Obowiązek wyodrębnienia specjalnego funduszu czy zwrot części wydatków wykonanych w jego ramach zakłada projekt założeń do ustawy przygotowany przez grupę społeczników.
Podczas gdy politycy kłócą się o kształt przyszłej metropolii warszawskiej oraz roli, jaką w ramach tej nowej jednostki miałyby odgrywać m.in. władze dzielnic, w stolicy zaczęła dojrzewać oddolna inicjatywa, która częściowo dotyka spraw poruszanych w projekcie ustawy PiS o tzw. wielkiej Warszawie.
Za inicjatywą stoi Rafał Szczepański – warszawski działacz społeczny i deweloper, który zasłynął udaną walką z systemem janosikowego, w ramach którego pozornie bogatsze jednostki samorządowe wypłacają część swoich dochodów tym mniej zasobnym. System, uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z ustawą zasadniczą, ma być kompleksowo zmieniony po 2019 r. Tym razem wspierany przez grupę ekspertów przygotował projekt założeń do ustawy o funduszu dzielnicowym. Zawartymi tam pomysłami już zainteresowane są zarówno partia rządząca, jak i opozycja.
Zaktywizować mieszkańców
Obecnie obowiązek tworzenia dzielnic (rozumianych jako jednostki pomocnicze) spoczywa wyłącznie na Warszawie jako mieście stołecznym. Utrzymują one m.in. placówki oświatowe, dbają o zieleń i drogi o charakterze lokalnym. Pozostałe miasta mogą tworzyć dzielnice, ale nie muszą.
Zadania i kompetencje jednostek pomocniczych (również z wyjątkiem Warszawy) nie są określone na poziomie ustawy, kwestie te pozostawiono do uregulowania samym gminom. W efekcie, zdaniem autorów projektu, potencjał tych jednostek nie jest w pełni wykorzystany. Chodzi więc o to, by pieniądze były bliżej obywateli dzielnic, by w ten sposób zachęcić ich do większej aktywności oraz by władze tych dzielnic cieszyły się większą swobodą przy planowaniu inwestycji (dziś jednostki pomocnicze nie posiadają własnych budżetów – mają wyłącznie uprawnienia do prowadzenia gospodarki finansowej w ramach budżetu gminy, określone przez samą radę gminy).
Chodzi też o zrównanie praw dzielnic z prawami sołectw. Te drugie, dzięki ustawie o funduszu sołeckim, mogą liczyć na dodatkowe pieniądze z budżetu. Pozostałe jednostki pomocnicze już nie. – Doszło w związku z tym do sytuacji, w której niektóre miasta zaczęły tworzyć sołectwa w swoich granicach, aby móc skorzystać z mechanizmu ustawy o funduszu sołeckim – zauważają autorzy.
Jakie sugerują rozwiązania?
Po pierwsze, projekt wprowadza obowiązek wyodrębnienia funduszu dzielnicowego w gminach je posiadających. W grę wchodzić mogą więc takie miasta jak: Warszawa, Kraków, Lublin, Opole, Gdańsk czy Częstochowa.
Po drugie, kwota środków przeznaczonych na daną dzielnicę (w ramach funduszu) będzie obliczana na podstawie ustawowego wzoru, uwzględniającego liczbę mieszkańców dzielnicy, liczbę mieszkańców gminy oraz wysokość jej dochodów.
Po trzecie, każda gmina, która utworzyła fundusz dzielnicowy, powinna otrzymać z budżetu państwa zwrot części wydatków wykonanych w ramach funduszu (w formie dotacji celowej). To rozwiązanie nawiązuje do funkcjonujących funduszy sołeckich w mniejszych gminach, gdzie część wydatków poniesionych przez gminę z funduszu sołeckiego podlega zwrotowi z budżetu państwa w formie dotacji celowej. Wysokość zwrotu wynosi 40, 30, lub 20 proc. – w zależności od sytuacji finansowej danej gminy w skali kraju.
Politycy są na tak
Pomysły już wzbudzają zainteresowanie posłów. – Jeżeli chodzi o zwiększenie roli dzielnic, dostrzegam pewną zbieżność między tym projektem a naszym, dotyczącym metropolii warszawskiej. Jest więc na pewno o czym rozmawiać – mówi posłanka PiS Małgorzata Gosiewska.
Na ten moment jej wątpliwości budzi jedynie kwestia dotacji z budżetu państwa – pytanie, czy znajdą się na to pieniądze, skoro skala wydatków może być inna niż przy funduszach sołeckich (w 2016 r. budżet państwa zwrócił gminom w ramach dopłat ok. 130 mln zł).
Wtóruje jej partyjny kolega, Jerzy Polaczek. – Pomysł jest ciekawy. Pytanie, na ile strona samorządowa uzna to za atrakcyjne i potrzebne. Bo mówimy o częściowej ingerencji w ustrój samorządów. Dlatego na początku może lepiej ograniczyć się do samej Warszawy, a potem myśleć o rozszerzeniu tego rozwiązania na inne miasta – mówi.
W podobnym duchu wypowiadają się przedstawiciele Platformy Obywatelskiej.
– Pytanie, czy Sejm będzie na tyle wspaniałomyślny, by przekazać dzielnicom premię z budżetu. Bo gdyby przyjęto, że to jednak samorządy powinny w całości finansować fundusze dzielnicowe, wówczas taka propozycja byłaby nie do przyjęcia, bo oznaczałaby meblowanie samorządów z zewnątrz – ocenia poseł Jan Grabiec z PO.

