Znani samorządowcy kandydują do parlamentu, niektórzy są lokomotywami swoich list. Jeśli zdobędą mandat, do ratusza może zawitać komisarz.

Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, Jacek Wiśniewski, prezydent Mielca, Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia, Roman Ciepiela, prezydent Tarnowa, Andrzej Dziuba, prezydent Tych – to tylko kilka osób z armii samorządowców, którzy chcą kandydować do Sejmu i Senatu. Zakładając, że część z nich zdobędzie mandat posła albo senatora – będzie to dla nich i dla ich zastępców oznaczać koniec kariery samorządowej. A do wyborów kolejnych włodarzy pozostanie zaledwie około sześciu miesięcy. To – co do zasady – za mało, by rozpisywać wybory uzupełniające. Co więc się wydarzy?

Jak przyznają eksperci, procedury nie są precyzyjne. Ustępujący premier powinien wyznaczyć w takich gminach komisarza. Jeśli wybory okażą się jednak zwycięskie dla opozycji, nowy szef rządu może wkrótce potem go odwołać i wskazać własnego. Jazda karuzelą bez trzymanki może przypaść na gorący dla samorządów moment układania przyszłorocznych budżetów. Ich projekty muszą być gotowe najpóźniej do połowy listopada.

Profesor Jolanta Itrich-Drabarek, dyrektor Centrum Studiów Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego, zauważa, że nie byłoby takiego problemu, gdyby nie przesunięcie lokalnych wyborów z jesieni 2023 r. na wiosnę 2024 r. Pierwotnie wybory samorządowe i parlamentarne wypadały w tym samym okresie. – Wybrani włodarze nawet nie śmialiby kandydować do parlamentu, skoro niemal równocześnie zaufała im lokalna społeczność. Mogliby spokojnie zająć się budżetem i lokalnymi sprawami, a nie kampanią po kampanii – mówi.

– Jeśli okaże się, że zostajemy w opozycji, to część osób nie zdecyduje się na bycie posłem i pozostanie na stanowisku burmistrza lub prezydenta miasta, co pozwoli uniknąć komisarza wyznaczonego przez przeciwny obóz polityczny – przewiduje DGP jeden z przedstawicieli Związku Miast Polskich.

Wybory samorządowe na wiosnę 2024

Przesunięcie terminu wyborów samorządowych z jesieni 2023 r. na wiosnę 2024 r. może doprowadzić do wielomiesięcznego zamieszania w samorządach. Dotyczy to tych gmin, których włodarze zamierzają kandydować do Sejmu lub Senatu.

Wybory parlamentarne odbędą się za niespełna dwa miesiące – 15 października 2023 r. Wśród kandydatów na posłów i senatorów znalazło się wielu wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Problem w tym, że po ewentualnym zwycięstwie w podległych im gminach zacznie się chaos organizacyjny, który potrwa nawet do ostatnich dni kwietnia 2024 r. Wtedy kończy się kadencja samorządowców. W rezultacie nie dość, że na czas kampanii lokalni włodarze będą niemal całkowicie wyłączeni z bieżącej pracy, bo przez najbliższe tygodnie muszą się skupić na kampanii, to po ich wygranej trzeba będzie wyznaczyć komisarzy. Tymczasem teraz jest bardzo zły czas na takie decyzje, ponieważ pod koniec roku trzeba zaplanować budżet na kolejny rok kalendarzowy. Dodatkowo wprowadzanie nowych ludzi do zarządzania gminą na sześć miesięcy może doprowadzić do konfliktu między radnymi a tymi nowymi osobami.

Wybory samorządowe miały się pierwotnie odbyć na jesieni. Ostateczne Sejm zdecydował o wydłużeniu kadencji do 30 kwietnia 2024 r. W rezultacie wybory powinny się odbyć po 31 marca 2024 r. i nie później niż 23 kwietnia 2024 r. Nie jest jeszcze znana konkretna data, ale w takim razie wybory mogą przypadać tylko 7, 14 albo 21 kwietnia 2024 r.

– Wybory parlamentarne są 15 października 2023 r., a samorządowe mogą być np. 7 kwietnia 2024 r. Może się okazać, że termin do wyborów samorządowych wynosi więcej niż pół roku, a wtedy radni mogą zdecydować o tym, czy przeprowadzać wybory uzupełniające – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego.

– Jeszcze obecny premier może zdecydować o wyznaczeniu komisarzy w poszczególnych gminach. Jeśli jednak obecna ekipa rządząca przegra i szefem rządu zostanie inna osoba, to może ona odwołać komisarzy powołanych przez poprzednika. Wskutek takich rozwiązań prawnych szykuje się nam bardzo duże zamieszanie – dodaje.

