Właściciel 600-metrowej działki zapłaci rocznie nawet 450 zł, jeśli tylko połowa nieruchomości nie jest zabetonowana. Obniży opłatę, jeśli będzie gromadził wodę deszczową
Od blisko 4 mln zł w przypadku dużych miejscowości, do ok. 30 tys. zł w małych miastach i gminach – tyle mają wynieść wpływy do lokalnych budżetów z tytułu opłaty za zmniejszoną retencję. Tak szacuje Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Jest ona pobierana od obszarów, na których woda nie może wsiąkać w glebę, bo powierzchnia jest np. zabetonowana lub zajmuje ją nieruchomość. Rządowy projekt specustawy obniża próg powierzchni nieruchomości, od którego opłata będzie naliczana (z 3,5 tys. mkw. do 600 mkw.). Obejmie więc znacznie więcej nieruchomości. Obecnie opłatę za zmniejszoną retencję płacą przede wszystkim właściciele hipermarketów wyposażonych w wybetonowane parkingi.
Nowy obowiązek zapewne obejmie większość właścicieli niedużych działek w zabudowie jednorodzinnej. Projekt obniża bowiem także próg utraconej biologicznie czynnej powierzchni nieruchomości, poniżej którego pobierana będzie opłata za utraconą retencję (z 70 proc. do 50 proc.). Załóżmy, że chodzi o działkę liczącą 600 mkw., a połowa jej powierzchni jest biologicznie nieaktywna, bo stoi na niej dom i inne pomieszczenia (i część jest wyłożona np. kostką). Roczna opłata wyniesie 450 zł, jeśli nie ma na niej urządzeń do retencjonowania wody. Jeśli nieruchomość będzie wyposażona w takie urządzenie (o pojemności 10 proc. odpływu rocznego z powierzchni uszczelnionych trwale, który jest obliczany według wzoru uwzględniającego sumę rocznych opadów), opłata spadnie do 270 zł. Jeszcze mniej zapłacą właściciele nieruchomości wyposażonych w urządzenie, które zgromadzi większą ilość wody (od 10 proc. do 30 proc. odpływu rocznego). Będzie to 135 zł za rok. Do powierzchni biologicznie czynnej właściciel nieruchomości będzie mógł zaliczyć także połowę powierzchni tarasu i stropodachu „oraz innych powierzchni zapewniających naturalną wegetację roślin”, o powierzchni nie mniejszej niż 10 mkw.
Projekt podnosi także stawki za metr kwadratowy zabetonowanej powierzchni. W przypadku nieruchomości bez urządzenia do gromadzenia wody opłata wzrośnie z 50 gr do 1,5 zł, a z urządzeniem o mniejszej pojemności – z 30 gr do 90 gr. W przypadku urządzenia o większej pojemności stawka wyniesie 45 gr zamiast dotychczasowych 15 gr.
Ministerstwo szacuje, że z tytułu opłaty za zmniejszoną retencję wpływy wzrosną z obecnych 6,2 mln zł do 180 mln zł. 75 proc. zebranej sumy ma trafiać do budżetu Wód Polskich, a reszta do gmin. Autorzy projektu zakładają, że do kas samorządowych zamiast obecnych 700 tys. zł wpłynie w sumie rocznie 45 mln zł.
– Podniesienie kwoty, która zostanie w rękach gminy z 10 proc. do 25 proc. z pobranej opłaty za zmniejszenie retencji, może nie wystarczyć, by zachęcić gminy do jej skutecznego egzekwowania, aczkolwiek trzeba pamiętać, że pobieranie tej opłaty jest obowiązkiem gmin – mówi Mateusz Karciarz, prawnik w Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy w Poznaniu. Podkreśla, że postępowanie administracyjne, które wymaga przeprowadzenia dowodu, może trwać miesiącami. – W jego efekcie do kasy gminy wpływa kilkadziesiąt-kilkaset złotych – dodaje.
Co istotne, z uzyskanego przychodu gmina będzie musiała przeznaczyć co najmniej 80 proc. na rozwój retencji na swoim obszarze.
Nowe rozwiązania mają też zachęcić mieszkańców do budowy urządzeń małej retencji, czyli wykorzystywania różnego rodzaju metod gromadzenia wody. W lipcu ruszył program NFOŚiGW „Moja woda”, z którego mogą korzystać właściciele domów jednorodzinnych. W grę wchodzi dotacja do 5 tys. zł (nie więcej niż 80 proc. kosztów kwalifikowanych instalacji). Można ją wykorzystać m.in. na montaż instalacji odprowadzających wodę z rynien do zbiornika naziemnego lub podziemnego, budowę zbiornika retencyjnego czy systemów wykorzystujących zebraną wodę do nawadniania.
Etap legislacyjny
Projekt skierowany do konsultacji publicznych