Pierwsze w Polsce miejskie, publiczne wypożyczalnie pojazdów osobowych mogą zacząć działać w Warszawie jeszcze w tym roku. Jak dowiedział się DGP, radni stolicy przygotowali już uchwałę, która ma regulować zasady współpracy na linii miasto – prywatny operator.
– Zakończyliśmy negocjacje z firmami, które są zainteresowane koncesją na prowadzenie działalności carsharingowej w Warszawie. Jest ich 10 – informuje nas Paweł Olek z Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie (ZDM). I dodaje, że obecnie trwają też przygotowania do wysłania wszystkim kandydatom zaproszenia do składania ofert. A uchwała będzie procedowana na najbliższym posiedzeniu rady m.st. Warszawy, które jest planowane na 6 lipca.
Jeżeli więc wszystko pójdzie zgodnie z harmonogram niewykluczone, że Warszawa zgarnie palmę pierwszeństwa jako miasto, w którym auta na minuty zostaną włączone w system komunikacji zbiorowej (i to na dużą skalę, bo samochodów ma być 300–500 sztuk).
Co to oznacza w praktyce? Warszawa planuje nie tylko promować carsharing, ale chce także wpuścić takie pojazdy do stref zamkniętych dla ruchu zwykłych pojazdów (np. Trakt Królewski) i pozwolić im jeździć po buspasach. Kierowcy mogliby też liczyć na preferencje finansowe. Nie musieliby płacić za parkowanie wypożyczonych pojazdów, bo koszty te pokrywałby operator systemu (mógłby przy tym liczyć na korzystniejsze warunki – rozliczałby się z miastem według stałej, ryczałtowej stawki za parkowanie).
Nad podobnymi rozwiązaniami pracuje też Poznań i Wrocław. Plany Warszawy są jednak o tyle nietuzinkowe, że do tej pory gminy nie angażowały się w rozwój carsharingu bezpośrednio. Nie współuczestniczyły ani w kosztach zakupu aut, ani nie oferowały specjalnych preferencji fiskalnych, a jedynie przyzwalały na taki biznes prywatnym firmom, tak jak ma to miejsce w Krakowie i Lublinie. Na razie, są to jedyne miasta poza stolicą, gdzie samochody można wypożyczać podobnie jak rowery miejskie.
Ta analogia jest zresztą jak najbardziej zasadna. W carsharingu chodzi bowiem o to, by mieszkańcy, którzy nie używają auta na co dzień, mogli tanio i łatwo skorzystać z niego doraźnie, chociażby podczas krótkich przejażdżek np. na zakupy. I chociaż carsharing z powodzeniem kwitnie w wielu miastach zachodniej Europy, to w Polsce dopiero raczkuje. A jak przekonują eksperci, takie współdzielenie samochodów pozwala – w dłuższej perspektywie –zmniejszyć liczbę pojazdów i odkorkować zatłoczone miasta.
Stołeczni włodarze nie kryją, że chcieliby, aby taki właśnie scenariusz stał się ich udziałem, a po Warszawie jeździło się luźniej. Jak bowiem wynika z danych European Congestion Index, z powodu korków warszawiacy dojeżdżają z i do pracy średnio 41 minut dłużej podczas porannych i popołudniowych szczytów. Przy średnio 230 dniach roboczych przekłada się to na łącznie 158 godzin wolnej jazdy w kolumnie samochodów.
Na 1000 mieszkańców stolicy przypada już ponad 640 aut. To dużo więcej niż w innych europejskich miastach. I niestety, liczby te tylko powierzchownie świadczą o naszym samochodowym dobrobycie, zwłaszcza że statystyczny wiek pojazdu w Polsce to – według danych GUS – 15 lat.
ZDM podkreśla przy tym, że samochodów w Warszawie jest nie tylko za dużo, ale też wiele z nich nie jest wykorzystywanych na co dzień. Niepotrzebnie zajmują więc miejsca parkingowe, których jest akurat jak na lekarstwo. Zdaniem samorządowców carsharing mógłby temu zaradzić. Stałby się bowiem alternatywą dla posiadania własnego samochodu, stąd też miejsce pod blokiem straciłoby na znaczeniu. Jak bowiem wynika z wyliczeń Międzynarodowej Unii Transportu Publicznego, jeden współdzielony samochód potrafi zastąpić od 4 do 10 innych pojazdów.