- Warto wprowadzić możliwość rozsypywania prochów, choć nie będzie to forma pochówku dla każdego. Jest to przede wszystkim sposób, żeby odciążyć cmentarze, by zostało miejsce dla tych, dla których ważne jest położenie wiązanki i zapalenie zniczy - mówi dr hab. Agnieszka Piskorz-Ryń, prof. UKSW, Wydział Prawa i Administracji UKSW.

Zakończyły się właśnie konsultacje projektu ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Jak go pani ocenia?
Pierwsza refleksja to myśl, że niestety nie spełnia on pokładanych w nim nadziei. Skoro tyle lat czekaliśmy na nowelizację, to ustawa powinna być tworzona na przyszłość. Druga, że jest to bardzo obszerny projekt, jednak nie z powodu poddania wielu istotnych kwestii regulacji normatywnej, a wpisania do niego materii, które dawniej znajdowały się w rozporządzeniach. Podam przykład: regulacja dokładnie wskazuje, co powinno się znaleźć w akcie urodzenia z adnotacją o martwym urodzeniu, co ewidentnie jest materią rozporządzenia, a nie ma choćby podstawowych założeń, jak powinny działać krematoria.
A jak powinny działać?
Przede wszystkim na podstawie przepisów prawa. Obecnie wystarczy mieć instrukcję pieca kremacyjnego i to wystarcza. Znacznie trudniej jest z punktu widzenia prawnych wymogów założyć budkę z hot dogami niż prowadzić krematorium. Przepisy powinny także określać zasady przekazania ciała do kremacji i zasady dotyczące ewidencjonowania kremacji.
Wróćmy jeszcze do tych zaprzepaszczonych nadziei…
Proszę zwrócić uwagę, że ustawa o cmentarzach to w teorii akt z 1959 r., ale w praktyce właściwie jedna trzecia regulacji została do niej przepisana z ustawy z 1932 r. Stąd nietrudno dostrzec, że jej rozwiązania zupełnie nie przystają do rzeczywistości. Co więcej, odbiegają od tego, z czym mamy do czynienia w innych państwach. Przede wszystkim dotyczy to form pochówku - tu niewiele się zmieniło.
Ale przecież nowela przewiduje możliwość chowania zmarłych poza cmentarzem. W przypadku osób zasłużonych lub w miejscach kultu religijnego wystarczy właściwie zezwolenie właściwego inspektora sanitarnego.
Owszem. Bardzo szeroko otwarto tę furtkę. Oczywiście, do tej pory takie pochówki również miały miejsce, stąd sam fakt uregulowania tej kwestii uważam za dobry pomysł. Jednak należy podkreślić, że jest to opcja z zasady kierowana do osób bardzo zamożnych czy zasłużonych społecznie. Tymczasem brak jest odpowiedzi na potrzeby zwykłych obywateli, czyli w dalszym ciągu nie wprowadza się możliwości np. rozsypywania prochów czy pochówków na morzu.
Inna kwestia, że ja osobiście jestem przeciwnikiem pochówku akurat zwłok poza cmentarzami, choćby ze względu na późniejsze problemy związane z nieruchomością, bo ten pochówek staje się jej częścią. Do tego dochodzi bezpieczeństwo sanitarne, ponieważ ciało człowieka w przeciwieństwie do jego prochów jest zagrożeniem z punktu widzenia fitosanitarnego.
Co zatem zamiast? Kremacje i możliwość rozsypania prochów?
Jest to rozwiązanie obecne w regulacjach prawnych większości państw europejskich. Oczywiście nie mówimy tutaj o żadnym nakazie, bo np. wyznawcy Kościoła katolickiego nie będą takim rozwiązaniem zainteresowani. Nie chodzi o to, by była to forma pochówku dla każdego, a jedynie możliwość. Tym bardziej że prochy są neutralne biologicznie. Jedyne niebezpieczeństwo związane z ich rozsypywaniem, ale tylko w ilościach masowych, wiąże się z wyjałowieniem gruntu, co ma znaczenie wyłącznie ze względów estetycznych. Z tego względu są kraje, gdzie zakazuje się rozsypywania prochów np. w rezerwatach czy parkach krajobrazowych.
Jednak opcji jest dużo - można np. wprowadzić możliwość rozsypywania prochów wyłącznie na tzw. łąkach pamięci na cmentarzach, można również optować za większą swobodą co do miejsca. Jedne państwa regulują katalog terenów, na których nie można tego robić, np. w morzu, w pobliżu linii brzegowej lub w ogóle w wodach śródlądowych. Francja wprowadziła zakaz w przypadku dróg publicznych. Natomiast należy podkreślić, że standardy obowiązujące w innych krajach nie zezwalają na pełną dowolność - powszechny jest np. zakaz posiadania prochów ludzkich w domu.
