Rytuały są ważne, ale to przyszłość pokaże, czy miasto faktycznie zdało egzamin z bycia wspólnotą. Z czasem okaże się, czy lokalna władza dobrze wykorzysta kredyt zaufania, jaki otrzymała po śmierci Pawła Adamowicza.

Szybka reakcja

Z Gdańskiem solidaryzowały się samorządy. – Pierwszym, spontanicznym wyrazem tej solidarności było spotkanie mieszkańców w pasażu Schillera – mówi Grzegorz Gawlik z biura rzecznika prasowego i nowych mediów w Łodzi. Początkowo miało to być „światełko dla Pawła Adamowicza”, bo prezydent Gdańska jeszcze żył. Apelowano o przyniesienie latarek i zapalniczek. Po informacji o śmierci włodarza milczący wiec odbył się pod hasłem sprzeciwu wobec nienawiści i przemocy. – Oczywiście urząd wiedział o tym spotkaniu i przekazywał dalej informację o nim. Ale nie byliśmy jego inicjatorem – zastrzega Gawlik. Katarzyna Duma, rzeczniczka lubelskiego urzędu, mówi, że już w poniedziałek rano kancelaria prezydenta miasta podjęła decyzję o symbolicznym geście solidarności ze społecznością i mieszkańcami Gdańska. Przygotowano projekt dużego baneru z hasłem „Lublin solidarny z Gdańskiem”. Gdy po południu prezydent Adamowicz zmarł, do gotowego projektu dodano żałobny kir i baner zawisł na kolumnadzie ratusza. W tym dniu stadion Arena Lublin rozświetlił się barwami Gdańska. Mieszkańcy i prezydent spotkali się w ciszy na placu Łokietka. Pomysł organizacji tego wydarzenia był inicjatywą mieszkańców i zrodził się na jednym z portali społecznościowych.
Symbolicznie do Gdańska dołączył także Wrocław. – Udział w spontanicznie organizowanych zgromadzeniach ku pamięci prezydenta Adamowicza był we Wrocławiu czymś naturalnym, wynikającym z poczucia solidarności ze wszystkimi, których poruszyła śmierć gospodarza Gdańska – mówi Arkadiusz Filipkowski z wydziału komunikacji społecznej tamtejszego Urzędu Miejskiego. W Częstochowie mieszkańcy spotkali się na placu Biegańskiego. Był wśród nich prezydent miasta Krzysztof Matyjaszczyk.
Następnego dnia organizację lokalnych uroczystości przejęły już urzędy. – Wyłożenie księgi kondolencyjnej, opuszczenie flag z kirem czy organizacja transmisji uroczystości pogrzebowych leżała (i zawsze leży) po stronie Urzędu Miejskiego. O wszystkich tych elementach informujemy mieszkańców zarówno naszymi kanałami informacyjnymi (strona, social media), jak i za pośrednictwem mediów – wyjaśnia Arkadiusz Filipowski z Urzędu Miejskiego we Wrocławiu. Podobnie było w Łodzi. – We wtorek pani prezydent Hanna Zdanowska ogłosiła w mieście żałobę, która trwała do czwartku. Odwołane zostały imprezy rozrywkowe, nie było spektakli w teatrach – mówi przedstawiciel łódzkiego magistratu. – Podczas sobotniego pogrzebu, w tym samym miejscu, gdzie mieszkańcy spontanicznie spotkali się kilka dni wcześniej, rolę organizatora przejął urząd. W pasażu stanęło zdjęcie prezydenta Gdańska i duży telebim, na którym można było śledzić uroczystości pogrzebowe – relacjonuje Grzegorz Gawlik. – Dla łodzian był to, jak w całej Polsce, dzień żałoby. Nawet wiele studniówek, które miały się odbyć, przeniesiono na inne terminy.
Nieco inaczej było w Bytomiu. Tu inicjatywa, jak informuje nas biuro prasowe urzędu, wyszła od prezydenta miasta Mariusza Wołosza. Zaprosił on mieszkańców do uczczenia Pawła Adamowicza minutą ciszy. Bytomianie licznie odpowiedzieli na ten gest i zebrali się 15 stycznia o 20 przed urzędem. Milczeniem zaprotestowali przeciwko nienawiści i przemocy.
– Na pewno zadziałało poczucie wspólnoty. Polityka samorządowa zazwyczaj jest daleka od takich emocji. Bywały spory w samorządach, standardowe demokratyczne konflikty, ale takiego zdarzenia nie było – zwraca uwagę dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Odwołując się do etosu samorządowego, łatwiej było się wspólnie mobilizować, przeprowadzić uroczystości – mówi.
Potwierdza to Włodzimierz Tutaj. – U nas też był finał WOŚP i jak w wielu miastach prezydent też wyszedł na scenę w chwili wypuszczania światełka do nieba. Taka sytuacja mogła się zdarzyć w każdym mieście i na naszą wyobraźnię – ludzi związanych z samorządem, ale nie tylko – to bardzo działało – ocenia rzecznik Częstochowy.
Z innej strony, jak mówi dr Jarosław Flis, był to czas, gdy lokalna władza, niedawno wybrana, mogła pokazać się wspólnocie w sprawnym działaniu. Podobnego zdania jest socjolog i politolog dr Marta Żerkowska-Balas z Uniwersytetu SWPS. – Reakcja samorządowców na potrzeby mieszkańców, niezależnie od okoliczności, zależy w dużej mierze od uwarunkowań lokalnych. Władze lokalne bywają bardziej lub mniej responsywne, bliższe mieszkańcom i ich problemom lub oderwane od społeczeństwa i skupione na własnych sprawach. Zależy to z jednej strony od charakteru społeczności lokalnej (od wielkości miasta czy gminy, poziomu jej zamożności, jakości obywateli), z drugiej zaś od zestawu cech konkretnych samorządowców i postrzegania przez nich swojej roli – wyjaśnia ekspertka.

Plany na przyszłość

Nasuwa się pytanie, co i na jak długo może się zmienić po wydarzeniach w Gdańsku. – Polacy dobrze sprawdzają się w podobnych sytuacjach, potrafią zjednoczyć się, działać solidarnie, wspierać i uczestniczyć w żałobnych działaniach rytualnych – mówi socjolog i politolog dr Marta Żerkowska-Balas z Uniwersytetu SWPS. Przypomina wydarzenia po śmierci Jana Pawła II czy wspólną żałobę po katastrofie w Smoleńsku. – Za każdym razem pojawia się oczekiwanie, że to konkretne wydarzenie zmieni Polaków na dobre, że ta wspólnota będzie trwała dłużej niż żałoba – dodaje ekspertka. W jej ocenie do tej pory okazywało się, że po zakończeniu żałoby był powrót do punktu wyjścia. Również prof. Alicja Głębocka, psycholog społeczny z Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, zwraca uwagę, że z podobnymi sytuacjami mieliśmy już kilkakrotnie do czynienia i nie przełożyły się one na potrzebne społeczeństwu zmiany.

Opinia eksperta

Zmiany, na które czekamy, muszą poprzedzić przemyślane działania

Wkrajach naszego kręgu kulturowego nie dopuszczamy sytuacji, że ktoś zaatakuje niewinnego człowieka i pozbawi go życia na oczach innych. Ponieważ pan Adamowicz był osobą publiczną, informacja zadziałała z jeszcze większą siłą. Takie sytuacje naruszają nasze poczucie bezpieczeństwa i wywołują reakcje: solidarność, wspólnie przeżywanie żałoby. To, że ludzie zapalili świece, spotkali się, to dobrze. Mieli taką potrzebę. Ale jakość życia, postawy ludzi wobec siebie trzeba zmieniać codziennie. To wymaga stałej, bardzo konsekwentnej pracy. Podobnych sytuacji mieliśmy przecież w Polsce w ostatnich dwudziestu paru latach przynajmniej kilka. Przypominam 1997 r. i wielką powódź. W tym czasie do Polski przyjechał prof. Krys Kaniasty, jeden z najlepszych na świecie badaczy stresu doświadczanego przez ofiary klęsk i katastrof. Cały czas mam w pamięci wyniki jego badań. Wykazały one, że w Polsce w pół roku po powodzi to właśnie wśród powodzian mieliśmy do czynienia z największą liczbą objawów depresyjnych i lękowych. Znacznie więcej niż w innych krajach, w których naukowiec prowadził takie badania. Na pytania dlaczego tak jest, ludzie odpowiadali, że po dwóch tygodniach ogromnego zainteresowania ich losem wszystko ucichło i nikt się nimi więcej nie interesował. Nie było żadnego wsparcia, w tym psychologicznego. A w takich sytuacjach chodzi właśnie o zainteresowanie otoczenia, w tym władz samorządowych, kontynuowanie działania, mimo że sprawa zniknęła z mediów. Podobnie było z katastrofą hali w Katowicach w 2006 r. Mieliśmy ogłoszoną żałobę narodową i co stało się potem? Ofiary i ich rodziny pozostawiono bez wsparcia państwa. Niektórzy nie mieli środków do życia. Dopiero dziś, aż po 13 latach od katastrofy, zapadła decyzja sądu, że rodziny ofiar będą mogły starać się o odszkodowanie.
Zjednoczyć miała nas śmierć polskiego papieża. Wydawało się, że nie ma lepszego momentu do refleksji nad tym, jak poprawić nasze życie i budować lepsze relacje międzyludzkie. I też niewiele z tego wynikło. Jeśli nie stało się tak wcześniej, myślę, że mała jest nadzieja, że stanie się tak teraz.