ROZMOWA

Pieniądze tylko dla aktywnych

Rafał Szczepański, współtwórca projektu założeń do ustawy

Zasłynął pan udaną walką z systemem janosikowego. Skąd pomysł na zajęcie się teraz problemem funkcjonowania dzielnic?
Dzielnice są jednostkami najbliżej obywatela, pozwalają mieszkańcom gmin na integrowanie się i wspólne działania w celu poprawy jakości życia. Jednocześnie w systemie prawnym nie ma jasnych zasad finansowania dzielnic. Dobrym pomysłem było wprowadzenie w 2009 r. funduszu sołeckiego, wspierającego jednostki pomocnicze w gminach wiejskich. Należy go przenieść na poziom dzielnic, oczywiście z uwzględnieniem ich specyfiki oraz różnic.
Temat dzielnic podejmuje też projekt ustawy o metropolii warszawskiej. Mowa np. o uprawnieniach w zakresie zarządzania budżetem dzielnicy i jej inwestycjami czy bezpośrednich wyborach burmistrzów dzielnic Warszawy.
Abstrahując od tła politycznego tych rozwiązań, sam pomysł na pewne usamodzielnienie dzielnic warszawskich idzie w dobrą stronę. Zwłaszcza w Warszawie widoczne jest zróżnicowanie potencjału dochodowego poszczególnych dzielnic. Nasz pomysł jest jednak szerszy – miałby objąć wszystkie gminy, na terenie których funkcjonują dzielnice. Oczywiście w obecnym stanie prawnym tylko Warszawa ma obowiązek ich tworzenia, ale tego typu jednostki pomocnicze działają w wielu miastach. Im wszystkim należy się zagwarantowanie jasnych reguł umożliwiających dofinansowanie działalności dzielnic i usprawnienie rozwoju najmniejszych społeczności lokalnych. Poza tym nasz pomysł nie odnosi się do kwestii politycznych – wyborów, sporów kompetencyjnych itp. Jego celem jest wyłącznie przyznanie dzielnicom pewnej samodzielności finansowej.
Skąd wziąć pieniądze na pokrycie części dzielnicowych wydatków przez budżet?
To kwestia decyzji politycznej. My proponujemy wprowadzenie systemu i procedur pozwalających gminom oraz państwu na sprawne dofinansowanie działalności najbardziej aktywnych dzielnic, których mieszkańcy wykazują się największą innowacyjnością i inicjatywą lokalną. Innymi słowy, nasza propozycja nie zawiera na tym etapie wyliczeń i konsekwencji finansowych, jej celem jest bowiem stworzenie ram prawnych, których wypełnianie w praktyce będzie zależało od możliwości budżetu państwa. Należy również dostrzec, że w różnych gminach dzielnice mają różne zadania. Nie zawsze gmina przyznaje dzielnicom realne kompetencje do wpływania na życie obywateli. W tego typu przypadkach dodatkowe finansowanie dzielnic nie jest potrzebne. Nasza propozycja zmierza do tego, żeby stworzyć instrumenty umożliwiające wspieranie tych najbardziej aktywnych dzielnic, co jednocześnie będzie stanowiło zachętę dla innych gmin do tworzenia dzielnic i przyznawania im istotnych zadań publicznych.
Co dalej będzie działo się z projektem? Sondował pan jego szanse wśród parlamentarzystów?
Obecnie przygotowaliśmy projekt założeń ustawy, którą chcielibyśmy uregulować tzw. fundusz dzielnicowy. Chcemy propozycje przekonsultować z najbardziej zainteresowanymi, czyli z organami dużych gmin miejskich i istniejącymi dzielnicami, do których właśnie rozsyłamy projekt założeń. Rozmawiamy także ze Związkiem Miast Polskich i Unią Metropolii Polskich. Po tych konsultacjach przygotujemy ostateczny projekt ustawy, którym zainteresujemy posłów, mam nadzieję, że ze wszystkich opcji. Chcielibyśmy, aby gotowy, skonsultowany projekt ustawy został zgłoszony jako własny przez grupę posłów do dalszej pracy w Sejmie. Wybory samorządowe zbliżają się wielkimi krokami. Dlatego uważam, że warto coś wspólnie zrobić dla rozwoju samorządności lokalnej.