Nie widać końca trwającego od miesięcy sporu między samorządami i branżą wodociągowo-kanalizacyjną z jednej strony a Państwowym Gospodarstwem Wodnym Wody Polskie z drugiej.

Gminy zarzucają regulatorowi niechęć do podnoszenia taryf za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i odprowadzanie ścieków mimo rosnących wydatków przedsiębiorstw. Wody Polskie wraz z rządem stoją natomiast na stanowisku, że opłaty nie powinny wzrastać, bo nie należy przerzucać na mieszkańców dodatkowych kosztów w dobie szalejącej inflacji.

Podczas ostatniego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego (KWRiST) strona samorządowa zasugerowała, aby powrócić do poprzedniego systemu, w którym taryfy zatwierdzały rady gmin.

– Gdy powoływano regulatora, wyobrażałem sobie, że ceny zostaną wystandaryzowane, jak chociażby w Niemczech. Skoro – jak dowiedziałem się na poprzednim posiedzeniu komisji – w Polsce woda kosztuje od 2 zł do 40 zł za m sześc., tak się nie stało – mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt Terespola i przewodniczący zarządu Związku Gmin Wiejskich RP.

Brak podwyżek przekłada się na coraz trudniejszą sytuację branży.

– Bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy jest patologiczny sposób prowadzenia postępowań taryfowych przez Wody Polskie, które odmawiają zatwierdzenia podwyżek cen za wodę i ścieki nawet w sytuacjach oczywistego wzrostu kosztów prowadzenia działalności. Takie działanie jest warunkowane politycznie, co przyznają przedstawiciele i Wód Polskich, i Ministerstwa Infrastruktury – podkreśla Łukasz Ciszewski, radca prawny, wspólnik Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy.

W lipcu ub.r. przedstawiciele rządu i Wód Polskich zaproponowali, aby wodociągi skorzystały ze szczególnego trybu skrócenia taryf, na który zezwala art. 24j ustawy z 7 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 2028 ze zm.). We wrześniu wiceszef resortu infrastruktury Marek Gróbarczyk zaapelował do samorządów o niepodnoszenie opłat. Powoływał się na otrzymane przez JST 13,7 mld zł, które miały im rekompensować straty w PIT. Wiceminister zasugerował jednak, że mogą one posłużyć na dopłaty do systemu (pisaliśmy o tym m.in. w DGP nr 183/2022 – „Pat w wodociągach”). Z danych przekazanych przez Wody Polskie podczas posiedzenia KWRiST wynika, że od początku 2022 r. do regulatora wpłynęło 745 wniosków o skrócenie taryf, z czego wydano 60 decyzji zatwierdzających, a 215 jest nadal procedowanych.

– To niepoważne. Nie wiem, co jeszcze musiałoby się zdarzyć, żeby zmienić taryfę, skoro wszystkie składniki, które wpływają na cenę wody, wzrosły radykalnie – komentuje Krzysztof Iwaniuk.

Samorządowcy przekonują, że powrót do poprzedniego systemu jest dobrym pomysłem, bo rady gmin są najbliżej mieszkańców i w większym stopniu mogą wziąć na siebie odpowiedzialność za ten proces. – Dziwne jest ustalanie ceny przez kogoś z zewnątrz, skoro później dopłaca się bezpośrednio z budżetów do bieżącego utrzymania w postaci urzędników komunalnych, którzy często pracują w oczyszczalni lub przy ujęciu wody – dodaje Iwaniuk.

Samorządowcy przypominają, że rady gmin nigdy chętnie nie podwyższały cen za wodę, próbując wyważyć interes mieszkańców i JST.

– Który model regulacji na rynku wodociągowo-kanalizacyjnym byłby zatem lepszy – samorządowy czy państwowy? Optymalny regulator to taki, który byłby profesjonalny, przestrzegał prawa i dostrzegał, że interesowi społecznemu służą nie tylko niskie ceny, lecz także zagwarantowanie przedsiębiorstwom pieniędzy na inwestycje, ochronę środowiska i utrzymanie właściwej jakości świadczonych usług – podsumowuje Łukasz Ciszewski. ©℗