Głównym punktem zgłoszonego przez PSL projektu jest wymóg stosowania przez sprzedawców jednolitej, ustalonej przez wydawcę ceny, przez rok od premiery książki. Takie regulacje obowiązują w 20 europejskich krajach. Projekt przewiduje możliwość stosowania upustów wobec bibliotek, ale wynoszących maksymalnie 20 proc.

– Dziś najbardziej życzliwi księgarze czy wydawnictwa udzielają bibliotekom rabatu w wysokości nawet 50 proc. Po wprowadzeniu takiej regulacji księgarz, nawet jeśli będzie miał kaprys sprzedać książkę bibliotece z większym upustem, nie będzie już mógł tego zrobić – argumentował podczas wczorajszego posiedzenia komisji kultury i środków przekazu Tomasz Makowski.
To oznacza, że biblioteki publiczne i szkolne będą mogły zakupić o wiele mniej woluminów niż obecnie.
Od początku dyskusji nad nową ustawą (kiedy jeszcze projekt nosił bardziej adekwatną nazwę ustawy o jednolitej cenie książki) pojawiały się wątpliwości, czy taka regulacja biznesu wydawniczego jest do pogodzenia z konstytucyjną zasadą wolnego rynku.
Podczas dyskusji mec. Maciej Ślusarek, który współtworzył projekt ustawy, zwracał uwagę, że Trybunał Konstytucyjny dopuszcza możliwość ograniczenia wolności gospodarczej w sytuacji, gdy dotyczy to wspólnego interesu publicznego. Zdaniem projektodawców przyjęcie ustawy pozwoli zahamować też spadek liczby księgarń.
– Księgarnie nie znikają dlatego, że nie ma ustawy, tylko dlatego, że Polacy nie chodzą tam kupować książek. I to nie dlatego, że zaopatrują się w nie inną drogą, lecz po prostu dlatego, że nie kupują ich wcale – przekonywał Tomasz Makowski, który zwracał uwagę, że kraje odznaczające się największym czytelnictwem (np. skandynawskie) nie mają takich regulacji bądź z nich zrezygnowały.
PSL zakłada, że przyjęcie ustawy spowoduje spadek cen książek, ale nie brak opinii, że będzie wręcz przeciwnie i ustawa o książce okaże się ustawą o drogiej książce.
Wobec licznych kontrowersji komisja zdecydowała o skierowaniu projektu do rozpatrzenia przez specjalnie powołaną do tego celu podkomisję.