Szansa na dużą politykę

Ekspertów oburza kandydowanie przez samorządowców do parlamentu.

– Wielu lokalnych włodarzy samorząd traktuje jak trampolinę do wielkiej polityki. Kandydowanie w okresie, kiedy jest planowany budżet na kolejny rok, to skrajna nieodpowiedzialność. Wyznaczeni komisarze mogą się zmieniać, a ponadto najprawdopodobniej będą to potencjalni kandydaci w wiosennych wyborach. Jeśli zostaną wyznaczeni przez premiera z obozu przeciwnego niż obecna władza lokalna, to skupią się na szukaniu haków i nieprawidłowości w gminie, zamiast zadbać, aby budżet został uchwalony – zauważa prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W rezultacie, jego zdaniem, z powodu zmiany terminów wyborów samorządowych przez ok. osiem miesięcy gminy będą zajmowały się kampaniami wyborczymi, a nie lokalnymi problemami.

Samorządowcy również przyznają, że w wielu regionach będzie duże zamieszanie. Radzą jednak, aby projekt budżetu na 2024 r. składać jeszcze w czasie trwania mandatu, tuż po wygranej do Sejmu lub Senatu.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, aby projekt złożyć wcześniej – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – Jeśli do samorządu trafi nieprzychylny lokalnej władzy komisarz, to będzie mu trudniej mieszać w projekcie budżetu, kiedy już zapoznają się z nim radni. Rzeczywiście zamieszania może być dużo aż do końca kwietnia 2024 r. W niektórych gminach w ciągu kilku tygodni może się przewinąć nawet dwóch komisarzy – dodaje.

Karuzela z komisarzami

Eksperci uważają, że takiego zamieszania nie byłoby w samorządach, gdyby wybory odbyły się, tak jak wcześniej było zaplanowane, na jesieni przed wyborami parlamentarnymi.

– Rząd zmienił termin wyborów, bo tłumaczył się względami organizacyjnymi. I przez takie działanie zafundował nam wielomiesięczne zamieszanie w gminach – mówi prof. Jolanta Itrich-Drabarek, dyrektor Centrum Studiów Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego. – Dla części kandydatów z obecnego obozu władzy w razie przegranej ubieganie się o posadę samorządowca będzie „złotym spadochronem”. Jest to nieetyczne i niepoważne wobec idei samorządności oraz prowadzi do ośmieszenia demokracji – zaznacza profesor.

Z takimi zarzutami nie zgadzają się ludzie z obecnej ekipy rządowej.

– Nie użyłbym określenia „złoty spadochron”, bo doświadczony były parlamentarzysta zawsze dla samorządu jest bardzo cenny z uwagi na posiadane doświadczenie – mówi Tadeusz Woźniak, poseł Suwerennej Polski i były przewodniczący Rady Służby Publicznej.

– Nie obawiałbym się, że na kilka miesięcy przed końcem kadencji samorządowej będziemy mieli do czynienia z karuzelą komisarzy wymienianych przez poszczególnych premierów – uspokaja poseł. ©℗

Kłopotliwe terminy

Zgodnie z art. 371 ustawy z 5 stycznia 2011 r. – Kodeks wyborczy (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1277 ze zm.) premier nie wcześniej niż na cztery miesiące i nie później niż na trzy miesiące przed wyborami samorządowymi wyznacza ich datę. Z kolei w myśl art. 28d ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 40 ze zm.) w przypadku wygaśnięcia mandatu wójta (burmistrza, prezydenta miasta) przed upływem kadencji przeprowadza się wybory przedterminowe. Nie robi się ich, jeżeli data wyborów przedterminowych miałaby przypaść w okresie sześciu miesięcy przed zakończeniem kadencji. Wyborów przedterminowych nie przeprowadza się także wtedy, gdy ich data miałaby przypaść w okresie dłuższym niż sześć, a krótszym niż 12 miesięcy przed zakończeniem kadencji, jeśli tak zdecydują radni.

Wygaśnięcie mandatu lokalnego włodarza następuje wraz z wyborem na posła lub senatora, w ciągu 14 dni od ogłoszenia wyników wyborów przez Państwową Komisję Wyborczą. Samorządowiec musi złożyć marszałkowi Sejmu lub Senatu oświadczenie o zrzeczeniu się dotychczasowego mandatu. Posłem lub senatorem zostaje po złożeniu przysięgi przed zgromadzeniem narodowym.