Rząd oskarża lokalne władze o blokowanie powstania Polskiej Agencji Geologicznej (PAG). Sprawa rozbija się o kilkanaście gmin, które stracą część swoich dochodów na rzecz nowej instytucji.
Dla rządu powstanie PAG to absolutny priorytet. To ta instytucja ma prowadzić politykę państwa w zakresie geologii, czyli np. weryfikować zasoby złóż kopalin, przeciwdziałać nielegalnej eksploatacji czy stymulować nowe inwestycje w tej dziedzinie.
Projekt ustawy powołujący agencję do życia (wcześniej miała to być służba geologiczna, ale koncepcja się zmieniła) rodzi się w bólach od ponad roku. Zdaniem strony rządowej, wina leży po stronie samorządowców. – Polskie zasoby geologiczne zasługują na gospodarza. Dyskutujemy już od roku, wstydźcie się państwo – grzmiał na ostatniej Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego główny geolog kraju Mariusz Orion Jędrysek.

Zmiany bez konsultacji

Samorządy twierdzą, że rząd gra z nimi w ciuciubabkę. – Przedstawił nową wersję projektu ustawy i fałszywie twierdzi, że została skonsultowana ze stroną samorządową. A zmieniła się nie tylko nazwa nowej instytucji, która miała być służbą, i to wręcz paramilitarną, a teraz będzie agencją. Zmienił się także system dystrybucji wpływów z opłat – twierdzi Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Chodzi o opłaty eksploatacyjne, pobierane przez gminy górnicze od podmiotów prowadzących wydobycie. Takich jednostek, na terenie których są złoża kopalin, jest w Polsce 2104. W sumie na opłatach zarabiają ponad 314 mln zł rocznie. Jak tłumaczy Leszek Świętalski, wcześniej to gminy miały otrzymywać należne im części opłaty eksploatacyjnej bezpośrednio od podmiotów zobowiązanych. Teraz to agencja miałaby zbierać pieniądze i dokonywać podziału do dalszej redystrybucji w gminach (im przypadnie 60 proc. zebranej kwoty, 35 proc. dla PAG i 5 proc. dla Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej). – To są istotne zmiany. Czujemy się oszukiwani, gdy rządowi urzędnicy twierdzą, że projekt jest skonsultowany, a samorządy opóźniają jego przyjęcie – kwituje Świętalski.
Utrata dochodu gmin z tytułu opłat eksploatacyjnych – skutki wprowadzenia limitu (mln) / DGP
Gros kwoty z tytułu opłaty eksploatacyjnej zgarnia 15 gmin górniczych takich jak Polkowice, Rząśnia czy Kleszczów. Do ich budżetów w 2016 r. trafiło ponad 146 mln zł. Dlaczego to takie istotne? Bo to właśnie o tych kilkanaście gmin rozbija się cały problem związany z powstaniem PAG.
Rząd uznał, że w tych jednostkach, gdzie wpływy z opłat eksploatacyjnych przekraczają 500 zł w przeliczeniu na mieszkańca (a więc wspomnianych 15 gmin), nadwyżki będą stanowić dochód Polskiej Agencji Geologicznej. Jak wynika z rządowych symulacji, wskutek takiego mechanizmu dochody tych kilkunastu jednostek zmniejszą się o niemal 80 mln zł. Najwięcej oddadzą Rząśnia (17 mln zł), Kleszczów (15,8 mln) i Polkowice (12 mln zł).
– Przyjęta w projekcie kwota 500 zł na mieszkańca stanowi wyważony kompromis pomiędzy potrzebami gmin, na których terenie prowadzona jest działalność górnicza, a potrzebą sprawiedliwej społecznej dystrybucji środków publicznych, umożliwiających rozwój innych obszarów kraju – przekonują projektodawcy. Dodatkowo wskazują, że ograniczenie dochodów dotknie zaledwie 0,74 proc. gmin górniczych, dlatego zaproponowane rozwiązanie „powinno być w pełni akceptowalne społecznie”.
Samorządowcy jednak twardo oponują. – Nie są znane żadne konkretne wyliczenia uzasadniające zaproponowaną przez resort stawkę 500 zł jako kwotę graniczną – ocenia Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.

Dwa lata na minusie

Jak dodaje, projektodawcy „wykazali się nieznajomością systemu dochodów jednostek samorządu terytorialnego”. – Gminy uzyskujące ponadprzeciętne dochody z tytułu opłaty eksploatacyjnej zwykle są płatnikami janosikowego, a to oznacza, że pieniądze w odpowiedniej części trafiają na potrzeby gmin najuboższych. Warto też zauważyć, że nie przewidziano mechanizmu uwzględniającego utratę dochodów na rzecz PAG przy obliczaniu kwoty wpłaty. Ze względu na mechanizm obliczeń (janosikowe naliczane jest z dwuletnim opóźnieniem – red.) oznacza to, że przez dwa lata niektóre gminy stracą podwójnie, tzn. nie otrzymają opłaty, a wysokość ich wpłaty będzie obliczana tak, jakby pełna opłata eksploatacyjna trafiała do ich budżetu – przekonuje Kubalski.
Tezę tę potwierdza dr Aleksander Nelicki, ekspert od finansów komunalnych. – To jest stały sposób działania państwa, że wprowadzając tego typu zmiany, zapomina o janosikowym. Konsekwencje odczuwalne są w dwie strony. Tu akurat mamy do czynienia z gminami, które – jako płatnicy tej daniny – będą odczuwać skutki przez kolejne dwa lata od wprowadzenia zmian w życie. Ale już na przykład przy wprowadzaniu 500 plus przepływy finansowe w gminnych budżetach (dotacja najpierw trafiała do gmin i dopiero potem do rodziców – red.) chwilowo spowodowały poprawę wskaźników zadłużenia bez realnej zmiany sytuacji finansowej gmin i tym samym zwiększenie możliwości zadłużeniowych samorządów – twierdzi ekspert.
Ministerstwo Środowiska nie odpowiedziało na nasze pytania. Z kolei samorządowcy nie zamierzają ułatwiać życia rządowi. – Projekt będzie procedowany dalej bez opinii Komisji Wspólnej. Podejmiemy inne kroki, które są możliwe np. w trakcie prac nad projektem w Sejmie – stwierdził na posiedzeniu Komisji Wspólnej jej współprzewodniczący Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich.
Aby skuteczniej lobbować za swoimi racjami, włodarze szykują własne analizy dotyczące skutków powołania PAG. – Jesteśmy na etapie badania w kilkunastu reprezentatywnych gminach, wspólnie z renomowaną kancelarią prawniczą, na ile zabranie im istotnej części wpływów z opłat eksploatacyjnych ograniczy ich standardy usług publicznych, z czego będą musiały zrezygnować i jak to się może odbić na nastawieniu społeczności lokalnych do lokalizowania tego typu inwestycji wydobywczych w przyszłości – zapowiada Leszek Świętalski.