Andrzej Płonka: Mamy dzisiaj pokoleniową lukę, jeśli chodzi o kształcenie lekarzy. Brakuje pediatrów, psychiatrów, chirurgów, praktycznie wszystkich specjalności. Konkurujemy o tych, którzy są. Wygrywa ten, kto więcej zapłaci. I to jest chore
Chyba najważniejszym problemem, z jakim musi się pan mierzyć jako nowy prezes ZPP, jest kwestia działalności szpitali.
Szpitale są dla nas problemem od czasu, kiedy trafiły we władztwo powiatów. Myślę, że problem ten głównie wiąże się z tym, że wszystkim dotychczasowym rządom brakuje strategii zdrowotnej. Gasimy nieustannie pożary, ale wizji bezpieczeństwa zdrowotnego nie widać. To dotyczy wszystkich szpitali, niezależnie od tego, kto jest organem tworzącym danej placówki szpitala, czyli powiat, województwo czy ministerstwo. Na to, co się wiąże z ich budową czy rozbudową, a także jakże potrzebnymi remontami oraz potrzebnym sprzętem, nie otrzymujemy pieniędzy. Finansowaliśmy i finansujemy te potrzeby z własnych, zresztą bardzo niewielkich środków. Dopłacamy też do ich bieżącej działalności. To z kolei powoduje duże braki finansów na drogi, szkoły czy inne ustawowe zadania. W ostatnim czasie mamy bardzo poważny problem z siecią szpitali. Moim zdaniem ona w ogóle nie działa. Przykładowo nie możemy otrzymać nadwykonań, bo sieć tego nie przewiduje, ponieważ otrzymujemy ryczałt. W przeszłości nadwykonania otrzymywaliśmy szczególnie wtedy, kiedy dotyczyły zagrożenia życia. Obecnie nadwykonania można by otrzymać tylko wówczas, gdy inne szpitale mają niewykonania. To jest nierealne, bo wszystkim brakuje pieniędzy. Przy czym jest tu jeszcze jeden problem. Pieniądze na kolejny rok, w którym finansuje się działalność szpitali, ustala się w oparciu o pewien wcześniejszy okres rozrachunkowy. Jak powstawała sieć szpitali, wzięto do tego ostatni kwartał 2017 r., a nie jak sugerowaliśmy cały rok. To byłoby bardziej obiektywne, ale strony samorządowej nie posłuchano. No i wiele szpitali na tym straciło. Mój powiat też dopłaca do swojej placówki, choć w latach poprzednich dużym wysiłkiem załogi i samorządu zbilansowaliśmy szpital. I dopłacamy, to zgodne z prawem, bo ustawa o działalności leczniczej, którą rząd przy sprzeciwie strony samorządowej przyjął, na to pozwala. Zależy mam na szybkim rozwiązaniu tej kwestii, czekamy na spotkanie z ministrem zdrowia.
Ale chodzi nie tylko o finanse, także o kwestię regulacji czasu pracy pielęgniarek. Już dziś skutkuje to zmniejszaniem liczby łóżek. Czy nie można temu zaradzić?
Brakuje nie tylko pielęgniarek, jest też kwestia braku lekarzy, a za niedługi czas ratowników medycznych. Od dobrych 14 lat mówiliśmy, że ich zabraknie. No i dzisiaj ich nie ma. Część wyjechała, część nie podejmuje pracy w szpitalach. Mamy dzisiaj pokoleniową lukę, jeśli chodzi o kształcenie lekarzy. Brakuje pediatrów, psychiatrów, chirurgów, praktycznie wszystkich specjalności. Konkurujemy o tych, którzy są. Wygrywa ten, kto więcej zapłaci. I to jest chore. Oczywiście duże miasta radzą sobie lepiej, a biedniejsze samorządy mają kłopot. Do tego doszedł zmieniony czas pracy, a i bez tego pań pielęgniarek było za mało. Powtarzaliśmy w rozmowach ze stroną rządową, że biorąc pod uwagę brak białego personelu, nie można obecnie sztywno określać norm ich czasu pracy. Natomiast należy kształcić więcej osób w zawodach medycznych. I znowu nas nie posłuchano. A dziś dyrektorzy szpitali, żeby sprostać wymogom, likwidują łóżka, bo musimy działać zgodnie z prawem. Nie możemy nic na to poradzić. Jeśli szpital jest duży i ma wiele oddziałów, to jeszcze sobie jakoś radzi. A mały? Liczba łóżek jest istotna przy uzyskiwaniu kontraktu, jeśli więc będzie mniej łóżek, to środki finansowe będą mniejsze i szpital będzie się mocniej zadłużał. I nie jest to wina samorządów.
