Niewykluczone, że surowce wtórne zadebiutują na warszawskim parkiecie. Ale dla gmin to marna pociecha. Bez gruntownej reformy może się okazać, że zamiast zarabiać, trzeba będzie do nich dopłacać.
Andrzej Gawłowski ekspert gospodarki odpadami
/
DGP
Jak uzdrowić kulejący recykling i zatrzymać galopadę cen za zagospodarowanie odpadów w gminach? Wpuścić plastiki, aluminium czy makulaturę na Giełdę Papierów Wartościowych, a dokładniej – na specjalnie zaprojektowaną platformę przeznaczoną do handlu odpadami i surowcami wtórnymi. Z taką propozycją wyszedł Marek Dietl, prezes
GPW S.A.
To nieszablonowe rozwiązanie, które – choć nie wyszło na razie poza sferę koncepcji – zelektryzowało branżę. W założeniu taki instrument mógłby bowiem tchnąć nowe życie na rynek, który po zamknięciu chińskich granic na odpady z Europy i słabą jakość selektywnej zbiórki (co przekłada się na niską wartość surowca) ma dziś wiele problemów. Przede wszystkim jest nim zachwianie popytu i podaży – odpadów jest za dużo, przez co recykling wielu frakcji przestaje być opłacalny. To przekłada się zaś na ceny, które później obciążają
samorządy i mieszkańców.
Ratunek na parkiecie
Jednym z nowych narzędzi, które miałoby przerwać złą passę, mogłoby być uruchomienie Platformy Handlu Odpadami i Surowcami Wtórnymi. Prezes GPW proponuje, by wprowadzić obligo giełdowe dla
odpadów na poziomie 20 proc., czyli aby tyle znajdowało się w obrocie giełdowym.
Sama platforma mogłaby wystartować w ciągu ok. 1,5 roku. O ile rząd przygotuje odpowiednie warunki, czyli poprawi sprawozdawczość i uszczelni rynek (ma temu służyć Baza Danych o Odpadach) oraz „nada wartość odpadom” dzięki wprowadzeniu mechanizmów rozszerzonej odpowiedzialności producentów (ROP). To drugie mogłoby pomóc zatrzymać spadek cen surowców wtórnych i wykreować popyt na powstałe z nich produkty. Bo dziś wciąż taniej jest wyprodukować nową butelkę PET niż pochodzącą z
recyklingu.
Zdaniem GPW dzięki przeniesieniu obrotu surowcami wtórnymi na giełdę zwiększyłyby się wpływy VAT branży gospodarki
odpadami, wzrosłaby też presja na producentów, by projektowali opakowania, jak najczęściej wykorzystując surowce wtórne. Poprawiłoby to też transparentność na rynku, na którym duża część odpadów zamiast trafiać do zakładów recyklingu opuszcza obieg i jest składowana na wysypiskach. Utworzenie wspólnej platformy pozwoliłoby też zintegrować mocno rozproszone podmioty i ułatwić im współpracę.
Wisienka na torcie
Eksperci podchodzą do tych zapewnień z większą rezerwą. – Platforma może być interesującym narzędziem, za pomocą którego można będzie śledzić trendy rynkowe surowców wtórnych bez konieczności analizy trendów na rynku surowców pierwotnych. Pozwoli także na większą przejrzystość cen, które dziś są bardzo różne dla tego samego surowca – mówi Magda Dziczek z zarządu Związku Pracodawców Przemysłu Opakowań i Produktów w Opakowaniach EKO-PAK. Obawia się jednak, że samo wprowadzenie odpadów na giełdę niewiele zmieni. – Tak długo, jak nie będziemy mieć dobrej jakości selektywnej zbiórki, a zatem źródła surowców wtórnych, oraz szerokiego dostępu do wydajnych i zróżnicowanych instalacji recyklingowych, nic się nie poprawi – dodaje.
Zwraca przy tym uwagę na niepokojący trend, czyli postępujące wycofywanie się z biznesu firm zajmujących się recyklingiem. Jak przekonuje, wkrótce z rynku może zniknąć nawet co trzeci podmiot. Zwłaszcza te najmniejsze, których nie stać na sprostanie restrykcyjnym wymogom formalnym narzuconym w wyniku zeszłorocznej nowelizacji ustawy o odpadach (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 701 ze zm.) i obostrzeniom przeciwpożarowym.
– W rezultacie niektóre surowce mogą wkrótce w ogóle nie być poddawane recyklingowi. To z kolei zwiększy masę odpadów energetycznych, z którymi już teraz nie możemy sobie poradzić. A poziomy recyklingu zamiast rosnąć, poszybują w dół – uważa ekspertka.
Podobne obawy ma Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia „Polski Recykling”. – Samo to narzędzie nie wykreuje jeszcze popytu na surowce wtórne, ale może już spowodować, że spojrzymy na odpady jak na zasoby – mówi. Zwraca przy tym uwagę, że dziś z powodu nadpodaży wielu frakcji odpady są dla wielu podmiotów raczej balastem niż wartościowym towarem. – Ceny schodzą do poziomów poniżej zera. W takim przypadku mówimy więc bardziej o koszcie zagospodarowania odpadu, a nie jego wartości – dodaje.
Gminy bez narzędzi?
Jak na pomysł uruchomienia platformy zapatruje się Ministerstwo Klimatu? Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi. Warto jednak przypomnieć, że przed powstaniem nowego resortu minister środowiska Henryk Kowalczyk wielokrotnie podkreślał, że celem rządu jest nadanie odpadom odpowiedniej wartości. Dzisiaj tę narrację kontynuuje wiceminister klimatu Sławomir Mazurek.
Podkreśla on, że dzięki ostatniej nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2010 ze zm.) gminy mogą obniżać stawki opłat za zagospodarowanie odpadów ze środków uzyskanych z przychodów ze sprzedaży surowców wtórnych zebranych selektywnie.
Samorządy od początku miały jednak wątpliwość, jak w praktyce miałoby to działać. – Czy właściciel prywatnej sortowni, która ma podpisaną umowę z gminą, powinien odesłać posegregowane i sprasowane butelki pod budynek urzędu miasta, by samorząd mógł je sprzedać? – zastanawiają się eksperci.
W ocenie Magdy Dziczek trudno będzie sobie wyobrazić gminę w roli maklera giełdowego, który obraca na giełdzie swoimi odpadami. – Po pierwsze, aby obrót giełdowy był możliwy, konieczny jest w miarę stabilny dostęp do jednorodnej masy odpadów surowcowych, a zatem przewidywalność posiadanych zasobów i ich dostateczna masa. Większość gmin nie spełni tego kryterium samodzielnie. Musiałyby się łączyć w grupy kapitałowe – wyjaśnia.
Również Szymon Dziak-Czekan sceptycznie ocenia szanse, by ewentualny debiut surowców na giełdzie poprawił sytuację gmin. I dodaje, że tylko poprawnie funkcjonujący ROP ma szanse zmniejszyć koszty ponoszone przez mieszkańców. Resort klimatu zapewnia, że prace nad jego wdrożeniem trwają. ©℗
OPINIA
W obecnej sytuacji pomysł giełdy jest chybiony
Każda giełda najlepiej działa, gdy zapotrzebowanie na dany produkt jest większe od jego podaży. A w przypadku surowców pochodzących z odpadów komunalnych jest dokładnie na odwrót. W sytuacji nadmiaru o możliwości sprzedania zadecyduje więc –podobnie jak dzisiaj –jakość surowca, czyli jego czystość idokładność segregacji. Ato niestety pięta achillesowa obecnego systemu.
Po drugie przez giełdę może przejść tylko tyle surowców, na ile jest zapotrzebowanie recyklingu, czyli zdecydowanie mniej niż ich aktualna podaż. Najpierw trzeba byłoby więc stworzyć warunki ekonomiczne, by zapotrzebowanie na odzyskane iprzetworzone surowce było większe.
Wątpię też, by giełda przyniosła wiele pożytku gminom. Skorzystają na niej jedynie te, które dysponować będą powtarzalną co do ilości ijakości masą surowców, awięc raczej nieliczne. Rynek potencjalnych oferentów surowców zodzysku jest też dalece rozproszony, atrudno mi dziś sobie wyobrazić, by samorządy zgodnie powołały swoją izbę gospodarczą czy organizację odzysku. Mimo to powinny zwierać szyki iszukać wszelkich możliwych porozumień wgospodarce odpadami, tak by łączyć strumienie surowców. Pojedyncze jednostki sobie ztym nie poradzą. Tym bardziej, że zawartość kolorowych pojemników wymaga doczyszczenia iposegregowania na frakcje handlowe. Bez sortowni niczego się nie sprzeda. Ale jej budowa może się stać opłacalna, gdy obsługuje ona odpady selektywnie zebrane od minimum 100–150 tys. mieszkańców. Opłacalna wtym znaczeniu, że nie trzeba do niej, waktualnych realiach rynkowych, dopłacać.