Lokalne władze, planując przyszłoroczne budżety, radykalnie tną wydatki. Do połowy listopada samorządy muszą przedstawić projekty przyszłorocznych budżetów. Prace już trwają, jednak ten rok jest wyjątkowo trudny – skończyła się poprzednia unijna siedmiolatka (2007–2013), a ta na lata 2014–2020 jeszcze na dobre się nie rozkręciła. Miasta nie wiedzą, ile środków z Brukseli uda im się zakontraktować w przyszłym roku i jak szeroki będzie strumień tych pieniędzy. Dlatego teraz wiele z nich – tłumacząc się ostrożnością – radykalnie przycina prognozowane kwoty.
Jerzy Kwieciński ekspert w sprawach rozwoju regionalnego i funduszy Unii Europejskiej, minister ds. rozwoju regionalnego w gospodarczym gabinecie cieni BCC
/
Dziennik Gazeta Prawna
Do końca tego roku Łódź na wydatki majątkowe (czyli głównie na inwestycje) zamierza przeznaczyć 1,3 mld zł. Obecna prognoza na 2016 r. przewiduje wydatki na poziomie 524 mln zł, co stanowi nieco ponad 40 proc. tegorocznej kwoty. W założeniach budżetowych urzędnicy uzależniają ewentualne korekty od możliwości
dofinansowania przedsięwzięć pieniędzmi unijnymi. Wszystko zależy od harmonogramu postępowań o udzielenie dotacji. „Ten etap prowadzony jest przez instytucje zewnętrzne. Z tego względu na obecnym etapie ustalania limitów budżetowych na wydatki majątkowe w 2016 r. i lata następne nieplanowane są wydatki, które będą finansowane środkami z UE” – stwierdzają urzędnicy.
Hamulec zaciąga też
Gdańsk. Wydatki ogółem na razie mają być o 17 proc. mniejsze niż w tym roku. Wynika to z niższych dochodów, jakich spodziewa się miasto. – Dochody ogółem będą o 17,5 proc. niższe z uwagi na kończącą się perspektywę unijną 2007–2013. Rok 2015 jest okresem rozliczeń dotacyjnych z Unią. Transfery będą mniesze o 510 mln zł – tłumaczy Michał Piotrowski z gdańskiego magistratu. O tyle też będą mniejsze inwestycje.
Z kolei Lublin, zgodnie z przyjętą w 2014 r. uchwałą budżetową, do końca tego roku zamierzał wydać niemal 1,8 mld zł (z czego 367 mln to wydatki majątkowe). Zgodnie z wieloletnią prognozą finansową miasta na lata 2015–2035 w przyszłym roku planowane są wydatki ok. 1,6 mld zł. Jak będzie ostatecznie, tego urzędnicy nie są w stanie przewidzieć. Nie pozostawiają jednak złudzeń, że lepiej nie będzie. – Zakłada się, iż wydatki roku 2016 stanowić będą kwotę niższą w stosunku do roku bieżącego, jest to związane głównie ze zmniejszeniem wydatków na zadania realizowane z udziałem środków europejskich w ramach poprzedniej perspektywy finansowej. W roku 2016 wydatki budżetu miasta będą sukcesywnie zwiększane w przypadku uzyskania
dofinansowania – twierdzi Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta miasta.
Zdaniem Barbary Nowak, skarbnika Kielc, mówienie dziś o konkretnych kwotach byłoby nieodpowiedzialne. – 2016 w zakresie inwestycji będzie raczej rokiem przygotowawczym niż realizacyjnym. Wszystkie projekty realizowane w ramach perspektywy finansowej 2007–2013 muszą zostać zakończone 31 grudnia 2015 r., a nowe w tym roku się nie rozpoczną – ocenia. Obecnie zaplanowane przez Kielce przedsięwzięcia unijne i pozostałe w 2016 r. opiewają na zaledwie 70 mln zł. Jak dodaje skarbnik miasta, w przyszłym roku ruszą pierwsze nabory na kolejne projekty, a to oznacza, że ich faktyczna realizacja będzie możliwa dopiero w 2017 r. Sprawę istotnie komplikują też możliwe zmiany w ordynacji podatkowej, które zapowiadają czołowe partie. – Na podstawie propozycji, które składa zarówno strona rządowa, jak i opozycja, zmiany wpłyną na zdecydowane uszczuplenie naszych dochodów. Założenia do budżetu nie zawierały w naszym mieście konkretnych kwot, bo w tej sytuacji politycznej i w atmosferze zbliżających się wyborów trudno cokolwiek oceniać – przyznaje Barbara Nowak.
