Wojewoda łódzki powoływał się na opinie prawne, według których prezydent Łodzi nie będzie mogła pełnić funkcji. Tyle tylko, że... zapewne ich nie ma.
Które akty prawne odnoszą się do tej sytuacji / Dziennik Gazeta Prawna
Prezydent Łodzi ma złożyć ślubowanie 21 listopada. Wtedy komisarz wyborczy wstępnie zaplanował datę sesji rady miejskiej. Można się spodziewać, że od tego dnia o sytuacji w Łodzi znów zrobi się głośno. Z zapowiedzi polityków PiS wynika, że wojewoda łódzki tylko czeka na ślubowanie Hanny Zdanowskiej, by rozpocząć procedurę usunięcia jej ze stanowiska, w związku z tym, że została wcześniej prawomocnie skazana na karę grzywny. – Zapoznałem się z ekspertyzami i z całą stanowczością mogę stwierdzić, że osoba skazana prawomocnym wyrokiem nie może w sposób trwały być wójtem, burmistrzem i prezydentem miasta – mówił wojewoda.
Władze miasta zamierzają się bronić. – Nie sądzę, aby wojewoda chciał podejmować jakiekolwiek działania niezgodne z prawem. Oczywiście, gdyby doszło do takiego przekroczenia umocowania ustawowego z jego strony, miasto skorzysta z przysługujących mu środków ochrony prawnej – zapowiada Marcin Masłowski, rzecznik prezydenta Łodzi.

Na co się powołać

Sytuacja Hanny Zdanowskiej podzieliła środowisko prawnicze. Część przyznaje rację wojewodzie, ale wielu specjalistów jest odmiennego zdania – w tym np. szef PKW Wojciech Hermeliński. Wskazują na kolizję przepisów między kodeksem wyborczym a ustawą o pracownikach samorządowych (problem już opisywaliśmy na łamach DGP).
Być może więc kluczowe jest to, jakimi opiniami prawnymi (oraz przez kogo wykonanymi) dysponuje wojewoda łódzki. Ale właśnie pojawiły się poważne wątpliwości, czy te ekspertyzy w ogóle istnieją.
Jeszcze przed długim weekendem zapytaliśmy o nie urząd wojewódzki, ale do wczoraj nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Wcześniej wniosek – w trybie dostępu do informacji publicznej – złożył mec. Maciej Kiełbus z Kancelarii Ziemski & Partners. Uzyskał dość zaskakującą odpowiedź. „Pracownicy Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego nie posiadają opinii ani ekspertyz w formie odrębnych dokumentów w zakresie wskazanym we wniosku” – odpisał urząd.
Wygląda więc na to, że odrębnych opinii prawnych zwyczajnie nie ma. Urzędnicy mimo to przekonują, że racja jest po ich stronie. „Sytuacja prawna posiadania bądź nie biernego prawa wyborczego w wyborach na wójta (burmistrza, prezydenta miasta) przez osobę skazaną w postępowaniu karnym z oskarżenia publicznego nie budzi wątpliwości prawnych, które wymagałyby zlecenia sporządzania opinii prawnych” – przekonuje urząd i podkreśla, że nie stosuje „praktyki zlecania wykonania opinii czy ekspertyz na zewnątrz, szczególnie gdy stan prawny nie budzi wątpliwości”.
– Wniosek jest taki, że o ile urząd nie jest w posiadaniu własnych opinii prawnych, to oficjalne stanowisko konstytucyjnego organu nadzoru nad działalnością samorządu terytorialnego zostało opracowane na podstawie dokumentów prywatnych. Szkoda, że w tak ważkiej sprawie i tak newralgicznym momencie nie zdecydowano się jednak na uzyskanie pisemnych ekspertyz prawnych, które mogłyby świadczyć o merytorycznych, a nie politycznych przesłankach stanowiska wojewody – komentuje Maciej Kiełbus.
Podobny wniosek prawnik skierował do kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM). Prosił w nim o przesłanie „wszelkich opinii i ekspertyz prawnych” znajdujących się w posiadaniu tego urzędu – zarówno tych sporządzonych przez pracowników kancelarii premiera, jak i wykonanych na zlecenie urzędników.
Kancelaria uznała, że wniosek dotyczy informacji publicznej przetworzonej, co związane jest też z wykazaniem „istotnego interesu publicznego” przez wnioskodawcę. KPRM zauważa, że pojęcie „informacji przetworzonej” nie zostało ustawowo zdefiniowane. „Wskazuje się, że informacja przetworzona to taka informacja, która została przygotowana «specjalnie» dla wnioskodawcy, wedle wskazanych przez niego kryteriów, gdy podmiot zobowiązany do udzielenia informacji nie dysponuje na dzień złożenia wniosku gotową informacją, a jej udostępnienie wymaga podjęcia dodatkowych czynności polegających na sięgnięciu np. do dokumentacji źródłowej. Nie jest to zatem czynność mechaniczna sprowadzająca się do automatycznego usuwania danych, lecz poprzedzona musi być złożonymi działaniami myślowymi” – wyjaśnia KPRM. Maciej Kiełbus jednak się nie zniechęcił i z końcem października złożył kolejny, lekko zmodyfikowany wniosek. Czeka na odpowiedź kancelarii.

Miasto ma ekspertyzy

Dla odmiany Urząd Miasta Łodzi zamówił opinię prawną na temat sytuacji pani prezydent. Za kwotę 8,8 tys. zł brutto przygotował ją prof. Mariusz Jabłoński, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Wrocławskiego. Wynika z niej, że „osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę grzywny za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego może kandydować na urząd prezydenta miasta, a także, w razie uzyskania mandatu, może pełnić tę funkcję oraz otrzymywać wynagrodzenie prezydenta miasta”. W podobnym duchu swoje opinie sporządzili prof. Marek Chmaj i dr hab. Sabina Grabowska z Uniwersytetu Rzeszowskiego (obie przygotowane na zlecenie Fundacji Państwo Prawa).
To nie pierwsza sytuacja, w której politycy partii rządzącej w ważnych kwestiach powołują się na ekspertyzy, których potem albo nie chcą udostępnić, albo nie są w stanie udowodnić, że w ogóle istnieją. Niemal rok temu głośno było o analizach, na jakie powoływał się ówczesny minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Twierdził, że jego resort posiada ekspertyzy mówiące o tym, że Donald Tusk został wybrany na szefa Rady Europejskiej w sposób, który można zakwestionować na poziomie prawa europejskiego. Sieć obywatelska Watchdog zażądała ich ujawnienia, ale MSZ odmówiło. Dopiero wojewódzki sąd administracyjny w październiku 2017 r. uznał, że ekspertyzy to informacja publiczna, która musi zostać udostępniona. MSZ złożyło skargę kasacyjną do NSA, a w maju tego roku doszło do nieoczekiwanego zwrotu – WSA w Warszawie uchylił własny wyrok. – Uznał za zasadny „zarzut naruszenia przez WSA w Warszawie w wyroku z 17 października 2017 r. art. 4 ust. 3 ustawy o dostępie do informacji publicznej, poprzez zobowiązanie organu do udostępnienia informacji, której w istocie nie posiada” – informuje Sieć Watchdog. Mówiąc prościej – skoro MSZ żadnych ekspertyz nie posiada, trudno je zmusić, by takowe udostępniło.