołożyć z własnego budżetu ok. 105 mln zł. Jeśli subwencja zostanie docelowo zwiększona, to będzie to ulga dla organów prowadzących, czyli samorządów. Nasz plan finansowy w placówce przewiduje, że ponad 90 proc. pieniędzy trafia na pensje pracowników – mówi Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 im. Henryka Sienkiewicza w Puławach.

Według niego zwiększone wsparcie z budżetu sprawi, że samorządy mniej dopłacą do wynagrodzeń nauczycieli, a mają one duże kłopoty z własnymi budżetami.

Zarówno eksperci, dyrektorzy, jak i samorządowcy przyznają, że obecny mechanizm dosypywania pieniędzy do subwencji bez głębokich reform nie ma już większego sensu.

– Ta formuła się po prostu wyczerpała i konieczne są zmiany w prawie. Nie ma już większego sensu debatować, czy zwiększenie subwencji o 18,6 proc. jest wystarczające, czy może wciąż zbyt małe. Subwencja rośnie, a wszyscy są niezadowoleni. Obecny system jest oparty w dużej mierze na uczniu. Tak zwany standard A w przeliczeniu na jedno dziecko wynosi ok. 6,9 tys. zł w skali roku – mówi Marek Wójcik.

– Trzeba się zastanowić nad wprowadzeniem tzw. standaryzacji, czyli premiować finansowo te szkoły, które mają klasy np. do 25 uczniów i organizują dodatkowe zajęcia, które mogą być w całości lub w części finansowane z budżetu państwa – mówi Grzegorz Pochopień.

Jego zdaniem wyższa subwencja po takich zmianach bezpośrednio przekładałaby się na poprawę jakości i zwiększenie komfortu nauki w szkołach.

Niech płaci rząd

Zmian domagają się samorządy, i to często bardzo radykalnych.

– Samorządy są gotowe nawet na to, aby pensje w oświacie wypłacać bezpośrednio z budżetu państwa, np. za pośrednictwem wojewodów w formie dotacji. Powinna obowiązywać zasada, że kto ustala płace, ten niech wypłaca – postuluje Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP i wójt gminy Terespol. – Po półrocznym sprawozdaniu prawie połowa gmin jest w trudnej sytuacji finansowej. Ten system finansowania się rozstroił i trzeba tuż po wyborach parlamentarnych zacząć go naprawiać – postuluje. ©℗

ikona lupy />
Pieniądze na wynagrodzenia dla nauczycieli / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe