Zatrzymywanie wody to praca samorządów i społeczności lokalnych – np. przy zbieraniu deszczówki. Jesteśmy w Europie drudzy od końca pod względem zasobów wody pitnej - mówi Przemysław Daca prezes Wód Polskich.
Czy Wody Polskie są przygotowane na suszę?
Musimy być gotowi na wszystkie scenariusze. Gdy na początku ubiegłego roku zostałem prezesem Wód Polskich, było duże zaniepokojenie wojewodów. Opady były bardzo duże latem 2017 r., jesienią i przez część zimy. Na początku 2018 r. wody było tak dużo, że trzeba było ją upuszczać. Wojewodowie próbowali rozwiązać problem jej nadmiaru. Potem nie padało przez długi czas i weszliśmy w okres suszy. Rząd podjął decyzje o wypłacie odszkodowań za straty spowodowane suszą rolniczą. W tym roku są rejony, gdzie było bardzo mało opadów zimą i nie pada przez całą wiosnę. Obniżył się poziom wody w rzekach, Wisła poodkrywała kamienie na dnie.
Rolnictwo to jedna kwestia. Latem problem mogą mieć elektrownie.
Część z nich: Połaniec, Kozienice – znajduje się nad rzeką i jest chłodzona przez ciecze. Obniżony poziom wody rzeczywiście jest dla nich problemem. Elektrownie zaczęły sobie radzić, budując sztuczne podpiętrzenia, które umożliwiają im funkcjonowanie w sytuacjach dużych niżówek. Okresowo pompuje się do nich wodę. Koliduje to natomiast z żeglugą turystyczną. To doraźne działanie.
Jak powinny zatem wyglądać działania długofalowe?
Docelowo trzeba zatrzymać wodę, by nie uciekała nam do Bałtyku. Teraz jest to tylko około 6 proc. wody z rzek, a powinniśmy gromadzić około 15 proc. Możemy to robić na różne sposoby, np. przez kaskadyzację i budowę zbiorników retencyjnych. Nasi poprzednicy skupiali się tylko na działaniach przeciwpowodziowych. W efekcie powstają suche zbiorniki, które przejmują wodę, gdy idzie fala powodziowa. Natomiast na nowe inwestycje z pełną dokumentacją, jak zbiornik retencyjny Wielowieś Klasztorna, potrzeba miliarda złotych. Liczymy na powstający przy ministrze gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej i naszym udziale program rozwoju retencji. Potrzebujemy wielofunkcyjnych zbiorników wodnych także tych mniejszych: stawów, oczek wodnych. Bardzo dobrą pracę wykonują Lasy Państwowe, budując ze środków unijnych małe śródleśnie zbiorniki. Zatrzymywanie wody to praca dla nas wszystkich.
Część środowiska ekologicznego krytykuje regulację rzek.
Rzeki w Europie są uregulowane od kilkuset lat. Wisła jest uregulowana w 90 proc. Problem polega na tym, że ta regulacja została zniszczona. Może się zdarzyć, że jeśli nic z tym nie zrobimy, to tak jak w przypadku niektórych rzek we Francji i Wisła może okresowo wysychać. Trzeba też pamiętać, że mierzymy się z żywiołem. Wisła jest częściowo skaskadyzowana – mówimy o górnym odcinku, o jednym stopniu we Włocławku, który rodzi bardzo duże problemy. Konieczne jest podparcie SW Włocławek kolejnym stopniem.
Jaki jest plan dla Wisły?
Jedyne wyjście to budowa kolejnego dużego progu wodnego poniżej Włocławka, dokładnie w Siarzewie. W tej chwili się na tym skupiamy.
Nie widzi pan przeciwwskazań, by Wisła była regulowana?
Skaskadyzowana. Nie robi się tego tak, jak planowali to nasi dziadkowie i ojcowie. Nie betonuje się rzeki, ale projektuje stopnie wodne. Robi się także tzw. bajpasy, często wykorzystując naturalne cieki, czyli rezerwuary rzeczne obok stopni wodnych. W takim rozwiązaniu mamy dolinę rzeczną, korytarz ekologiczny, rezerwuar przyrody dla fauny i flory i rzekę skaskadyzowaną. Innego wyjścia nie mamy.
