Z Mateuszem Karciarzem z Kancelarii Radców Prawnych Jerzmanowski i Wspólnicy rozmawia Katarzyna Nocuń.

Tak jak przy poprzednich próbach uregulowania wysokości opłat śmieciowych w Warszawie (od gospodarstwa domowego, od zużycia wody), także teraz po uchwaleniu nowych zasad, czyli naliczania stawek dla gospodarstw domowych w zależności od metrażu mieszkania, odzywają się głosy niezadowolonych mieszkańców. Kto zyska, a kto straci na takim rozwiązaniu?
Przy okazji zmiany metody naliczania opłaty śmieciowej w każdej gminie uwypuklane są zwłaszcza jej wady, zwykle na skrajnych przykładach. Pojawiają się więc opisy sytuacji życiowej staruszki, która po śmierci męża mieszka sama, czy rodziny mieszkającej w domku jednorodzinnym z dużym ogrodem, która zużywa spore ilości wody, czy punktowana jest niesprawiedliwość metody zrównującej opłaty dla gospodarstwa jednoosobowego i pięcioosobowego. Specyfika każdej gminy jest inna i dobiera ona metodę, która pozwoli w sposób jak najbardziej sprawiedliwy obciążyć mieszkańców, a jednocześnie zapewnić wpływy na pokrycie kosztów systemu. Przy czym gmina ma ograniczone możliwości wyboru metody naliczania opłaty. Nie może tego robić np. w zależności od ilości wytworzonych przez mieszkańca odpadów.
Jakie korzyści przyniesie metoda, która wyznacza opłatę w zależności od powierzchni mieszkania?
W przypadku Warszawy zrozumiałe jest, że władze miasta starają się oprzeć na obiektywnych, możliwych do zweryfikowania danych. Miasto, w którym duża liczba osób wynajmuje mieszkania (studenci, pracownicy, turyści), nie jest w stanie zweryfikować prawidłowości składanych deklaracji śmieciowych i liczba deklarowanych osób była zaniżana przez właścicieli nieruchomości. Możliwości łatwego zweryfikowania danych dają obecnie dwie metody: od wody - ta jednak po ostatniej nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach stała się mniej korzystna, oraz metoda od powierzchni, którą w powiązaniu z metodą od gospodarstwa wprowadza Warszawa. Korzyścią jej wprowadzenia będzie szczelność systemu - trudno będzie wymigać się od opłat.
Czy warszawska uchwała jest zgodna z przepisami? Nie ma ryzyka, że tak jak poprzednie zostanie zakwestionowana przez sąd administracyjny?
W mojej ocenie - pomijając oczywiście odbiór społeczny proponowanego rozwiązania - projektowana metoda jest zgodna z ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (dalej: u.c.p.g.). Proszę zwrócić uwagę, że opiera się ona na gospodarstwie domowym i różnicowaniu stawki w zależności od wielkości gospodarstwa, a więc metodzie, która - przed nowelizacją ustawy czystościowej, która weszła w życie 23 września - była kwestionowana. Teraz jednak co do takiego działania nie mamy najmniejszych wątpliwości, bowiem pozwala na to nowe brzmienie przepisu art. 6j ust. 2a u.c.p.g.
Można byłoby się co prawda zastanawiać, czy przy metodzie od gospodarstwa domowego różnicowanej metodą od powierzchni nie należałoby brać pod uwagę również maksymalnych stawek określonych także dla tej drugiej metody. Obecnie można byłoby bowiem uznać, że połączenie metody powierzchniowej z metodą od gospodarstwa jest próbą obejścia górnych stawek metody powierzchniowej, wykorzystując tylko górną stawkę przy metodzie od gospodarstwa. Warszawa wybiera metodę od gospodarstwa różnicowaną ze względu na powierzchnię lokalu, a więc maksymalna stawka to 5,6 proc. dochodu rozporządzalnego, tj. obecnie 107,46 zł za gospodarstwo, natomiast przy metodzie od powierzchni mamy 0,08 proc. za 1 mkw. powierzchni, tj. obecnie 1,53 zł za 1 mkw. Tak więc przy górnej stawce za gospodarstwo domowe w przyjętej uchwale wszystko jest w porządku, bo ma obowiązywać maksymalnie 99 zł w zabudowie wielorodzinnej i 107 zł w zabudowie jednorodzinnej. Natomiast stawki za metr kwadratowy przy zabudowie wielorodzinnej przekraczają opłaty maksymalne. Mieszkanie do 30 mkw. ma być objęte opłatą 52 zł, a przy klasycznej metodzie od powierzchni za 30 mkw. byłoby to maksymalnie 45,90 zł. Tak samo jest w kolejnych progach i generalnie dopiero mieszkania powyżej 61,43 mkw. zyskują w przeliczeniu na stawkę od 1 mkw.