Fałszerstwa dokumentów od lat są poważną plagą. Alarmująca jest nie tylko liczba stwierdzanych zdarzeń, ale pojawia się pytanie, ile różnych dowodów tożsamości, licencji, aktów notarialnych, zaświadczeń czy świadectw wciąż pozostaje w obrocie prawnym i staje się potencjalnym źródłem dalszych oszustw.

By temu zapobiec, rząd przygotował projekt zupełnie nowej ustawy – o bezpieczeństwie dokumentów, który jest już po konferencji uzgodnieniowej. Na pierwszą linię walki ze sfałszowanymi papierami wysyła on... urzędników. W zasadzie wszystkich, którym się takie dokumenty przedkłada. Będą oni mieli obowiązek kontrolować je pod kątem autentyczności. No może nie tak dokładnie, jak eksperci kryminalistyczni, ale i tak bardzo wnikliwie, nawet z użyciem urządzeń powiększających i lamp z promieniowaniem UV.

W stosowną wiedzę, a i urządzenia urzędy będą musiały swoich pracowników wyposażyć. – Kontrola autentyczności przez funkcjonariuszy publicznych jest absurdalnym założeniem – twierdzi jednak prof. Piotr Girdwoyń z katedry kryminalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. – Badania trzeba dokonywać w kilku warstwach i pewnych rzeczy nie da się stwierdzić od razu. Nowe przepisy mogą też przynieść urzędnikom kłopoty natury prawnej. Jakie? Zapraszamy do przeczytania tekstu obok. Na szczęście projekt przewiduje też pewne ułatwienia. Powstać ma elektroniczny rejestr dokumentów publicznych, do którego mają trafić wszystkie wzory. Można się z niego będzie też dowiedzieć o stosowanych zabezpieczeniach.

Projekt zmienia też kodeks wyborczy. Niejako przy okazji ograniczania liczby sfałszowanych dokumentów rząd chce też ukrócić fałszerstwa zdarzające się podczas wyborów. Służyć ma temu wprowadzenie specjalnych naklejek na karty do głosowania. Bez takiego zabezpieczenia karta ma być nieważna. Jeśli przepisy weszłyby, tak jak przewiduje rząd, w połowie przyszłego roku, to kartę z naklejką dostalibyśmy już w przyszłorocznych wyborach samorządowych.

ZAINTERESOWAŁ CIĘ TEN TEMAT? CZYTAJ WIĘCEJ W TYGODNIKU GAZETA PRAWNA >>