Rosnące koszty powodują, że gminy nie mają wyboru: albo dopłacą więcej z własnej kieszeni, albo zrezygnują z budowy drogi czy sieci wodno-kanalizacyjnej – mimo otrzymanego znacznego wsparcia.

Sygnały dotyczące tego, że samorządy będą miały problem ze sprostaniem wymogom Programu Inwestycji Strategicznych, nasiliły się w ostatnich tygodniach. Wielu kończy się bowiem półroczny termin, kiedy od otrzymania wstępnej promesy (w ramach pierwszego, pilotażowego naboru; wyniki podano pod koniec października ubiegłego roku) powinny ogłosić przetarg na realizację inwestycji. W relatywnie dobrej sytuacji są te samorządy, które już wówczas miały gotową dokumentację i nie musiały zwlekać z ogłoszeniem. Te, które potrzebowały tygodni na przygotowania, zderzają się właśnie ze ścianą: koszty realizacji inwestycji w związku z rosnącymi cenami materiałów, paliwa i usług poszły do góry. Dlatego chcą bardziej elastycznych zasad funkcjonowania programu.
Są rozmowy, a potrzebne są działania
Początkowo niepokojące sygnały (np. na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego) nie trafiły na podatny grunt. Jednak ostatnio Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, zapowiedział, że planowane jest wydłużenie terminu na realizację przetargu. Ta zapowiedź nie odpowiada jednak na wszystkie potrzeby zgłaszane przez samorządy (apel w tej sprawie do szefa rządu przygotował Związek Gmin Wiejskich RP). Pytaliśmy MSWiA, czy planowane są korekty programu, ale do czasu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z kolei Bank Gospodarstwa Krajowego (BKG), do którego się również zwróciliśmy, zaznacza, że jest jedynie operatorem Programu Inwestycji Strategicznych.
- Wszelkie decyzje dotyczące ewentualnych zmian w programie należą do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Dostrzegamy postulaty zgłaszane przez samorządowców oraz firmy wykonawcze i rozmawiamy na ten temat z KPRM - mówi Wojciech Trzpil z BGK.
Samorządowcy podkreślają, że kryteria dotyczące realizacji inwestycji z programu były tworzone, gdy nie było jeszcze „galopującej inflacji” ani wojny w Ukrainie. 10 mln zł dofinansowania, jeszcze kilka miesięcy temu stanowiące 95 proc. wartości inwestycji, dziś może wynosić np. 60 proc.
- Część samorządów już jest zadłużona i one nie znajdą pieniędzy na to, aby dopłacić brakującą kwotę. W takiej sytuacji będą musiały zrezygnować z inwestycji - mówią. Dlatego pojawił się postulat, aby możliwe było ograniczenie zakresu zadania i ogłoszenia kolejnego przetargu - np. gmina zbuduje nie 10 km drogi, ale 7 km.
Jak podkreśla Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP, samorządowcy zgłaszają, że rosną ceny realizacji inwestycji kubaturowych (budynków) i ściekowych, głównie wieloletnich. Spodziewają się jednak także rosnących kosztów budowy dróg. Przykładowo na wschodzie kraju kamienie do budowy dróg były do tej pory głównie sprowadzane z Białorusi i Ukrainy. - Firmy mają co prawda zapasy, ale co będzie dalej, jeśli materiał trzeba będzie przewozić z innych rejonów? - pyta.
Zaznacza, że gmina Terespol podała zapobiegawczo ceny w kosztorysie wyższe o 30 proc. - Jednak nie każdy samorząd uwzględnił inflację w kosztach. W najgorszej sytuacji są gminy realizujące inwestycję w formule „Projektuj i buduj” oraz te, które wyciągnęły stare projekty i w niewystarczającym stopniu uwzględniły wzrost cen - dodaje.
Więcej elastyczności
Strona samorządowa podkreśla, że część problemów można dość łatwo rozwiązać. Obecnie, jeśli wniosek gminy został zaakceptowany i otrzymała wstępną promesę na przykładowe 10 mln zł na kilka zadań: drogowe, kanalizacyjne i modernizację oczyszczalni ścieków, to według zasad naboru do Programu Inwestycji Strategicznych wszystkie te zadania trzeba ująć w jednym ogłoszeniu.
- Powoduje to, że nawet jeśli gmina ma gotową dokumentację na inwestycję drogową i kanalizacyjną, a nie ma gotowej dokumentacji na modernizację oczyszczalni ścieków (bo jej zebranie wymaga więcej czasu), to musi czekać z ogłoszeniem przetargu na wyłonienie wykonawcy także dwóch pozostałych inwestycji - wyjaśnia wójt jednej z gmin, która otrzymała dofinasowanie z programu.
Samorządowcy podkreślają, że nie ma żadnego uzasadnienia, dla którego przetargi na te wszystkie inwestycje muszą być ogłaszane w tym samym czasie.
Mali w tym rozdaniu bez szans
Przedstawiciele samorządów postulują także zmianę zasad finansowania inwestycji. Teraz, jeżeli ma zostać ona zrealizowana w ciągu roku, to wykonawca nie może wystawiać faktur częściowych. Zapłata jest przewidziana dopiero po zakończeniu jej realizacji. - Załóżmy, że jest inwestycja warta ok. 5 mln zł. Które małe przedsiębiorstwo weźmie w banku tak wysoki kredyt? Nawet jeśli zechce, to może mieć problem z jego otrzymaniem. Do tego dochodzą obawy o ceny i dostępność materiałów. W efekcie na przystąpienie do przetargu będą się decydować duże firmy, a lokalnym przedsiębiorcom pozostanie ewentualnie rola podwykonawcy, a przypomnijmy, że Program Inwestycji Strategicznych miał m.in. wspomóc lokalne firmy. Z kolei jeśli firma zdecyduje się na wzięcie kredytu, to koszty z nim związane wpłyną na wycenę realizacji inwestycji - zaznacza nasz rozmówca.
Dlatego strona samorządowa chciałaby, aby możliwe były płatności częściowymi fakturami. - Taka była dotychczasowa praktyka chociażby przy wydatkowaniu pieniędzy unijnych. Firma, która wygrała przetarg, po wykonaniu części prac otrzymuje np. milion złotych i może te pieniądze inwestować w kolejny etap prac. To dużo bezpieczniejsze rozwiązanie dla firmy i jednocześnie tańsze dla samorządu - przekonuje wójt. ©℗
Program Inwestycji Strategicznych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe