- Rynek gospodarki odpadami potrzebuje stabilizacji i jasnego wyznaczenia zadań dla wszystkich uczestników - mówi Dariusz Matlak, prezes Polskiej Izby Gospodarki Odpadami.
Procedowana właśnie nowelizacja ustawy o czystości i porządku w gminach w wielu punktach wywołała oburzenie zarówno przedstawicieli branży, jak i samorządów. Krytykują oni m.in. obowiązkowe rozdzielanie przetargów na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Dlaczego te rozwiązania są tak kontrowersyjne?
Zwróćmy uwagę, że gminy i firmy nie zdążyły jeszcze ochłonąć po nowelizacji ustaw o odpadach i inspekcji ochrony środowiska. Wciąż trwają też prace nad rozporządzeniami do tej pierwszej noweli, które uregulują standardy dla branży i dla wielu przedsiębiorców mogą oznaczać znaczący wzrost kosztów, np. z powodu obowiązku instalowania monitoringu w miejscach przetrzymywania odpadów. A teraz jeszcze rząd szykuje kolejną rewolucję. Tymczasem rynek gospodarki odpadami potrzebuje stabilizacji i jasnego wyznaczenia zadań dla wszystkich uczestników. Podstawowy cel jest wiadomy – do 2020 r. połowa odpadów komunalnych musi być odzyskiwana i poddawana recyklingowi. Jednak ministerstwo inaczej niż my i samorządy chce do tego celu dojść.
Dlaczego właśnie obowiązkowe rozdzielanie przetargów wzbudza taki sprzeciw?
Uważam, że jest absolutnie zbędne żeby „centrala” narzucała, w jaki sposób gminy mają realizować swoje zadania. Nie widzę powodu, dla którego miałby to być docelowy model. Tym bardziej że obecnie gmina może, jak tylko zechce, wprowadzić takie rozwiązanie. Zupełnie niezrozumiałe jest dla mnie wprowadzenie zasady organizowania dwóch oddzielnych przetargów odrębnie na odbieranie odpadów i ich zagospodarowanie – nawet wówczas, gdy w danej gminie konkurują firmy, które świadczą kompleksową usługę opróżniania pojemników i przetwarzania zebranych odpadów we własnych instalacjach. Takie rozwiązanie zwiększyłoby jedynie biurokrację w gminach i firmach, a w konsekwencji koszty usług. W szczególnie trudnej sytuacji znalazłyby się wówczas firmy, które zgodnie z obowiązującymi od 2013 r. przepisami zainwestowały w budowę lub rozbudowę własnych instalacji do przetwarzania odpadów.
A co w przypadku obowiązkowego odbierania odpadów z nieruchomości niezamieszkałych, co też jest pomysłem mocno krytykowanym przez samorządy?
Zmuszenie gmin do organizowania przetargów na odbieranie odpadów ze sklepów, biur, firm, hoteli, gastronomii itd. jest w mojej ocenie największym mankamentem projektowanych przepisów. Dla przedsiębiorców, którym w ramach tzw. rewolucji śmieciowej odebrano możliwość zawierania indywidualnych umów ze spółdzielniami i wspólnotami mieszkaniowymi lub zostali wyrugowani z rynku mieszkaniowego w ramach bezprzetargowych zleceń in-house, możliwość konkurowania o klienta z nieruchomości niezamieszkanych pozostaje jedyną możliwością kontynuowania działalności gospodarczej. Są to zazwyczaj mikro i małe przedsiębiorstwa, które w tym obszarze całkiem dobrze radzą sobie z większymi konkurentami, gdyż często potrafią lepiej dostosować swą usługę do indywidualnych potrzeb klientów. Doświadczenia wielu gmin i miast wskazują, że tam gdzie nieruchomości niezamieszkane zostają objęte gminnymi przetargami, tam opłaty dla ich właścicieli szybko wzrastają.
Bilans zmian nie jest chyba jednak całkowicie ujemny. Które zaproponowane przez resort środowiska rozwiązania uważa pan za odpowiednie?
Jako dobre oceniam wprowadzenie zasady rozliczania przez gminy usług w zależności od masy odebranych i przetworzonych przez przedsiębiorców odpadów, a nie tak jak dotychczas na zasadzie stawki ryczałtowej. Będzie to sprzyjało uczciwej konkurencji na rynku oraz rzetelnej sprawozdawczości. W ten sposób ograniczy się znacząco skalę przetargów cenowych, które wygrywają często firmy najtańsze, pozbywające się odpadów w sposób nielegalny.