Nic więc dziwnego, że szczegółów przyszłorocznych wydatków budżetowych niektóre miasta (Kraków, Warszawa, Olsztyn, Gorzów Wielkopolski) nie są w stanie nam podać. Spośród tych, z którymi rozmawialiśmy, największymi optymistami są Rzeszów, planujący wydatki w kwocie 1,23 mld zł, co stanowi 101,1 proc. wydatków tegorocznych, oraz Białystok, który przewiduje wydatki większe o ok. 114 mln zł (kwota 1,61 mld zł). Te kwoty też jednak mogą ulec zmianie z podobnych powodów, których obawiają się pozostałe aglomeracje.
– Z reguły pierwsze lata wdrażania każdej nowej perspektywy wiążą się z proporcjonalnie mniejszym wydatkowaniem środków niż w dalszym okresie jej trwania. Tak też konstruowane są tabele zobowiązań w programach operacyjnych, przede wszystkim by nie kumulować wydatków mijającej i kolejnej perspektywy. Zakładanie w założeniach budżetowych na 2016 r. wydatków na pewnym poziomie, a potem ich ewentualna korekta, jest więc standardowym działaniem JST – uspokaja Piotr Popa, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju.
Unijne
pieniądze przychodzą do nas z półrocznym opóźnieniem
Miasta nie mają pewności, ile unijnych dotacji uda im się pozyskać w przyszłym roku. Z tego powodu na razie planują dużo mniejsze wydatki. Czy nie przesadzają z tą ostrożnością?
Prawda jest taka, że unijne pieniądze, które w tej chwili ruszają w ramach programów krajowych i regionalnych, są bardzo skromne. Na razie są to głównie działania miękkie, np. w obrębie Programu Operacyjnego Wiedza, Edukacja i Rozwój. A to nie są wydatki o charakterze infrastrukturalnym, lecz inwestycje w ludzi. Podobnie jest w przypadku regionalnych programów operacyjnych. Działania, które tam uruchomiono, są głównie finansowane z Europejskiego Funduszu Społecznego. Działania twarde, rozumiane jako inwestycje infrastrukturalne, w zdecydowanej większości województw są planowane dopiero na przełom 2015 i 2016 r. Dużo zależy od sprawności samorządów wojewódzkich, bo w regionach są największe pieniądze. Dotychczas od momentu ogłoszenia naboru do podpisania umowy zwykle mijało od 6 do 12 miesięcy. A to nie oznacza przecież przystąpienia od razu do inwestycji, bo wcześniej trzeba zorganizować przetarg na roboty i wybrać wykonawcę prac. To z kolei oznacza, że prawdopodobieństwo rozpoczęcia znaczących prac inwestycyjnych przez samorządy w przyszłym roku jest niewielkie.
W takim razie należy się spodziewać, że kulminacja wydatków z unijnej kasy nastąpi dopiero w okresie 2017–2018?
Myślę, że będzie to nawet jeszcze później. Jest to o tyle niepokojące, że w obecnej perspektywie unijnej obowiązuje nas zasada, zgodnie z którą do 2018 r. musimy wydać określoną, znaczącą pulę pieniędzy. Jeśli tego nie zrobimy, środki te wrócą do ogólnej puli.
Obecna perspektywa unijna rusza z półrocznym opóźnieniem w stosunku do poprzedniej. Spowodowane to było m.in. przedłużającymi się negocjacjami. W poprzedniej unijnej siedmiolatce na lata 2007–2013 większość programów było zatwierdzonych we wrześniu–październiku 2007 r. W przypadku programowania na lata 2014–2020 oficjalne otwarcie nastąpiło dopiero w lutym 2015 r.