Samorządowcy boją się, że po odejściu ze stanowisk wskutek nowych ustaw zostaną na lodzie. Dlatego chcą walczyć o zabezpieczenie finansowe.
Dyskusja o wsparciu dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast (zwłaszcza tych odchodzących po kilku kadencjach z rzędu) wraca jak bumerang. Jednak teraz okoliczności są zupełnie inne. Samorządowcy obawiają się bowiem skutków dwóch ustaw szykowanych przez PiS.
Pierwsza to nowelizacja kodeksu wyborczego, którą Sejm przegłosuje prawdopodobnie jeszcze na trwającym posiedzeniu. Wprowadza ona zasadę dwukadencyjności organów stanowiących w gminach i miastach (przy jednoczesnym wydłużeniu jednej kadencji z obecnych 4 do 5 lat). To oznaczać będzie potężne ruchy kadrowe. Jeśli za 10 lat lokalna scena polityczna będzie wyglądała podobnie jak dzisiaj, to z gry w jednej chwili wypadnie dwie trzecie włodarzy z dwiema lub więcej kadencjami na koncie. I każdy z nich stanie przed koniecznością znalezienia sobie nowego zajęcia.
Tu pojawia się inne utrudnienie w postaci drugiej szykowanej przez PiS regulacji – ustawy o jawności życia publicznego, którą obecnie zajmuje się Stały Komitet Rady Ministrów. Zawarty tam art. 38 przewiduje, że m.in. szefowie gmin w ciągu trzech lat od złożenia urzędu nie będą mogli podejmować zatrudnienia u przedsiębiorców, wobec których wydawane były „rozstrzygnięcia w sprawach indywidualnych” czy decyzje administracyjne.
Prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz na grudniowym zjeździe lokalnych włodarzy w Warszawie mówił wręcz, że burmistrz, w którego urzędzie są wydawane prawa jazdy i dowody rejestracyjne, nie będzie mógł się zatrudnić w podmiotach, które mają jakikolwiek samochód.
W tym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego samorządowcy właśnie teraz chcą wrócić do tematu zabezpieczenia finansowego. Niewykluczone, że temat zostanie poruszony na forum zespołu ds. przeglądu prawa samorządowego, powołanego przez prezydenta Andrzeja Dudę. Choć tę możliwość wójtowie uzależniają jeszcze od tego, jak prezydent zachowa się np. w kwestii zmian w kodeksie wyborczym i zasady dwukadencyjności, gdy ustawa trafi na jego biurko.
Jak wynika z naszych ustaleń, przedstawiciele Związku Miast Polskich zlecili już też analizy prawne uwzględniające podobne rozwiązania w innych krajach. Tam nierzadko w lokalnych budżetach wyodrębnia się pieniądze na finansowe zabezpieczenie odchodzących urzędników. – W Niemczech są takie praktyki, choć w poszczególnych landach wygląda to różnie. A w krajach Beneluksu były włodarz jest dożywotnim radnym i pobiera dietę z tego tytułu – argumentuje Marek Wójcik, ekspert ZMP ds. legislacyjnych. I dodaje, że koncepcji na systemowe rozwiązania w naszym kraju jest co najmniej kilka. – Na pewno trzeba sprawdzić potencjalną grupę beneficjentów takiego rozwiązania. Kryterium nie może być tylko fakt, że ktoś odchodzi po dwóch kadencjach. Trzeba byłoby wziąć pod uwagę inne czynniki, takie jak staż pracy czy wiek. Samo rozwiązanie powinno mieć charakter pomostowy, do czasu znalezienia zatrudnienia lub przejścia na emeryturę – tłumaczy Wójcik.
Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn twierdzi, że obawy samorządowców co do ograniczeń wynikających z ustawy o jawności życia publicznego są przesadzone. Ograniczenia w podjęciu zatrudnienia po odejściu z polityki nie będą dotyczyć np. decyzji ustalających wymiar podatków i opłat lokalnych (z wyjątkiem decyzji o przyznaniu ulg i zwolnień), rejestracji pojazdów, wydawania dowodów osobistych, paszportów, świadczeń rodzinnych czy uprawnień do kierowania pojazdami. – Sytuacja przywoływana przez pana prezydenta Frankiewicza nie będzie miała miejsca – zapewnia Żaryn.
Na niekorzyść koncepcji lokalnych władz działa też to, że już teraz kończącym kadencję wójtom czy burmistrzom przysługuje odprawa w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia i ekwiwalent za niewykorzystany urlop. W sumie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
– Proszę porównać, jakie odprawy otrzymują menedżerowie, prezesi banków czy gwiazdy mediów – ripostuje Marek Wójcik. Dodaje, że samorządowiec po kilkunastu latach w polityce wraca do zupełnie innego świata. – Na rynku pracy i w swoim dawnym zawodzie nie ma czego szukać. Może nawet stracić uprawnienia do pełnionej profesji, np. w zawodach medycznych – przekonuje.
Ale odejście z funkcji szefa gminy nie oznacza jeszcze końca kariery politycznej. Można spróbować swoich sił np. w sąsiednim samorządzie, wystartować w wyborach parlamentarnych czy do jednej z rad. Z tej ostatniej opcji z powodzeniem skorzystał Ryszard Grobelny, który do czasu wyborów w 2014 r. rządził Poznaniem nieprzerwanie od 1998 r. Dziś jest radnym sejmiku woj. wielkopolskiego.
Politycy PiS ostrożnie komentują inicjatywę środowiska samorządowego. – Sam byłem w trudnej sytuacji po odejściu z funkcji prezydenta Elbląga. Na pewno jest to problem, a szykowana ustawa o jawności życia publicznego sprawy raczej nie ułatwia. Dobrze, że myśli się o jakichś rozwiązaniach, choć podejrzewam, że trudno będzie przekonać do takich pomysłów np. mieszkańców. Zwłaszcza jeśli miałoby się to sprowadzać do automatyzmu bez żadnych dodatkowych wymogów – komentuje poseł PiS Jerzy Wilk.
Dużo ostrzej wypowiada się Piotr Zgorzelski z PSL. – Takie pomysły można próbować forsować na drugi dzień po wyborach, ale na pewno nie teraz, w roku wyborczym. Na miejscu samorządowców nie podejmowałbym teraz tego tematu – radzi.