Zmiany, których byśmy chcieli, raczej nie będą efektem wstrząsów, ale rezultatem długofalowych, zaplanowanych i przemyślanych działań. Najważniejszą rolę może odegrać tu edukacja. Przede wszystkim już w przedszkolach i szkołach podstawowych trzeba uczyć, co to znaczy budować dobre relacje międzyludzkie i szanować drugiego człowieka. Ten szacunek powinien się przekładać na konkretne zachowania, nie tylko na piękne słowa. Okazujesz go innym na co dzień, gdy nie wpychasz się w kolejkę, nie zachowujesz się głośno, potrafisz podziękować, przeprosić. Oczywiście ważnym elementem tych zachowań jest język, którym się porozumiewamy. Nasz jest często bardzo agresywny i wulgarny. I samorządy, i szerzej społeczeństwo muszą się zastanowić, czy nie należałoby zmienić programów nauczania tak, by od najmłodszych lat uczyć dzieci budowania dobrych relacji międzyludzkich, logicznego myślenia, umiejętności rozwiązywana problemów i aplikowania wiedzy do praktycznych działań. Powinniśmy się skoncentrować na poszukiwaniu i wdrażaniu rozwiązań, które będą powodować, że nauczyciel, który upokorzy ucznia, będzie musiał odejść z zawodu. Jednocześnie nauczyciele nie mogą być poniżani i upokarzani przez uczniów czy rodziców. Dla naszego dobra do zawodu nauczyciela powinny trafiać naprawdę mądre, refleksyjne osoby, co wiąże się też z odpowiednimi wynagrodzeniami.
I jeszcze raz odniosę się do badań Kaniastego. Co jest najważniejsze po tego rodzaju zdarzeniu? Żeby ludzie wrócili jak najszybciej do normalności. Podtrzymywanie traumy, kultywowanie cierpienia jest szkodliwe dla jednostki. Przedłuża trwanie w stanie chorobowym. Ludzie po traumie powinni solidarnie wspierać się w powrocie do normalności, a nie w rozdrapywaniu ran. To nie znaczy, że nie będą cierpieć, ale szybciej z tego cierpienia wyjdą i poniosą mniejsze straty psychiczne. Ale tu z kolei cieniem kładzie się dramatyczny stan opieki psychiatrycznej i psychologicznej w Polsce.
Zdaniem dr Żerkowskiej-Balas egzamin dla Gdańska dopiero się rozpoczyna. – Rytuały związane z pożegnaniem prezydenta, znicze, księgi kondolencyjne, kolejki do trumny są niezwykle ważnym gestem, ale ważniejsze jest to, co stanie się teraz. A rodzi się kilka pytań o przyszłość gdańskiej wspólnoty i samego Gdańska – mówi. Jak wyjaśnia, interesujące jest, czy faktycznie zaakceptowana zostanie rodzina zabójcy. Według ekspertki wizyta władz Gdańska i późniejsze gesty miały nadać kierunek reakcjom ludzi w tej sprawie. Potwierdza to także rzeczniczka prezydenta Gdańska Magdalena Skorupka-Kaczmarek. – Trzeba było pokazać ludziom, że jest ta druga strona, która też ma ogromny problem i przeżywa wielkie emocje – mówi. [wywiad]
Kolejną rzeczą jest przyszłość polityczna miasta. Marta Żerkowska-Balas przypomina, że Gdańsk jest politycznie podzielony, co pokazały wyniki wyborów samorządowych. W pierwszej turze wyborów prezydenta miasta głosy rozłożyły się niemal równomiernie pomiędzy trzech kandydatów – Pawła Adamowicza (36,9 proc. głosów), kandydata PiS Kacpra Płażyńskiego (29,6 proc.) i Jarosława Wałęsę z PO (27,7 proc.). W drugiej turze wygrał Adamowicz, zdobywając 64,8 proc. głosów i pokonując Płażyńskiego. Teraz, po śmierci prezydenta, wiele osób widzi w pierwszym zastępcy Aleksandrze Dulkiewicz kontynuatorkę jego działań. Na razie pełni ona funkcję tymczasowego komisarza. Poinformowała też, że będzie kandydować w przedterminowych wyborach prezydenta Gdańska. Ogłaszając tę decyzję 22 stycznia, Dulkiewicz przyznała, że choć kontekst, w jakim musiała ją podjąć, był wyjątkowo trudny, to wie, że Paweł Adamowicz życzyłby sobie, by takie wyzwanie podjęła. – Wierzę, że te wybory wspólnie wygramy, byśmy mogli wspólnie Gdańskiem zarządzać i wypełnić spuściznę pana prezydenta – mówiła. Czy tak się stanie, zobaczymy 3 marca, na kiedy wyznaczono termin wyborów. Największe partie polityczne już zadeklarowały, że nie wystawią swoich kandydatów. Ale w wyborach mają wystartować Grzegorz Braun, Piotr Walentynowicz i Andrzej Kania.
Od przyszłego lidera zależeć też będzie, czy potencjał osób, które organizowały uroczystości żałobne po śmierci Pawła Adamowicza i tak dobrze zostały przez opinię publiczną ocenione, zostanie wykorzystany. – Szansę na to może dawać właśnie Aleksandra Dulkiewicz, która będzie – przynajmniej symbolicznie – kontynuatorem prezydentury Adamowicza – uważa Marta Żerkowska-Balas. Jak mówi, przed nowymi władzami Gdańska stoi spore wyzwanie. – Ostatnie wydarzenia dają nowej konfiguracji gdańskich władz kredyt zaufania, a więc uprzywilejowaną pozycję. Dlatego najlepszą radą dla samorządowców jest powiedzenie im: nie zmarnujcie tego – wyjaśnia politolog. Jeśli chodzi o władze samorządowe, zauważa ona, że łatwiej jest odpowiadać na potrzeby mieszkańców w sytuacjach kryzysowych, gdy są one jasno określone i niejako jednorazowe, niż realizować codzienne oczekiwania, gdy są one rozproszone, dotyczą wielu spraw.
Czy uda się tragedię przekuć w konkretne efekty, zastanawia się też dr Jarosław Flis. – Mam wrażenie, że często dochodzi do bicia się w cudze, nie we własne piersi i pod przykrywką wspólnego działania dla wspólnego dobra dochodzi do piętnowania danej osoby, przeciwnego obozu, co tylko zwiększa rozdźwięk między zwaśnionymi stronami – mówi.
Miasta zapowiadają jednak konkretne działania – walkę z mową nienawiści. W Bytomiu pracownicy wydziału edukacji organizują warsztaty dla nauczycieli i wychowawców ze wszystkich placówek oświatowych. Ich celem będzie omówienie narzędzi pracy, jakie mogą być przydatne w omawianiu z uczniami tematów m.in. szacunku do drugiego człowieka, mowy nienawiści czy przemocy. Warsztaty planowane są na początek lutego.
Szeroko zakrojone działania prowadzi Częstochowa. – Właśnie zaczyna się trzecia edycja ,,Strefy empatii”. To projekt adresowany do najmłodszych, którego celem jest propagowanie zasad porozumienia bez przemocy, edukacja dotycząca polubownego rozwiązywania sporów i przeciwdziałanie mowie nienawiści – wyjaśnia pełnomocniczka prezydenta Częstochowy ds. równości Agata Wierny. Oprócz tego prowadzone są warsztaty antydyskryminacyjne dla młodzieży oraz warsztaty z języka porozumienia dla kadry pedagogicznej.
W Lublinie już od jakiegoś czasu planowano kampanię edukacyjną dotyczącą mowy nienawiści, a wydarzenia w Gdańsku potwierdziły potrzebę jej przeprowadzenia. W Warszawie prezydent zarządził przeprowadzenie w szkole lekcji o mowie nienawiści. Ten pomysł podchwyciły też inne miasta. – Na pewno wszelkie działania władz samorządowych podjęte po śmierci Pawła Adamowicza będą liczyły się na plus, ale kadencja dopiero się rozpoczęła. Za cztery lata to, jak kiedyś zareagowały, będzie prawdopodobnie jednym z mniej ważnych tematów decydujących o reelekcji – podsumowuje dr Marta Żerkowska-Balas.