Po zakończonym cyklu wewnętrznych wyborów hierarchia w partii jest jasna. Donald Tusk, startujący jako jedyny kandydat, został zatwierdzony przez członków PO jako jej szef. Tuska poparło ponad 97 proc. biorących udział w głosowaniu (11 tys. głosów), a frekwencja wyniosła ponad 73 proc. To ostatecznie wyjaśnia sytuację wewnętrzną i daje mu pełny mandat do działania.

PO, która do tej pory w dużej części była zajęta wewnętrzną kampanią wyborczą, może teraz skoncentrować się na jednym celu – walce z PiS o odebranie mu władzy. Z tej perspektywy kluczowy będzie pojedynek w Polsce prowincjonalnej. Jeśli PO myśli o wygranej w kolejnych wyborach, musi odzyskać pozycję w powiatach i gminach. Posłowie wybrani w okręgach wielkomiejskich będą mieli obowiązek wesprzeć swoich kolegów i koleżanki w mniejszych ośrodkach.
– Tam musimy działać bardziej energicznie. Np. w dużym okręgu siedleckim mamy tylko dwóch posłów, a PiS dziewięciu. Bez wsparcia innych posłów to będzie trudny pojedynek – mówi nam polityk PO.
O ile wybór Donalda Tuska był właściwie formalnością, o tyle do niespodzianek doszło przy wyborze władz regionów. W woj. pomorskim posłanka Agnieszka Pomaska przegrała z marszałkiem województwa Mieczysławem Strukiem, a na Dolnym Śląsku prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej musiał ustąpić posłowi Michałowi Jarosowi. Zarówno Pomaska, jak i Szełemej otrzymali wcześniej bezpośrednie wsparcie od Donalda Tuska.