W tym roku węzłem gordyjskim będzie dla państwa też oświata…
To prawda. Dwa roczniki trafiają nam od września do szkół średnich W większości przypadków sobie z tym nie radzimy. Mówiąc szczerze, myśmy do niedawna redukowali liczbę szkół ze względu na spadającą liczbę uczniów. W tak krótkim okresie ich nie rozbudujemy, zwłaszcza że takie obiekty muszą spełniać odpowiednie standardy. Poza tym na to trzeba też mieć środki. A byłaby to inwestycja tylko na cztery lata, bo potem dodatkowy rocznik odejdzie. I znów czeka nas spadek liczby uczniów, bo nie obserwujemy wzrostu przyrostu naturalnego.
Czy nie można skorzystać z budynków po gimnazjach?
Gimnazja należą do gmin, a nie do powiatów. Ale pewnie dałoby radę porozumieć się w tej sprawie. Tylko że i w podstawówkach brakuje miejsc. Wójtowie mają więc problem ze swoimi dziećmi i jeśli będzie, to będzie, to oni w pierwszej kolejności wykorzystają gimnazja. Dlatego już wiemy, że konieczna będzie dwuzmianowość, bo inaczej uczniów w szkołach średnich nie pomieścimy. Czy młodzież, a szczególnie ich rodzice to zrozumieją – zobaczymy.
Ministerstwo Edukacji Narodowej proponuje, żeby uczniowie uczyli się nawet w sobotę. Co starostowie na to?
Mam nadzieję, że do takiej konieczności nie dojdzie i nauka na dwie zmiany wystarczy. Jednak każdy starosta będzie musiał swój problem rozwiązać we własnym zakresie. Ale przyznaję, że w małych szkołach i małych samorządach to może być problem. Jeśli potrzebna będzie edukacja także w soboty, to musimy ją zapewnić. Z przymiarek w moim powiecie wynika, że dwie zmiany wystarczą, a lekcje będą się kończyły później. Biorąc pod uwagę, że to starsza młodzież, taka opcja jest do przyjęcia.
A co z miejscami w dobrych szkołach? Wielu uczniów będzie zawiedzionych, że się do nich nie dostanie.
Z pewnością do dobrych szkół będzie dużo więcej chętnych niż w poprzednich latach. Ci, którzy się nie dostaną, będą musieli szukać innych placówek. Co roku uczniowie składają dokumenty do kilku szkół równocześnie. Dopiero w ostatniej chwili podejmują decyzję o wyborze tej jedynej. Zależeć będzie to też od tego, jak duże zainteresowanie będzie poszczególnymi placówkami.
Skąd wezmą państwo nauczycieli dla dodatkowych klas?
To też jest bardzo poważny problem, bo nauczycieli w ogóle zaczyna brakować. I nie jest tak, że do szkół ponadpodstawowych mogą przyjść nauczyciele z byłych gimnazjów. To przecież zupełnie inne profile, w tym zawodowe. Ale nie potrafię dziś jednoznacznie powiedzieć, czy wszystko uda się spiąć, ponieważ ruch kadrowy w szkolnictwie mamy w maju, a młodzież ma czas na podjęcie decyzji do końca czerwca. Wtedy dopiero będziemy też mieli wiedzę o liczbie uczniów i potrzebnej liczbie nauczycieli.
Rząd zapowiada więcej pieniędzy na drogi, czy przynajmniej w tej kwestii będzie powiatom łatwiej?
To ja chciałbym zapytać, o jakich pieniądzach mówimy? Bo jakoś tych wielkich pieniędzy na drogi gminne i powiatowe, o których mówi rząd, nie widzę. Do tej pory mieliśmy tzw. schetynówki. Był on budowany tak, że miliard daje rząd, a miliard samorządy. Oczywiście z tego rządowego miliarda zawsze było coś zabierane. W 2018 r. miał być miliard, było 800 mln. Teraz to się nazywa program przebudowy dróg lokalnych. Jak słyszę, ma to być 5 czy 6 mld zł w skali pięciu lat, czyli praktycznie, jeśli chodzi o skalę pomocy, nic się nie zmienia. Stary program zostaje wygaszony, wchodzi nowy. Zostaje inaczej nazwany, ale pieniądze są takie same, jak były. Czy naprawdę coś się zmieniło, mógłbym powiedzieć, gdybym te pieniądze realnie zobaczył.
A jeszcze państwo o nowe wsparcie nie aplikowali?
Do końca września ubiegłego roku każdy samorząd składał aplikacje do starego programu. Stary program miał określone zasady, wiadomo było jak składać wniosek. Wymogi były dla nas niekiedy mało sensowne, ponieważ otrzymywało się np. punkty za budowę chodnika w miejscach, gdzie nie było zabudowy, a droga była potrzebna, często trzeba też było zrobić tam oświetlenie, bo i za to były punkty. A te przekładały się na miejsce w rankingu. Jak będzie w nowym programie, nie wiemy, bo nie znamy żadnych kryteriów.