Wodę bada się tylko dwa razy: na czternaście dni przed otwarciem sezonu i raz w jego trakcie. To wszystko, na co może liczyć większość amatorów kąpieli.
W świetle obowiązujących przepisów takie środki sanitarnej ostrożności już wystarczają, by dopuścić wczasowiczów do wypoczynku w miejscach przeznaczonych do kąpieli, czyli nieformalnych kąpieliskach, które nie spełniają najbardziej restrykcyjnych standardów wyznaczonych przez UE.
A wciąż, mimo upływu lat, są one najpowszechniejszymi miejscami wypoczynku wśród urlopowiczów, którzy cenią sobie relaks nad wodą. Jak podaje Główny Inspektorat Sanitarny (GIS), takich akwenów jest w Polsce 809.
Wypoczynek nad wodą / Dziennik Gazeta Prawna
Dla porównania formalnych kąpielisk – gdzie wymagania m.in. co do jakości wody są najbardziej restrykcyjne, bo musi być ona m.in. badana pod kątem epidemiologicznym przynajmniej cztery razy w ciągu sezonu – jest tylko 200.
Tymczasowe, ale na lata
Sanepid nie pochwala tej sytuacji. I apeluje do gmin, że już czas najwyższy uregulować status zarządzanych przez siebie akwenów i przemianować je na kąpieliska. Bo – jak podkreśla Jan Bondar, rzecznik prasowy GIS – wprowadzenie do polskich przepisów pojęcia miejsc wykorzystywanych do kąpieli miało mieć charakter wyjątkowy i przejściowy.
Cel był prosty: nie wykluczać tych akwenów z użytku, a jednocześnie dać gminom czas na przystosowanie ich do wymogów określonych dla kąpielisk, które wynikają z unijnej dyrektywy 2006/7/WE. A są one dużo bardziej restrykcyjne.
Ale sprawy obrały inny obrót, bo wiele gmin traktuje to rozwiązanie nie jako zastępcze i tymczasowe, tylko jako preferencyjne. I wcale nie kwapi się, żeby uregulować ich status. Dlaczego? Bo utrzymanie obecnego stanu rzeczy jest dużo prostsze i mniej kosztowne.
Potwierdzają to ustalenia Najwyższej Izby Kontroli, która wziąwszy pod lupę wybrane kąpieliska w latach 2012-2014, uznała, że wprowadzenie unijnych wymagań spowodowało, że z blisko tysiąca kąpielisk, które działały w Polsce jeszcze kilka lat temu, zostało niewiele ponad 200.
– Prowadzenie kąpieliska, poza dopełnieniem określonych formalności, wymaga obecnie większych nakładów finansowych i większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo osób kąpiących się – wskazuje NIK.
Nierówne standardy
Aby uzyskać dla fragmentu jakiegoś akwenu status kąpieliska, trzeba się nagimnastykować z formalnościami i wykonać masę papierkowej roboty.
Przygotowania trzeba zacząć już rok wcześniej. Zgodnie z art. 34a ust. 2 ustawy – Prawo wodne (Dz.U. z 2017 r. poz. 1121) organizator musi złożyć stosowny wniosek do GIS o otwarcie kąpieliska do końca każdego roku poprzedzającego sezon kąpielowy. A później, do 31 maja, rada gminy musi podjąć stosowną uchwałę, na mocy której ustanowi kąpielisko. Przy czym włodarze muszą jeszcze m.in. sporządzić np. aktualny profil wody, czyli szczegółowe dane o jej czystości i potencjalnych zagrożeniach. Potrzebne jest również ustalenie z sanepidem harmonogramu badań.
Jak to wygląda w przypadku miejsc przeznaczonych do kąpieli? Do ich utworzenia nie potrzeba żadnego wniosku. A czy wymagane jest czujne oko ratownika? Tak i to nawet dwóch. Szkopuł w tym, że – w przeciwieństwie do kąpielisk – ich liczba jest stała, niezależnie od tego, jak duży jest chroniony przez nich akwen.
Zgodnie bowiem z rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych z 23 stycznia 2012 r. (Dz.U. poz. 108) na każde 100 metrów linii brzegowej kąpieliska musi przypadać dwóch ratowników (jeden od strony lądu i jeden od strony wody, przebywający na łodzi lub platformie na plaży).
W przypadku miejsc przeznaczonych do kąpieli, ustawodawca nie uzależnił jednak liczby ratowników od długości linii brzegowej, a co za tym idzie, wielkości jeziora.
Jest to zaś o tyle ważne, że – jak skarżą się samorządowcy – liczba wykwalifikowanych ratowników spada, a przy okazji rosną koszty ich zatrudnienia. W niektórych przypadkach nakłady na zabezpieczenie kąpielisk wzrosły niemal dwukrotnie. Przykładem może by gmina Kościerzyna w woj. pomorskim, gdzie – jak podaje Grzegorz Świtała, zastępca wójta – samorząd na zabezpieczenie kąpielisk przeznaczył w tym roku 70 tys. zł. W ubiegłym było to 35 tys.
Szykują się zmiany
Niewykluczone, że już wkrótce gminy nie będą miały wyboru – GIS zapowiada bowiem, że pracuje nad zmianami, które miałyby zrównać wymagania dla kąpielisk i miejsc przeznaczonych do kąpieli. Ujednolicone miałyby zostać m.in. zasady dot. częstotliwości badań wody (minimum cztery badania w sezonie). Jak informuje nas Jan Bondar, nowe regulacje miałyby znaleźć się w nowelizacji prawa wodnego.
I liczy, że uda się tym sposobem zachęcić gminy, by zaczęły tworzyć kąpieliska. Bo – jak podkreśla rzecznik GIS – te już funkcjonujące stoją na naprawdę wysokim poziomie.
Ów standard potwierdza najnowszy raport Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) z maja tego roku. Po przebadaniu 1073 próbek wody z 201 rodzimych kąpielisk EEA ustaliła, że 90 proc. z nich spełnia normy unijne.
– Jestem przekonany, że przynajmniej połowa z tych ośmiuset miejsc wykorzystywanych do kąpieli również spełniałaby unijne normy, gdyby tylko samorządowcy dopełnili formalności – dodaje Bondar.