W przygotowanej przez Wody Polskie ankiecie problem związany z suszą zgłosiło 40 proc. gospodarstw komunalnych. Samorządy będą mogły wnioskować o dofinansowanie retencji?
Samorządy i społeczności lokalne mogą zgłaszać zapotrzebowania do powstającego programu inwestycyjnego. To będzie poddane analizie – inwestycje będą pogrupowane pod względem priorytetów. Na ich realizację mają być przeznaczone środki unijne i z budżetu państwa. Co do szczegółów zobaczymy, jak system będzie zbudowany. Już teraz samorządy mają do dyspozycji pieniądze chociażby z regionalnych programów operacyjnych. Zatrzymywanie wody to praca samorządów i społeczności lokalnych – np. przy zbieraniu deszczówki. W Polsce mamy tyle wody co w Egipcie, kraju afrykańskim. Jesteśmy drudzy w Europie od końca pod względem zasobów wody pitnej. Nie możemy jej marnować, bo okresy suszy zdarzają się teraz coraz częściej – jest to bardzo duży problem dla rolnictwa i przemysłu.
Samorządowcy mówią, że z jednej strony zachęca się ich do zbierania deszczówki, z drugiej – obciąża „podatkiem od deszczu”.
Mamy system, który promuje naturalną retencję. Opłata za deszczówkę jest mniejsza lub większa w zależności od tego, jak przygotowany jest system retencji i dotyczący terenów wybetonowanych, dachów, parkingów. Jeśli dany podmiot ją zbiera, retencjonuje, magazynuje, wtedy opłata jest minimalna. Jeśli woda ścieka do systemu kanalizacyjnego, to w ogóle nie ma opłaty. Mamy natomiast problem z samorządami, które nie chcą jej pobierać, choć zgodnie z ustawą dostają 10 proc. jej wysokości na cele administracyjne.
Jakie są wpływy za pierwszy rok funkcjonowania „podatku od deszczu”?
Bardzo niskie. Próbowałem wpływać na gminy w różny sposób. Między innymi przez wojewodów – pismami, ale jest to mało skuteczne. Według danych z marca opłatę przekazało tylko 10 proc. gmin. A jest to przecież jeden z systemów, który ma stymulować rozwój retencji – chodzi o to, żeby firmy, podmioty gospodarcze zaczęły dbać o wodę. Jednak gminy tych środków nie ściągają, nie widzą w tym swojego interesu.
Jakie rozwiązania znajdą się w przygotowywanym przez Wody Polskie wieloletnim programie „Stop suszy”?
Na początek chcemy się dowiedzieć, które obszary, w jakim stopniu są zagrożone suszą. I jaka jest tendencja. Z danych historycznych wiemy, że szczególnie zagrożone są Kujawy, Wielkopolska, północne Mazowsze i Nizina Szczecińska. To jednak za mało. Pracujemy także na danych hydrologicznych, meteorologicznych i hydrogeologicznych. Kolejny krok to stworzenie mapy ryzyka skutków suszy, czyli tego, jak na danym obszarze i na daną gałąź gospodarki, w tym także na środowisko wpłynie susza. Następnie powstanie katalog propozycji działań dla konkretnych obszarów. To będą propozycje inwestycyjne: w dużą i małą retencję ukierunkowane na zmianę podejścia agrotechnicznego, czyli rolnik będzie wiedział, czy uprawa, na którą się decyduje, jest dla danego terenu odpowiednia, jakie wywołuje skutki.
Gminy nie lubią, gdy coś narzuca im się centralnie.
Przewidujemy wiele rozmów i konsultacji. Jedziemy w teren rozmawiać z ludźmi. Nie będziemy za nikogo decydować. Nie narzucimy realizacji działań, ale damy propozycje. Damy materiał, ale dana jednostka podejmie decyzję, co z tym zrobi. Planujemy także działania edukacyjne, mówiące o tym, że wodę trzeba oszczędzać, szanować. Większość naszych obywateli ma wrażenie, że wody jest bardzo dużo, są jeziora, rzeki, okresowo zdarzają się powodzie, a woda jest stosunkowo tania. Chcemy dotrzeć z przesłaniem, że sytuacja jest katastrofalna. Wody nie mamy. Musimy obywateli o tym uświadomić. Na tym wszyscy musimy się skoncentrować.
