Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem względem samorządów, które przyjęły uchwałę „anty-LGBT”, jest podjęcie przez KE działań w przyszłej perspektywie finansowej. Próba cofnięcia już wypłaconych środków jest skomplikowana, ale również możliwa
Uchwały przeciwko „ideologii LGBT”, deklarujące, że dany region jest od niej wolny, podjęło już kilkadziesiąt gmin, powiatów i sejmików województw. Interweniował w tej sprawie rzecznik praw obywatelskich, głos zabrały także instytucje europejskie. Parlament Europejski w rezolucji z 18 grudnia 2019 r. wprost potępił przyjmowanie przez polskie samorządy takich uchwał i wezwał KE do monitorowania wykorzystania unijnych źródeł finansowania, które nie mogą być wykorzystywane do celów dyskryminacyjnych.
W piątek RPO wystosował wystąpienie do minister ds. funduszy i polityki regionalnej, w którym pyta m.in. o pismo dyrektorów generalnych Komisji Europejskiej, zaadresowane do niej oraz marszałków tych województw, gdzie uchwały „anty-LGBT” zostały podjęte. W piśmie poproszono o wyjaśnienie tej kwestii, podkreślając, że takie działania władz publicznych mogą być sprzeczne z unijnymi wartościami. Zdaniem RPO pismo można uznać za krok w stronę realizacji zaleceń PE. Rzecznik ostrzega, że dalsze obowiązywanie tych aktów stwarza ryzyko utraty lub ograniczenia wsparcia finansowego ze środków Unii Europejskiej.

Straszak czy realna groźba?

W związku z tym pojawia się pytanie, czy to możliwy scenariusz i czy samorządy przyjmujące uchwały „anty-LGBT” muszą liczyć się z cofnięciem unijnych dofinansowań.
– Pole manewru Unii Europejskiej do działania już teraz jest mniejsze, niż mogłoby się wydawać – przekonuje prof. Dariusz Adamski z Zakładu Europejskiego Prawa Zarządzania Gospodarczego na Uniwersytecie Wrocławskim. Jak wskazuje, uchwały „anty-LGBT” są co prawda wyraźnie sprzeczne z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej, który mówi, że oparta jest ona m.in. na zasadach tolerancji i niedyskryminacji. – Jednak nieprzestrzeganie tych zasad może być zwalczane jedynie w trybie art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, a zmagania instytucji europejskich z polskim rządem w sprawie praworządności pokazują, jak trudno jest w praktyce sięgnąć po ten instrument – wylicza.
Eksperci wskazują, że problem z podjęciem działań pojawia się już w momencie oceny samej uchwały. – Musiałaby ona rodzić skutki prawne już na poziomie zobowiązań, które z niej wynikają – zaznacza dr hab. Aleksander Cieśliński z Katedry Prawa Międzynarodowego i Europejskiego na Uniwersytecie Wrocławskim. – W momencie, w którym na jej podstawie pozbawiono by osoby LGBT konkretnych uprawnień, Komisja mogłaby próbować zwalczać taki akt. Tymczasem, jeśli jest to uchwała o tzw. miękkim, bardziej politycznym charakterze, możliwości przeciwdziałania są osłabione – dodaje.
Ekspert wskazuje również, że tak długo, jak uchwały są czysto polityczne, można raczej mówić o tworzeniu wrogiej atmosfery, która uderza bardziej w reputację jednostek. – Natomiast za każdym razem dla wyciągnięcia twardych konsekwencji wobec samorządów potrzebne będzie istnienie takich działań, a nie same oświadczenia – podkreśla.
Podobnego zdania jest Mariusz Zaręba, dyrektor ds. projektów w Subito Advising sp. z o.o., firmie zajmującej się doradztwem oraz pozyskiwaniem środków m.in. z funduszy europejskich. – Odebranie dotacji UE jest możliwe tylko w sytuacji, gdy udowodnione zostanie, że efekty dofinansowanej w ten sposób inwestycji nie są dostępne dla niektórych osób ze względu na ich płeć, światopogląd czy orientację seksualną, co w praktyce jest bardzo trudne – zauważa.
Nie znaczy to, że nie ma narzędzi, które mogą mieć praktyczne zastosowanie. Jednak, jak tłumaczy Aleksander Cieśliński, samorządy z zasady nie zawierają umów bezpośrednio z KE, ale z dysponentami środków europejskich, np. samorządem wojewódzkim. – Gdyby stroną umowy była Komisja, mogłaby wymusić egzekwowanie prawa, jednak w innym wypadku musi zwrócić się do podmiotu, który ją zawarł – aby to on wszczął postępowanie w związku z naruszeniem prawa – podkreśla.

Bez przyzwolenia na dyskryminację

Warto zauważyć, że często już w treści umów o dofinansowanie zawierany jest obowiązek zachowywania zasady równego traktowania. Jak wskazuje Mariusz Zaręba, z jego praktyki wynika, że jednostki samorządu terytorialnego, ubiegając się o dofinansowanie, są zobowiązane do deklaracji, że dany projekt nie wpłynie negatywnie na równość płci oraz równość szans. Gdy zasada taka zostaje wprowadzona w treść umowy, to do potrącenia środków ze względu na jej brak przestrzegania może dojść już ze strony krajowej. Natomiast każdorazowo dokonać tego musi podmiot będący stroną umowy.
Aleksander Cieśliński zauważa również, że jednym z obowiązków beneficjentów jest przestrzeganie prawa krajowego oraz unijnego. A należy mieć na uwadze, że zasada niedyskryminacji wynika wprost z Karty praw podstawowych oraz art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej i art. 8 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. – Wobec tego, skoro – jak wynika z mojego doświadczenia – można potrącić beneficjentowi środki za błędy np. w sposobie przeprowadzania przetargu, to dlaczego nie można byłoby zrobić tego za naruszenie wiążącego beneficjenta prawa? – zastanawia się ekspert.
Okazuje się jednak, że uchwały „anty-LGBT” mogą wiązać się z poważniejszymi konsekwencjami w przyszłości. – Kończą się negocjacje o nowej perspektywie finansowej, po których instytucje unijne przyjmą szczegółowe przepisy dotyczące dystrybucji środków w jej ramach – zauważa prof. Adamski.
Jego zdaniem na fali reakcji Parlamentu Europejskiego i Komisji, a także większości państw członkowskich, do reguł dotyczących rozdysponowywania środków w kolejnych siedmiu latach mogą zostać wpisane również regulacje pozwalające na zablokowanie wypłaty środków w przypadku naruszenia art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej. – Dyskusja o tym już toczy się w odniesieniu do praworządności, która również stanowi fundament Unii wymieniony w tym przepisie. Wobec tego dlaczego decydenci nie mieliby rozciągnąć takiej możliwości na mocno faszyzujące zachowania władz publicznych deklarujących dyskryminację i nietolerancję? – konkluduje ekspert.