Samorządowcy twierdzą, że nie mają odpowiedniej liczby pojazdów i budynków, aby zrealizować nowe obowiązki profrekwencyjne. Obawiają się, że będzie mało chętnych na członków komisji, którzy będą mieć więcej pracy niż zwykle.

Najbliższe wybory parlamentarne odbędą się za 10 miesięcy. A już od pewnego czasu pojawiają się różnego rodzaju rozwiązania, które ich pośrednio lub bezpośrednio dotyczą. Wydłużono już kadencje radnych i lokalnych włodarzy do 30 kwietnia 2024 r. (dzięki czemu w tym roku będą tylko wybory parlamentarne, a samorządowe kilka miesięcy później), a Sejm pracuje nad stworzeniem centralnego rejestru wyborców. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia wpłynął kolejny projekt nowelizacji kodeksu wyborczego, autorstwa posłów PiS, który, ich zdaniem, ma wprowadzić rozwiązania o charakterze profrekwencyjnym.

Małe obwody

Wspomniany projekt przewiduje m.in., że wójt lub burmistrz w ciągu miesiąca od dnia wejścia w życie ustawy będzie musiał przekazać właściwemu komisarzowi wyborczemu informację o każdej położonej na obszarze danej gminy miejscowości, w której mieszka co najmniej 200 wyborców, a nie ma w niej lokalu obwodowej komisji, a także o możliwościach zorganizowania takiego lokalu. Z kolei komisarz będzie miał dwa miesiące na dokonanie przeglądu podziału gmin na stałe obwody i określenie możliwości zorganizowania dodatkowych lokali wyborczych. Jeśli w jakiejś małej miejscowości nie będzie można zorganizować lokalu, komisarz odstąpi od dokonania podziału na mniejsze obwody. Musi to jednak uzasadnić, powiadamiając o tym fakcie Państwową Komisję Wyborczą. To jednak nie zamyka procedury, bo PKW może mieć inne zdanie i nakazać utworzenie lokalu komisji.
- Uważam, że każdy sposób na zwiększenie frekwencji jest dobry. Mam jednak wiele wątpliwości. Moim zdaniem zwiększenie liczby lokali czy komisji wyborczych będzie miało mały wpływ na frekwencję. Tutaj potrzebna jest przede wszystkim wyższa świadomość obywateli - mówi Jarosław Waszak, sekretarz miasta i gminy Piotrków Kujawski. Jego zdaniem utworzenie dodatkowych siedzib komisji może być problemem dla gmin. - Przyczyny są proste: nie posiadają nieruchomości, w których można utworzyć lokal wyborczy - dodaje.
Obawy te podzielają inni samorządowcy. - Mamy miejscowości liczące 1,4 tys. uprawnionych do głosowania, a są też takie, w których mieszka siedem rodzin. Nie mam pojęcia, czy w małych miejscowościach wszędzie uda się stworzyć lokale wyborcze. Kolejny problem - czy znajdzie się tylu chętnych do komisji, bo w ostatnim czasie widzimy, że nie ma zbyt dużego zainteresowania taką aktywnością - mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. Wtóruje mu Wojciech Kasprzak, dyrektor wydziału organizacyjnego Urzędu Miasta w Poznaniu. - Proces wyborczy staje się coraz bardziej skomplikowany i pracochłonny, a już w poprzednich akcjach wyborczych wielokrotnie były problemy ze skompletowaniem składów lub z rezygnacjami członków komisji w trakcie - przyznaje.
Krzysztof Iwaniuk wskazuje również, że dodatkowe lokale należy odpowiednio wyposażyć i zapewnić w nich przewidziane prawem warunki. - Mam nadzieję, że na ten cel znajdą się pieniądze, bo na razie nic nam o tym nie wiadomo - podkreśla.

Transport na wybory

Projekt zakłada także, że do punktów wyborczych będą dowożeni nie tylko niepełnosprawni, lecz także osoby, które mają ukończone 60 lat. Również realizacją tego zadania mają się zająć gminy. I tu też pojawia się obawa, czy dostaną na to pieniądze. - Skala zainteresowania taką usługą może być duża, a my dysponujemy zaledwie czterema samochodami na 25 miejscowości. Dodatkowo rozpiętość naszej gminy sięga prawie 40 km. Możemy mieć problemy z wywiązaniem się z tego nowego obowiązku. Z jednej strony każe nam się na wszystkim oszczędzać, a z drugiej nakłada się na nas nowe zadania - podkreśla Krzysztof Iwaniuk.
Podobnego zdania są inni urzędnicy odpowiedzialni za organizację wyborów. - Biorąc pod uwagę bardzo szeroki krąg potencjalnie zainteresowanych taką usługą osób, może to okazać się bardzo trudne do zrealizowania i kosztowne - mówi Łukasz Mazur, pełnomocnik ds. wyborów prezydenta miasta Lublina.
Dlatego brak informacji o źródłach finasowania nowych rozwiązań bulwersuje wielu lokalnych urzędników. - Wątpliwości budzi przede wszystkim obowiązek zapewnienia przez wójtów bezpłatnego transportu do lokali wyborczych. Czy dotacja z bud żetu państwa faktycznie pokryje koszty i czy będzie obejmować także powrót? Na te pytania projekt nie odpowiada, w uzasadnieniu pomysłodawcy nie przedstawili szacunkowych wyliczeń kosztów tego rozwiązania - zaznacza Wojciech Kasprzak.

Więcej kandydatów na męża?

Projekt zawiera także regulacje dotyczące odpłatności za udział w procesie wyborczym mężów zaufania, którzy spełniają ważną funkcję kontrolną. A to z kolei może pogłębić wspominany już problem niewystarczającej liczby kandydatów na członków komisji wyborczych. - Wprowadzenie tego mechanizmu może spowodować, że liczba wyborców chętnych do trudnej i wymagającej dużego zaangażowania czasowego pracy jako członka komisji będzie zdecydowanie mniejsza. Może to doprowadzić do sytuacji, że w procesie wyborczym więcej będzie chętnych do jego kontrolowania niż do pracy przy wyborach - wylicza Wojciech Kasprzak.
Artur Kalinowski, sekretarz gminy Grodzisk Wielkopolski, ma podobne obawy. - Komisje w dużej części działają w niepełnych składach. Jeśli wejdą przepisy dotyczące liczenia każdego głosu przez wszystkich członków komisji, to ich praca będzie trwała nawet dwa dni. Żadne pieniądze nie przyciągną tylu chętnych, by zapewnić 12-15 osób na komisję, a tylko duża liczebność komisji obwodowych usprawni działania przy liczeniu głosów - przestrzega.
Samorządowcy mają nadzieję, że w przyszłym tygodniu, podczas sejmowych prac nad projektem, chociaż część tych uwag zostanie uwzględniona przez parlamentarzystów. ©℗
ikona lupy />
Wybory parlamentarne w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe