Przyjęcie prawa, które z miejskiej przestrzeni usuwa część reklam, to dopiero pierwszy krok. Brak wypracowanego orzecznictwa powoduje, że wdrożenie przepisów jest bolesne
Aleksandra Stępień-Dąbrowska, prezes stowarzyszenia Miasto Moje A w Nim zauważa, że Kraków, który kilka dni temu przyjął uchwałę krajobrazową, jest dopiero 12 z 66 miast na prawach powiatu, które zdecydowało się na taki krok. Miasta bały się angażować w czasochłonny, drogi proces, skoro rezultat nie był pewny. – Doświadczenie Gdańska, który przeprowadził proces przez rozstrzygnięcia sądowe, zaskarżenia wojewody, pokazał jednak, że można – zaznacza prezes stowarzyszenia. 2 kwietnia mija okres przejściowy przewidziany w uchwale Gdańskiej – z ulic będą musiały zniknąć nośniki, które nie spełniają określonych wymogów.
Jak pies do jeża
Jest lepiej, ale gminy do prób przyjmowania prawa, które ma uporządkować reklamowy chaos, podchodzą z dużą niepewnością. Uchwały o przystąpieniu do sporządzenia uchwały krajobrazowej przyjęło w sumie 46 miast na prawach powiatu, uchwaliło je 12 z nich. I wydaje się, że miasta mają uzasadnione powody, by być ostrożnym. Prace nad uchwałą krakowską trwały pięć lat. Nowe prawo ma zacząć obowiązywać od lipca – przewidziano jednak okresy przejściowe na dostosowanie do wymogów. Warszawską uchwałę krajobrazową unieważnił z kolei wojewoda mazowiecki.
Mateusz Karciarz z Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy w Poznaniu zwraca uwagę na trzy kwestie, które leżą u podłoża problemów samorządów. – Przepisy w tym zakresie są względnie nowe i nie są często stosowane. Oznacza to brak wypracowanego prawomocnego orzecznictwa i piśmiennictwa, na które można byłoby się powoływać przy ich stosowaniu. Na to między innymi zwrócił uwagę wojewoda mazowiecki w uzasadnieniu do rozstrzygnięcia nadzorczego unieważniającego uchwałę warszawską – zauważa prawnik. I jak zaznacza, stolica co prawda powołuje się na orzeczenia sądów administracyjnych, ale żadne z nich nie jest jeszcze prawomocne, bo wszystkie zostały zaskarżone do NSA lub przez NSA uchylone.
Kolejna kwestia to lakoniczne przepisy ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 293). – Uchwały warszawska i krakowska liczą po kilkadziesiąt stron. Im bardziej obszerny akt prawa miejscowego, tym większe ryzyko nieprawidłowości, które mogą się pojawić chociażby z tej racji, że delegacja ustawowa nie jest wystarczająco szczegółowa – zaznacza Mateusz Karciarz. I zauważa, że wojewoda mazowiecki unieważnił uchwałę warszawską, gdyż uznał, że porządkowanie reklamowej przestrzeni jest procedurą zbliżoną do uchwalania planu miejscowego. W związku z tym, jeśli projekt po otrzymaniu wymaganych prawem stanowisk jest poprawiany, to procedura legislacyjna powinna być częściowo powtórzona. – Musimy teraz czekać na prawomocne orzeczenie sądu administracyjnego, które ostatecznie rozstrzygnie, czy właściwe jest stanowisko prezentowane przez wojewodę mazowieckiego, czy też przez Warszawę – zaznacza.
Jest też pytanie, dlaczego wojewoda mazowiecki unieważnił warszawską uchwałę w całości? – Jeśli stwierdził, że tryb jest wadliwy, to wadliwość powoduje nieważność całości uchwały niezależnie od merytorycznych postanowień – wyjaśnia Mateusz Karciarz.
Prawo firmy, prawo mieszkańców
Aleksandra Stępień-Dąbrowska przyznaje, że uchwała krajobrazowa jest trudnym narzędziem do wdrożenia. – Operujemy na styku tego, co prywatne i publiczne, gdzie mieszają się bardzo różne interesy – zaznacza.
Tuż przed zakończeniem okresu przejściowego uchwały gdańskiej do urzędu miasta wpłynął obywatelski projekt uchwały, który wejście w życie nowego prawa odsuwa o kolejne trzy lata. – Zamiast skupiać się na okresie dostosowawczym, branża outdorowa traci siły na próbach unieważniania, odsuwania w czasie prawa krajobrazowego. Jednocześnie przekonując, że regulacje prawne są potrzebne i także jej zależy na porządkowaniu przestrzeni – komentuje Aleksandra Stępień-Dąbrowska.
Do rozstrzygnięcia w tym obszarze pozostaje między innymi kwestia praw nabytych. Trybunał Konstytucyjny otrzymał pytanie od NSA, czy nakaz demontowania nośników reklamowych nie prowadzi do wywłaszczenia inwestora bez odszkodowania lub rekompensaty, co jest niezgodne z konstytucją.
Według Mateusza Karciarza samorządy powinny liczyć się z żądaniami właścicieli reklam o pokrycie kosztów ich likwidacji, które po okresach przejściowych staną się nielegalne lub ich dostosowania do wprowadzonych regulacji. – Na pewno będą wykazywać, że koszty dostosowania do przepisów powinna pokryć jednostka samorządu terytorialnego, która takie zasady reklamowe uchwaliła. Uchwała krajobrazowa nie ma charakteru obligatoryjnego – nie jest tak, że każda gmina musi mieć ją przyjętą. Jeżeli gmina chce być czysta od reklam, to musi się liczyć także z konsekwencjami finansowymi dostosowania przestrzeni publicznej – zaznacza Mateusz Karciarz.
Aleksandra Stępień-Dąbrowska podkreśla, że niezależnie od oczekiwania na decyzję TK gminy nie powinny rezygnować z porządkowania reklamowego chaosu. – W innym wypadku okaże się, że to, jak ma wyglądać nasza wspólna przestrzeń, będzie efektem dyktatu kilku firm z branży, a my jako mieszkańcy mając swoich przedstawicieli w postaci władz nie będziemy mieli nic do powiedzenia – podkreśla prezes stowarzyszenia Miasto Moje A w Nim.