Może rozwiązaniem byłoby podniesienie cen za wodę, by każdy mógł odczuć, że jest to towar deficytowy? Czy takie rozwiązanie wchodzi w grę?
Takich pomysłów nie ma. Woda jest niezbędna do życia. Rozstrzał cenowy w kraju jest i tak duży – wynika on z dostępności wody, jej czystości, jakości, uzdatniania. Są regiony, które już teraz bardzo dużo za wodę płacą – to województwa zacho dniopomorskie, śląskie, tereny górzyste. Wody Polskie są od tego, by pilnować, by stawki były racjonalne, by pieniądze pobierane za wodę były wykorzystywane na gospodarkę wodną. Do tej pory bywały takie przypadki, że włodarz danej miejscowości jednym podpisem decydował, jakie będą stawki. Nikt nie miał nad tym kontroli. Ponieważ w samorządach nie było jednostek odpowiedzialnych za gospodarkę wodną, pieniądze było łatwo przeznaczyć na wybory czy ławeczki w parku. Jeśli gmina ma na tym zarabiać, to ma przeznaczać środki na inwestycje wodne.
System jest nieszczelny? Samorządy uważają, że nowelizacja prawa wodnego będzie oznaczała podwyżki. Chodzi o określenie wartości przy ustalaniu opłaty stałej w pozwoleniach wodnoprawnych; doprecyzowano, że ma być ona wyznaczana od maksymalnego poboru. Gminy argumentują, że taki poziom może się zdarzyć podczas suszy.
To nowy system i można było zakładać, że nie będzie on szczelny. Musieliśmy poczekać na interpretacje, rozstrzygnięcia sądowe. Z naszego punktu widzenia było tak, że opłata stała była liczona z maksymalnego poboru. To, co jest w Sejmie, to doprecyzowanie pewnych przepisów. Wody Polskie mają się samofinansować. Pieniądze mamy inwestować w obudowywanie wałów przeciwpowodziowych, których w całej Polsce co najmniej 60 proc. jest zniszczonych, w budowę zbiorników retencyjnych, przeciwdziałanie suszy. Stosowanie kruczków prawnych powoduje, że nie mamy pieniędzy, by chronić obywateli. To jest nowy system opłat, teraz trzeba go doprecyzowywać. Pamiętajmy także, że to podmiot zgłasza do pozwolenia wodnoprawnego, jaki chce mieć maksymalny pobór wody. Pozwolenia wodnoprawne wydawane w ciągu ostatnich 40 lat, które przejrzeliśmy, wykorzystują trzykrotnie zasoby wodne Polski. Powinniśmy urealnić maksymalny pobór wody. W gospodarce wodnej od kilkudziesięciu lat był bałagan.
Czy maksymalny pobór jest dobrym rozwiązaniem?
Jesteśmy w okresie przejściowym. Musimy wypracować nowy system. Do końca 2020 r. musimy wszystkie podmioty korzystające z wody wyposażyć w liczniki do poboru wody i odprowadzania ścieków. Jak system będzie docelowo wyglądał? Zobaczymy – de facto będzie się to sprowadzało do tego, że wszyscy będą ponosili opłaty realne za zużycie wody. Wtedy nie będzie opłaty stałej, zmiennej, ale za realne zużycie.
Wracając do programu „Stop suszy”, kiedy każda gmina będzie miała swoją mapę suszy?
W grudniu 2020 r. Finalnym dokumentem programu „Stop suszy” będzie rozporządzenie ministra właściwego ds. gospodarki wodnej. Prawdopodobnie pod koniec wakacji, w III kwartale tego roku program trafi do konsultacji społecznych. Odbędzie się kilkanaście spotkań regionalnych, na które będziemy zapraszać lokalne społeczności, by mogły wnosić swoje uwagi i propozycje. Wysłaliśmy ankiety do 6,5 tys. interesariuszy: gmin, uczelni, przedsiębiorców energetycznych, spółek wodociągowych, uczelni, by wypowiedziały się, jaki w swoim regionie mają problem związany z suszą. 18 czerwca na konferencji w Bydgoszczy będziemy mówili o planowanych działaniach.
Po drodze będą wybory parlamentarne.
Mamy harmonogram wynikający z projektu i tego się trzymamy.