Czy nie uważa pani, że brak regulacji dotyczącej możliwości rozsypywania prochów wiąże się z obawą utraty pewnej kontroli nad tym, co dzieje się ze szczątkami ludzkimi (nawet jeśli są w formie spopielonej)?
Tej kontroli obecnie i tak nie ma. Często bowiem po kremacji, gdy urna ma być pochowana na drugim końcu Polski, przedsiębiorca pogrzebowy albo sam organizuje jej przewóz, albo po prostu wydaje ją rodzinie. Czyli patrząc z perspektywy amerykańskiego filmu - jeśli ktoś chce trzymać prochy dziadka na kominku, to i tak może to zrobić. Nikt bowiem przy pochówku nie sprawdza, co znajduje się w urnie. Można więc, z naruszaniem prawa, pozostawić prochy w domu i pochować pustą urnę. Oczywiście ustawodawca musi mieć na uwadze poszanowane godności osoby zmarłej. I tutaj rzeczywiście pojawia się pewna obawa związana z profanacją prochów przy ich rozsypywaniu. Jednak korzystając z doświadczeń innych krajów, zawsze można przeanalizować mechanizmy ograniczające takie niebezpieczeństwo. Najprostszy z nich to wprowadzenie możliwości rozsypania prochów wyłącznie na łąkach pamięci na cmentarzach. Wtedy po kremacji przedsiębiorca pogrzebowy nie wydaje prochów, lecz zostają one rozsypane w trakcie publicznej uroczystości. Na przykład w Holandii prowadzony jest rejestr miejsc, w którym prochy zostały rozsypane - osoba najbliższa musi oświadczyć, gdzie zostało to zrobione. To rozwiązanie ma tę zaletę, że w sytuacji, w której doszło do przerwania więzi pokoleniowej, w dalszym ciągu istnieje możliwość pozyskania informacji, gdzie zmarły został pochowany.
Jakie jeszcze istnieją alternatywne formy pochówku?
Inna forma równie poważnie dyskutowana to tzw. cmentarze ekologiczne. W tym przypadku chodzi o utworzenie nekropolii z tradycyjnymi pochówkami (trumiennymi bądź urn z prochami) z tą różnicą, że zarówno ubranie człowieka, jak i trumna podlegają pełnej biodegradacji, a na cmentarzu wszystko ma charakter naturalny (np. płyty grobowe w postaci kamieni, roślinności czy drzew). Taka forma cieszy się coraz większą popularnością, bo coraz większa liczba osób kładzie duży nacisk na ekologię.
A co z interesami branży pogrzebowej? Czy wprowadzenie alternatywnych form pochówku nie będzie godzić w jej interesy?
Nie wiem, jakie interesy realizuje projekt rządowy. Z badań prowadzonych przez naukowców wynika, że jest pewne zapotrzebowanie na nowe formy pochówku. Oczywiście w momencie ich wprowadzenia w ustawie liczba chętnych wyraźnie by wzrosła. Dałoby to na pewno szanse na organizację skromnej uroczystości, ale także i wystawnych ceremonii pogrzebowych, w czasie których następowałoby np. rozsypanie lub zatopienie urny ekologicznej w morzu. Dla mnie jednak jest to przede wszystkim sposób, by odciążyć cmentarze, tak by zostało miejsce dla tych, dla których ważna jest możliwość położenia wiązanki, zapalenia zniczy bez konieczności podróży na bardzo oddalony od miejsca zamieszkania cmentarz.
Czy któraś z regulacji projektu panią niepokoi?
Powrót do zbiorowych mogił, ale w wersji kojarzącej się choćby z czasami epidemii. Chodzi o regulację, zgodnie z którą osoba niepochowana przez najbliższych może zostać pochowana przez gminę właśnie w zbiorowej mogile. Oczywiście z zasady sam pomysł jest do rozważenia, bowiem istnieją cmentarze, które chciały wprowadzić taką formę pochówku jako tańszą opcję. Jest to też rozsądne rozwiązanie w przypadku osób samotnych, które obawiają się, że jeśli powstanie grób, to pozostanie on niezaopiekowany. A w przypadku zbiorowej mogiły szansa na postawienie znicza jest stosunkowo większa. Natomiast projekt milczy na temat choćby obowiązku podania danych osób tam pochowanych. A w ten sposób idziemy w kierunku bezimiennych nekropolii. Istnieje potrzeba wprowadzenia tańszych form pochówku, ale wyłącznie takich, które zachowują imienny kult osoby zmarłej. Nie można wracać do czasów, w których imienny pochówek był domeną wyłącznie najbogatszych.Rozmawiała Dorota Beker