Wnioski płynące z raportu Instytutu Ochrony Środowiska, opisywanego na łamach DGP 3 listopada br. („Segregowanie odpadów się nie opłaca. Koszty zmniejszyłaby ROP”) wprawiają w osłupienie.

Robert Szyman, dyrektor generalny Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych
Zasadniczy zarzut, jaki można postawić temu dokumentowi, jest taki, że jego autorzy mylą środki z celami. Pieniądze z tytułu rozszerzonej odpowiedzialności producenta powinny być właśnie środkiem do zwiększenia puli odzyskiwanych i ponownie przetwarzanych odpadów, tymczasem jest poważne ryzyko, że będą celem samym w sobie dla instytucji, której zadaniem ma być zarządzanie systemem gospodarki odpadami. Obawa ta jest tym bardziej uzasadniona, że raport opracował podmiot, który zgodnie z planami Ministerstwa Klimatu i Środowiska ma być najważniejszym graczem w nowej odsłonie ROP. A po lekturze tekstu w zasadzie należałoby uznać, że najtaniej będzie wyrzucać odpady do lasu.
Nie można i nie powinno się zestawiać w ten sposób ekonomii ze środowiskiem. Chodzi tu przecież o ideę gospodarki obiegu zamkniętego i zrównoważony rozwój. Konsumenci mają segregować odpady i pozostawiać jak najmniej frakcji zmieszanej, zwanej nie przez przypadek resztkową. Sortownie z kolei powinny wytwarzać jak najwięcej frakcji przydatnej do recyklingu. Recyklerzy i przetwórcy muszą dokładać starań, aby jak największa część materiałów odpadowych stała się surowcem do produkcji nowych opakowań.
Cały sens wprowadzenia ROP nie polega na tym, aby nam się opłacało, tylko aby uruchomić określone mechanizmy zmierzające do zmniejszenia ilości odpadów opakowaniowych i promowania tych opakowań, które są bardziej przyjazne dla środowiska. Wbrew ogólnym opiniom pieniądze od przedsiębiorców nie mają spowodować obniżenia opłat wnoszonych przez mieszkańców. Poza tym należy mieć świadomość, że odpady opakowaniowe stanowią zaledwie część wszystkich odpadów komunalnych (w 2018 r. było to 13 proc. według raportu firmy doradczej Deloitte).
Nawet zakładając, że koszty ich zagospodarowania są dwukrotnie wyższe, nie rozwiążemy wszystkich problemów pieniędzmi przedsiębiorców objętych systemem ROP. Kłopoty związane ze zbyt niskim poziomem odzysku frakcji z żółtego worka wymagają pracy wszystkich interesariuszy. Powinno się to odbywać na różnych płaszczyznach. Jedną z nich jest innowacyjność i wykorzystywanie skuteczniejszych technologii sortowania i przetwarzania odpadów w surowce, kolejną platformą powinna być odpowiednia praca nad ekomodulacją. Ma ona z zasady promować opakowania bardziej przyjazne dla środowiska, jak choćby zdatne do recyklingu. Jednak i w tym procesie najważniejsze jest posługiwanie się metodami naukowymi do wyboru lepszej opcji środowiskowej. Temu służy analiza LCA (ocena cyklu życia produktu), w ramach której możemy porównać choćby różne opakowania w kontekście ich śladu środowiskowego.
Należy pamiętać, że koszty zagospodarowania żółtego worka wzrastają także w wyniku sortowania zawartości w miejscach co do zasady nieprzystosowanych do tego procesu. Chodzi choćby o instalacje mechaniczno-biologicznego przetwarzania, gdzie np. konstrukcja samego sita sprawia, że pozostawia ono zanieczyszczenia worka z małymi odpadami z tworzyw sztucznych, w tym opakowaniami. Na złą jakość sortowania wpływa także sam harmonogram procesów, czyli sortowanie odpadów pochodzących ze zbiórki selektywnej po frakcji zmieszanej na tej samej linii.
Niestety zdarza się również, że mieszkańcy nieprawidłowo selekcjonują śmieci i zanieczyszczają dobrej jakości surowce np. odpadami organicznymi, popiołem, gruzem itp. Jeśli zbiórka selektywna jest prowadzona źle, najlepsza sortownia nie wygeneruje strumienia spełniającego wymogi recyklerów. Nawet jeśli 100 proc. opakowań będzie tak projektowanych, aby nadawało się do recyklingu, to przy złym sortowaniu u nas w mieszkaniach znaczna ich część do tego recyklingu nigdy nie trafi, tylko zostanie przetworzona na RDF (refuse-derived fuel, czyli paliwo odpadowe), co oczywiście podnosi koszty systemu. Zamiast sprzedać surowiec wtórny, będzie trzeba zapłacić za jego spalenie. Zamiast przychodów będą więc koszty.
System kaucyjny z pewnością spowoduje wyjęcie z systemu zarządzania odpadami ich najbardziej wartościowego strumienia, jakim są opakowania po napojach. Ale przecież – znów to podkreślę – sensem wprowadzenia tego rozwiązania nie jest obniżenie kosztów. Można sobie wyobrazić, że dobrze działające mechanizmy gminne i wysoka świadomość konsumentów powinny być wystarczające. Niestety nawet w społeczeństwach, które zaczęły przygodę z selekcją i recyklingiem znacznie wcześniej niż Polska, jak Niemcy, Szwecja czy Holandia, także wprowadzono system kaucyjny. Stało się to z prostej przyczyny – nie ma szans na osiągnięcie ponad 90 proc. zbiórki butelek i puszek bez tego schematu.
Wadliwie wprowadzona ROP być może na krótką metę będzie skutkować nieznacznym oddechem dla obawiających się kolejnych podwyżek mieszkańców. Jednak doprowadzi do powstania nieefektywnego systemu zarządzania odpadami, który i tak w końcu będzie kosztowny. A do tego zapłacimy za niego wielokrotnie: przy okazji odbioru odpadów, po raz kolejny w sklepie, kupując produkty w droższych opakowaniach, oraz w końcu z tytułu nieosiągnięcia wyznaczonych dla krajów UE poziomów recyklingu. Wobec tego oddajmy organizację systemu tym, którzy wiedzą, jak to zrobić efektywnie, czyli przedsiębiorcom. Bo jak wskazuje praktyka w innych krajach Unii, tam gdzie przedsiębiorcy zajmują się organizacją systemu, osiąga on najlepsze rezultaty środowiskowe przy optymalnych kosztach.
W przywołanym na wstępie tekście w DGP znalazła się też informacja o czterech raportach Instytutu Ochrony Środowiska, które mają się pojawić do końca tego roku. To dobra wiadomość. Tylko czy wnioski w nich zaprezentowane będą wystarczające do tego, abyśmy mogli podejmować racjonalne decyzje od strony ekologicznej i ekonomicznej? Nie ma dobrze działającej zbiórki selektywnej bez szczegółowo zaplanowanej, ciągłej i powszechnej edukacji ekologicznej. To ona ma fundamentalny wpływ na to, jak sortujemy odpady w naszych domach. W większości krajów unijnych na ten cel wydaje się poważne kwoty. Dlatego warto też zastanowić się i przeanalizować, czy edukacja tego typu jest prowadzona w naszym kraju skutecznie, bo powinna mieć ona kluczowy wpływ na naszą świadomość jako konsumentów i mieszkańców.