Zużyte środki indywidualnej ochrony, czyli między innymi maseczki, trafiają do zmieszanych odpadów komunalnych. Gdańsk wyliczył, że przy założeniu, iż każdy mieszkaniec codziennie zużywa jedną, rocznie daje to 515 ton odpadów.

– Waga jednej maseczki to około 3 g. Jeśli każdy z 470 tys. mieszkańców Gdańska będzie używać jednej maseczki na dzień, rocznie da to 172 mln maseczek – podają urzędnicy.
Jak przekłada się to na koszty? Wiele zależy od tego, co z maseczkami stanie się podczas sortowania: czy zostaną przeznaczone do spalenia, czy trafią na składowisko. – Jednorazowe maseczki są produkowane w większości z tworzyw sztucznych. Mogą zostać spalone i wydaje się nawet, że powinny, bo są materiałem z zawartością biologiczną. To, czy trafią do spalarni, zależy jednak od tego, w jaki sprzęt wyposażona jest sortownia – mówi Piotr Szewczyk, prezes rady RIPOK.
Zużyte maseczki gdańszczan, jeśli wylądują na składowisku, wytworzą koszt ponad 142 tys. zł rocznie. Jeśli trafią do spalarni, wiele zależy od tego, jak obecnie kształtują się ceny za przyjęcie tony odpadu w danej spalarni. Zapewne jednak więcej, niż gdyby były składowane (jest to środowiskowo najgorsza z opcji). Opłata marszałkowska (za składowanie) wynosi nieco powyżej 270 zł za tonę (w dodatku połowa zapłaconej sumy wróci do budżetu miasta na cele związane z ochroną środowiska). Ceny na bramie spalarni sięgają 300–400 zł za tonę.
Mówiąc o kosztach zagospodarowania zużytych maseczek, trzeba zaznaczyć, że miasta bezpośrednio nie ponoszą z tego tytułu dodatkowych opłat. Maseczkowy śmieć to jeden z elementów całego strumienia odpadów komunalnych odbieranych przez firmy wybrane w przetargach. Warto jednak trzymać rękę na pulsie, zważywszy, że na koszty zagospodarowania odpadów komunalnych ponoszone przez gminy wpływa między innymi to, co znajduje się w ich strumieniu.
Kolejna uwaga: mieszkańcy zużywają zapewne mniej niż jedną jednorazową maseczkę dziennie. Nie podlega też dyskusji, że stały się stałym elementem w przestrzeni publicznej i potencjalnym zagrożeniem. Z odpowiedzi udzielonych przez urzędy wynika, że miasta wolą dmuchać na zimne i dużą wagę przywiązują do sprzątania ulic z odpadów, które mogą być źródłem zakażenia. Firmy odpadowe w Lublinie odbierają śmieci z koszy ulicznych częściej niż przed pandemią. Zostały też zobowiązane do patrolowania chodników i zbierania znajdujących się tam zanieczyszczeń. Do większej czujności w Poznaniu zachęcane są: Zarząd Dróg Miejskich i Zarząd Zieleni Miejskiej.
Urzędnicy zauważają, że większy problem z unoszonymi wiatrem maseczkami był na początku pandemii. – Zużyte środki ochrony osobistej znajdowaliśmy na chodnikach i trawnikach. Zauważyliśmy, że więcej rękawiczek było pozostawianych w okolicach sklepów, dlatego zaapelowaliśmy do właścicieli obiektów handlowych o ustawienie dodatkowych koszy – mówi Karolina Gałecka, rzeczniczka Urzędu m.st. Warszawy.
Wiele miast postawiło na informowanie mieszkańców i wydaje się, że z dobrym skutkiem. – Obecnie jednorazowe maseczki nie są aż tak dużym problemem. Bardziej dotkliwe są dzikie wysypiska oraz śmieci typu butelki po napojach, opakowania po batonikach, wszelkiego rodzaju papierki, jednorazowe woreczki i reklamówki fruwające po całym mieście – mówi Monika Zapotoczna, dyrektor departamentu komunikacji społecznej w Urzędzie Miasta Zielona Góra.
Urzędnicy informują, że miastom udaje się sprzątać zużyte maseczki w ramach standardowego sprzątania ulic i nie ponoszą przy tym dodatkowych kosztów.